[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Nawdychał się czadu - odpowiedziała Cory.- Czy ktoś wezwał. - Kayla Talcott zawiadomiła straż. - Dobrze.Ale nikt nie stoi przy bramie, żeby ich wpuścić. - Ja pójdę - zaofiarowałam się i od razu odwróciłam się na pięcie, lecz przytrzymała mnie za rękę. - Co z resztą? - wyszeptała, mając oczywiście na myśli Paynów. - Nie wiem. Kiwnęła głową i puściła mnie. Ruszyłam do bramy, po drodze pożyczając klucz od Alexa Montoyi, który chyba nigdy nie wyjmował go z kieszeni.Właśnie
dlatego nie musiałam zawracać do domu, gdzie pewnie nakryłabym rabusiów i za karę została zamordowana. Strażakom wyraźnie się nie spieszyło.Wpuściwszy ich, zamknęłam z powrotem bramę i przyglądałam się, jak gaszą pożar. Nikt nie widział Paynów.Mogliśmy tylko przypuszczać, że prawdopodobnie w ogóle nie zdołali się wydostać.Cory próbowała zaprowadzić Wardella Parrisha do nas, ale nie chciał się ruszyć, zanim nie wyjaśni się, jaki los spotkał jego siostrę bliźniaczkę oraz siostrzeńców i siostrzenice. Ogień już dogorywał, kiedy znów rozdzwonił się dzwon.Wszyscy rozejrzeliśmy się wokoło.Caroline Balter, matka Harry'ego, rozbujała dzwon i napierała na niego, krzycząc: - Intruzi! Złodzieje! Rabują domy! Bez chwili zastanowienia wszyscy popędziliśmy do domów.Nie przestając charkotać i rzęzić, Wardell Parrish ruszył z moją rodziną, równie niegroźny - równie bezbronny - jak my wszyscy.Pędząc tak lekkomyślnie, mogliśmy łatwo stracić życie.Jednak tym razem mieliśmy szczęście.Przepłoszyliśmy tylko bandziorów. Oprócz radia i zapasów jedzenia włamywaczy skusiły jeszcze różne narzędzia i materiały taty: drut, gwoździe, śruby, sworznie i tym podobne rzeczy.Nie zdążyli wziąć telefonu i komputera - w ogóle niczego z gabinetu ojca.Właściwie wcale tam nie weszli.Przypuszczam, że przegoniliśmy ich, nim zdążyli przeszukać cały dom. Z pokoju Cory ukradli ubrania i buty, za to nie ruszyli nic ani z mojej, ani z chłopców sypialni.Buchnęli też część naszej gotówki, którą trzymaliśmy w kuchni - kuchenne pieniądze, jak nazywa je Cory.Leżały schowane w kartonie po detergencie.Moja macocha wierzyła, że nikt nie połaszczy się na coś takiego.W istocie rzeczy złodzieje mogli zwinąć pudełko ze środkiem czystości w nadziei, że da się je opylić, nie mając pojęcia, co naprawdę jest w środku.Cóż, mogło być gorzej.Kuchenne pieniądze to tylko jakieś tysiąc dolarów na drobniejsze nieprzewidziane wydatki. Reszty oszczędności, których jedna część była ukryta pod cytrynowym drzewkiem, a druga schowana pod podłogą w garderobie Cory razem z dwoma pistoletami, które nam zostały, rabusie nie znaleźli.Tato zadał sobie wiele trudu, żeby zbudować tam coś w rodzaju podłogowego sejfu, bez zamka.Jest zupełnie niewidoczny pod dywanem i zastawiony sponiewieraną komodą, wypełniona po brzegi dodatkami krawieckimi - ocalałymi resztkami materiałów, guzikami, zamkami błyskawicznymi, haftkami.Mebel dawał się przesunąć jedną ręką.Odpowiednio pchnięty, jechał z jednego końca garderoby na drugi, tak że wystarczało parę sekund, by w razie potrzeby