[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Utrzymanie psa jest znacznie tańsze niż zatrudnienie wartownika.Zresztą któż chciałby za marne grosze pracować na tym pustkowiu? A poza tym piesnie podlega przepisom o ochronie przed szkodliwym działaniem promieniowania.Może dotrzeć tam, gdzie nie wolno posłać wartownika.Hodowla Agenora,zapoczątkowana przed trzydziestu prawie laty, dostarczała tylu zwierząt, ilebyło potrzeba.Corocznie rodziło się kilkadziesiąt szczeniąt i tyleż dorosłychpsów w wieku nie przekraczającym dwóch-trzech lat ginęło wskutekpromieniowania. Wracając z cmentarza Agenor przeszedł obok betonowejpłyty, na której stały napełnione beczki.Przeliczył kwadraty.Było ichdwadzieścia cztery pełne i jeden rozpoczęty.Sześćset dziewięć przez niespełnadwadzieścia osiem lat - przeliczył w myślach.On sam nawet nie umiałby wyjaśnić,dlaczego to robi, dlaczego utrwala psią padlinę w beczkach z syntetyczną żywicą.Zwierzęta nie były radioaktywne.One tylko otrzymały śmiertelną dawkępromieniowania pochodzącą z odpadów szczelnie zabezpieczonych i ukrytych wpodziemnych komorach.Po prostu sprawiło mu jakąś dziwną przyjemnośćuruchamianie nieprzydatnych już urządzeń do zestalania odpadów.Obsługiwał je wmłodości.Poza tym był to najmniej kłopotliwy sposób zabezpieczenia martwychzwierząt przed rozkładem w promieniach stepowego słońca.W magazynie było dośćpustych beczek i syntetycznych żywic. A może także.nie umiał rozstaćsię z tymi biednymi zwierzętami po ich śmierci.Dziś stało się to, czego oddawna oczekiwał: genetyczne skutki napromienienia wielu psich generacji dałyznać o sobie.Martwy miot, zniekształcenia anatomiczne.Co będzie dalej? Jakdługo można to ciągnąć? - Nie będzie następnych miotów.Trzeba z tymskończyć, Agenorze - mruknął do siebie.- Nie można wiecznie produkowaćzdechłych psów, beczkowanych w masie żywicznej.Wiedział, że nie ma odwrotu.Było za późno.Sam był już tylko odpadem ludzkości.Kiedyś nie znalazłszyzrozumienia wśród ludzi, został z tymi zwierzętami.Był ich panem, opiekunem ibogiem śmierci. Trzy beczki stały pod wylotemdozownika.Agenor notował w księdze kolejne pozycje: "698.Uran; 699.Neptun;700.".Zastanawiał się przez chwilę, bezzębnymi dziąsłami ściskając koniecdługopisu.Potem uśmiechnął się chytrze i dopisał: "Pluton". Uruchomiłprzekaźnik czasowy i zszedł powoli na dół.Podszedł do wózka, wspiął się ztrudem na jego platformę i spojrzał na zegarek.Wydobył z kieszeni czerwonąkapsułkę, włożył ją do ust i wcisnął się do trzeciej beczki. Łapapodajnika ustawiła starannie ostatnią beczkę uzupełniającą dwudziesty ósmykwadrat powrót
[ Pobierz całość w formacie PDF ]