[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wanda natychmiast wyczu³a w Sawiczu s³abe miejsce, jego gotowoœæ do podporz¹dkowania siê i niezdolnoœæ powiedzenia “nie”.Wyczu³a te¿ s³aboœæ Heleny, s³aboœæ p³yn¹c¹ z nadmiernej dumy.Ta szczapa kierowa³a siê jakimiœ zasadami, nie przekracza³a ich i myœla³a, ¿e inni równie¿ je uszanuj¹.Wanda zwyciê¿y³a w ci¹gu trzech dni.Teraz wydawa³o siê dziwne, ¿e a¿ tak szybko, chocia¿ te dni by³y bardzo d³ugie.Od tej pory Sawicz sta³ siê jej bezwzglêdn¹ w³asnoœci¹, co jednak powodowa³o sta³¹ niepewnoœæ, bo przecie¿ Sawicz pozosta³ ten sam.Co gorsza, zjawi³ siê rodzaj skruchy i jakaœ wstydliwa, œmiesz¹ca sam¹ Wandê têsknota do Heleny.Tak, potrafi³a trzymaæ Sawicza w garœci, nawet na odleg³oœæ, ale zawsze pamiêta³a, ¿e “nie ma regu³”, a skoro nie ma dla niej, to nie ma równie¿ dla innych.Teraz, gdyby to od niej zale¿a³o, wprowadzi³aby takie regu³y i chocia¿ z up³ywem lat konkurentek by³o coraz mniej, nie os³abia³a chwytu.Dzisiejsze przebudzenie o¿ywi³o stare niepokoje, ale równie¿ nadziejê, ¿e Helenie siê nie poszczêœci³o.Zawiod³a siê.Helena sta³a siê jej rówieœnic¹, w³aœnie tak¹, jak¹ po raz pierwszy ujrza³ Nikita Sawicz.Wandzie œcisnê³o siê serce, kiedy rano wesz³a do domu Kastielskiej: Helena sta³a plecami do s³oñca i jej platynowe lekkie w³osy tworzy³y œwietlist¹ aureolê.Co prawda, by³a tak samo chuda, jak w staroœci.Mo¿e dla innych smuk³a, ale w oczach Wandy po prostu chuda.Zreszt¹ i to by³o niewielk¹ pociech¹.Zmieszanie Nikity te¿ trudno by³o znieœæ.Tak j¹ ono zabola³o, ¿e omal nie chwyci³a go za rêkê i nie wyprowadzi³a z domu.I nagle, w którymœ momencie, jakby pêk³a szyba i powia³o œwie¿ym wietrzykiem.Wanda zrozumia³a, ¿e trzydziestoletnie wychowywanie, dobrowolna niewola jest silniejsza od starych uroków Heleny.Nikita jej unika, jak sp³oszony zaj¹c zerka na ¿onê, czy aby siê nie gniewa, i jeszcze jedno: Helena zosta³a wierna swoim zasadom i nie przyswoi³a sobie starego aforyzmu.Mój Bo¿e, jak ci biedacy siê oszukali, pomyœla³a Wanda.Mo¿e ona sama nie zm¹drza³a przez te trzydzieœci lat, ale za to nabra³a doœwiadczenia, nauczy³a siê kwalifikowaæ ludzi.Gdyby siê nie nauczy³a, pierwszy lepszy rewizor z obwodu zjad³by j¹ w kaszy.Jeszcze wczoraj wydawa³o siê im, ¿e mo¿na przebudowaæ ¿ycie, odpokutowaæ za swoje grzechy i b³êdy, przywróciæ czas, w którym jeszcze nie by³o jej, dzisiejszej Wandy.Ale przesz³oœci nie mo¿na zatrzeæ, nie mo¿na przed ni¹ uciec, jak przed w³asnym sumieniem.Niepokój znik³.Po raz pierwszy od trzydziestu lat mog³a popatrzeæ na Helenê spokojnie, inaczej ni¿ w czasie przypadkowych spotkañ na ulicy, kiedy dostrzega³a jedynie nowe zmarszczki, siwe w³osy i wytarte rêkawy palta.I Helena jej siê spodoba³a tak, jak mo¿e podobaæ siê m³oda kobieta innej m³odej kobiecie, jeœli nie ma miêdzy nimi rywalizacji, nie ma mê¿czyzny i zazdroœci.Chyba zreszt¹ i Helena to zrozumia³a, bo choæby nie wiem jak siê cz³owiek odm³adza³, dawnej m³odoœci nie zdo³a przywróciæ.Dlatego Wanda zosta³a w domu Kastielskiej nawet wtedy, kiedy pozostali wyszli, sprawnie pomaga³a jej w zajêciach domowych, g³oœno siê œmia³a, kokietowa³a A³maza, tr¹ca³a go wysok¹ piersi¹, bez ¿adnych zreszt¹ zamiarów, po prostu z rozpieraj¹cej j¹ dziewczêcej pustoty.- Dobra myœl, Lenoczka, chodŸmy na spacer! - popar³a projekt A³maza.Ta “Lenoczka” po trzydziestu latach oficjalnej znajomoœci nie zrobi³a dobrego wra¿enia.Helena Siergiejewna uzna³a, ¿e jej by³a rywalka lêka siê jej, ochrania mê¿a i w udawanej familiarnoœci szuka obrony.Pomyœla³a, ¿e jednak nie warto odpychaæ Wandy.- ChodŸmy - powiedzia³a.Wanda przygl¹da³a siê, jak Kastielska usi³uje swe puszyste, platynowe w³osy zwin¹æ w babciny kok.- Zostaw je - powiedzia³a.- Daj spokój z tym kokiem, tak ci bardziej do twarzy.- I doda³a z zawiœci¹: - Ty to masz szczêœcie, figura niemal wcale ci siê nie zmieni³a.Mo¿esz nosiæ wszystkie swoje sukienki.Helena mia³a na sobie star¹, ciemn¹ sukienkê z bia³ym ko³nierzykiem.Teraz jednak wygl¹da³a w niej nie jak nauczycielka, lecz jak uczennica przed balem maturalnym.Wanda natomiast musia³a za³o¿yæ elastyczn¹ bluzkê, a spódnicê spi¹æ agrafk¹.- Tylko ¿e twoje pantofle to po prostu coœ okropnego.Dzisiaj nikt ju¿ takich nie nosi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]