wydostać i pieniądze, i broń.Na sztuczkę z zamaskowanym schowkiem nie nabrałby się nikt, kto tylko miałby dość czasu na staranne przeszukanie pokoju - na szczęście nie mieli go nasi włamywacze.Wprawdzie wywlekli na podłogę kilka szuflad, jednak nie przyszło im do głowy zajrzeć pod komodę. Wzięli za to maszynę do szycia mojej macochy: przenośny, stary, lecz solidny model z futerałem.I to dopiero był cios.Obie z Cory szyłyśmy, przerabiałyśmy i cerowałyśmy na niej ubrania całej rodziny.Nawet robiłam sobie nadzieję, że szyjąc dla innych w sąsiedztwie, zdołam zarobić trochę grosza.Teraz maszyna przepadła.Odtąd całe szycie trzeba będzie odwalać ręcznie, co z pewnością zajmie więcej czasu, a i efekty nie będą takie, do jakich przywykliśmy.Źle.Niedobrze.Ale nie fatalnie.Cory opłakała stratę maszyny, lecz poradzimy sobie bez niej.Moja macocha nie wytrzymała po prostu tej lawiny nieszczęść. Przystosujemy się.Nie mamy wyboru.Bóg jest Przemianą. Patrzcie, ile się dzieje, abym nie zapomniała o tym. *** Curtis Talcott przyszedł pod moje okno i zakomunikował, że strażacy znaleźli w zgliszczach domu Paynów i Parrishów zwęglone ciała i kości.Jest też policja, która jeszcze na razie przyjmuje zgłoszenia rabunków i ewidentnych podpaleń.Przekazałam wiadomość Cory.Niech zdecyduje, czy sama powie Wardellowi Parrishowi, czy zostawi to gliniarzom.Ułożyliśmy go na jednej z kanap w saloniku, ale wątpię, by zdołał zasnąć.Choć nigdy go nie lubiłam, żal mi go.Stracił dom i wszystkich bliskich.Z całej rodziny tylko on przeżył.Jakie to uczucie? WTOREK, 29 GRUDNIA 2026 Nie wiem, jak długo Cory się to uda, ale jakimś, jak sądzę, że nie całkiem legalnym sposobem, zdołała przejąć część etatu, na którym tyle lat przepracował mój ojciec.Pozwolili jej prowadzić
jego zajęcia.Za pomocą już zainstalowanych u nas komputerowych łączy będzie zadawać i odbierać domowe zadania i brać udział w telefonicznych i komputerowych sesjach.Powinności administracyjne taty przejmie ktoś inny, komu przyda się dodatek do pensji i kto zechce zjawiać się w college'u częściej niż raz lub dwa razy na miesiąc.Wszystko więc pozostanie tak, jak gdyby tato dalej uczył, a tylko postanowił zrezygnować z innych obowiązków. Cory wyjednała tę posadę prośbami, błaganiem i pochlebstwami, wypłakując się wszystkim przyjaciołom i wypominając wszelkie oddane im kiedyś przysługi, jakie tylko mogła sobie przypomnieć.Kadra college'u zna ją.Uczyła tam przed urodzeniem Bennetta, zanim uzmysłowiła sobie, że tutaj też jest potrzebna, i zaczęła prowadzić własną domową szkółkę dla wszystkich dzieci z sąsiedztwa.Tato skwapliwie przystał na jej odejście z college'u nie chcąc, żeby jeździła do pracy i z pracy za murem, bez przerwy narażona na wszelkie czyhające tam niebezpieczeństwa.Sąsiedzi płacą nam czesne za każde dziecko - ale naprawdę niewysokie.Nie da się za to utrzymać domu. Teraz Cory znów będzie musiała wyjeżdżać na zewnątrz.Zaczęła już coś w rodzaju naboru mężczyzn i starszych chłopców do eskorty, która towarzyszyłaby jej w drodze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]