[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z twarzy Stavro odpłynęła krew, na policzkachbrzydko uwidoczniły się pryszcze i dzioby po ospie. - Mówiłam ci, nie zmuszaj mnie - syknęła Ciri.- Niechcę cię zabijać! Ale nie pozwolę się dotknąć.Wracaj tam,skądżeś przyszedł. Cofnęła się, odwróciła, opuściła miecz i spojrzała w górę,w stronę loży. - Bawicie się mną? - krzyknęła łamiącym się głosem.- Chcecie mnie zmusić do walki? Do zabijania? Nie zmusicie! Nie będę walczyć! - Słyszałeś, Imbra? - rozbrzmiał w ciszy drwiący głosBonharta.- Czysty zysk! I żadnego ryzyka! Ona nie będzie walczyć.Można ją więc zabrać z areny i zawieźć żywą baronowi Casadei,by sobie z nią poigrał do woli.Można ją brać bez hazardu! Gołą ręką! Windsor Imbra splunął.Wciąż przyciśnięty plecami dobali Stavro dyszał, ściskając miecz w dłoni.Bonhart zaśmiał się. - Ale ja, Imbra, stawiam brylanty przeciw orzechom,że się wam to nie uda. Stavro odetchnął mocno.Wydało mu się, że odwróconado niego plecami dziewczyna jest rozkojarzona, zdekoncentrowana.Wrzał z gniewu, wstydu i nienawiści.I niewytrzymał.Zaatakował.Szybko i zdradziecko. Widownia nie zauważyła uniku i odwrotnego ciosu.Zobaczyła tylko, jak rzucający się na Falkę Stavro wykonujenagle iście baletowy podskok, po którym w mało baletowysposób pada brzuchem i twarzą w piach, a piach momentalnie nasiąka krwią. - Instynkty biorą górę! - przekrzyczał tłum Bonhart.- Odruchy działają! Co, Houvenaghel? Nie mówiłem? Zobaczysz, brytanynie będą potrzebne! - Cóż za piękne i zyskowne widowisko - Houvenaghelaż zmrużył oczy z rozkoszy. Stavro uniósł się na drgających z wysiłku ramionach,zaszamotał głową, zakrzyczał, zachrypiał, rzygnął krwiąi opadł na piasek. - Jak się nazywał ten cios, mości Bonhart? - seksowniewychrypiała markiza de Nementh-Uyvar, pocierająckolanem o kolano. - To była improwizacja - spod wargi łowcy nagród,który w ogóle na markizę nie patrzył, błysnęły zęby.-Piękna, twórcza i wręcz, rzekłbym, wisceralna improwizacja.Słyszałem o miejscu, gdzie uczą takiego improwizowanegowypruwania flaków.Założę się, że nasza panienka znato miejsce.Ja już wiem, kim ona jest. - Nie zmuszajcie mnie! - wrzasnęła Ciri, a w głosie jejzadygotała iście upiorna nuta.- Nie chcę! Rozumiecie?Nie chcę! - Ty dziwko z piekła rodem! - Amarant zwinnieprzeskoczył barierę, momentalnie okrążając arenę, by odwrócićuwagę Ciri od wskakującego z przeciwnej strony Kołtuna.Za Kołtunem barierę przesadził Końska Skóra. - Nieczysta gra! - zaryczał czuły na czystość giermały jak niziołek burmistrz Pennycuick, a wraz z nim ryczałtłum. - Trzech na nią idzie! Nieczysta gra! Bonhart zaśmiał się.Markiza oblizała wargi i zaczęłamocniej przebierać nogami. Plan trójki był prosty - przyprzeć cofającą się dziewczynędo bali, a potem dwóch blokuje, trzeci zabija.Nicz tego nie wyszło.Z prostej przyczyny.Dziewczyna niecofnęła się, lecz zaatakowała. Wśliznęła się między nich baletowym piruetem, takzwiewnie, że prawie nie znacząc piasku.Kołtuna uderzyław przelocie, dokładnie tam, gdzie należało uderzyć.W tętnicę szyjną.Cięcie było tak lekkie, że nie straciłarytmu, tanecznie wywinęła się w odwrotny zwód, takszybko, że nie spadła na nią nawet kropla krwi, buchającejz szyi Kołtuna strumieniem długim niemal na sążeń.Amarant, który znalazł się za nią, chciał rąbnąć ją w kark,ale zdradziecki cios zadzwonił o błyskawiczną paradę wyrzuconejza plecy klingi.Ciri odwinęła się jak sprężyna,cięła oburącz, wzmacniając siłę ciosu ostrym skrętem bioder.Ciemna gnomia klinga była jak brzytwa, rozchlastałabrzuch z sykiem i mlaśnięciem.Amarant zawył i runąłna piach, zwijając się w kłębek.Końska Skóra, doskakując,zadał dziewczynie sztych w gardło, ona zaś wywinęłasię w uniku, obróciła płynnie i krótko sieknęła go środkiemklingi w twarz, rozwalając oko, nos, usta i podbródek. Widownia wrzeszczała, gwizdała, tupała i wyła.Markizade Nementh - Uyvar włożyła obie dłonie pomiędzy ściśnięteuda, oblizywała błyszczące wargi i śmiała się przepitym,nerwowym kontraltem.Nilfgaardzki rotmistrz rezerwybył blady jak welinowy papier.Jakaś kobieta próbowałazasłonić oczy wyrywającemu się dzieciakowi.Siwystaruszek z pierwszego rzędu wymiotował gwałtownie i głośno,opuściwszy głowę między kolana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]