[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był pierwszy dzień przedwiośnia.Powiał wiatr południowy i w płynne błoto zamienił stosy śniegu uzgarniane wzdłuż chodników.We włosy i w usteczka, w nozdrza, w policzki i w uszy dzieci spieszących do szkółek wiał ów wiatr suchy, odmienny.Tysiące wróbli ćwierkały radośnie, do upadłego, hardo i nieustępliwie na gzemsach odrapanych murów, na załamaniach rynien i na czarnych gałęziach kasztana, więźnia w podwórzu żydowskiej kamienicy.Bladozielone Żydki wyściubiły niebieskawe nosy z piwnic i że tak powiem, z mieszkań na Franciszkańskiej ulicy.W czystych alejach przechodnie szli wesoło, tupiąc suchymi butami po betonie chodnika, który w oczach obsychał.Już się na rogu ulicy uwijała młoda ulicznica w przedwcześnie wiosennym stroju, ażeby przecie więcej nagości na wabia łobuzom pokazać.Obłok wiosenny nad miastem przepływał jak anioł boży, zarówno miłujący cnotliwe i grzeszne.Dzwon się na wieży dalekiej rozlegał, jak gdyby na zlecenie anioła lecącego przez niebiosy wołał ku wszystkim nędzarzom, znękanym i zżartym przez choroby: “Wiosna, o ziemscy nędzarze!”Tego dnia właśnie od Nowego Światu, przez plac Trzech Krzyżów ciągnęła wielka manifestacja robotnicza w stronę Belwederu.Bezrobotni wskutek fabrykanckiego lokautu', strajkujący wskutek drożyzny i niemożności wyżycia z płacy zarobkowej tak nędznej, jaka była ich udziałem - i uświadomieni komuniści.Ci trzymali prym, młoda gwardia, a raczej awangarda Sowietów.Ludzie ci ściągnęli z niskiego Powiśla i z dalekiej Woli.Przemknęli się pojedynczo wszystkimi ulicami, a tutaj dopiero, u wylotu Alei Ujazdowskich, spiknęli się i z radością natrafili na swoich.Właściwy powód tego pochodu był następujący.W jednej z fabryk robotnicy zażądali podwyżki zarobku o 50 procent.Skoro dyrekcja kategorycznie odmówiła, grzecznie ujęli dyrektora pod paszki i wyprowadzili na podwórze, a z podwórza za bramę.Tam zaś poprosili go kolanem, żeby poszedł do swego mieszkania, a tutaj się nie plątał, gdzie go nie potrza.Sami zaś zajęli pozycje przy maszynach, każdy specjalista przy swojej specjalności.Fabrykę ogłosili jako zajętą w posiadanie rady robotniczej.Właściciel fabryki ze swej strony ogłosił, że fabrykę zamyka na czas nieograniczony, a wszystkich robotników wydala.Wtedy robotnicy oświadczyli, że nie pozwolą zamknąć tej fabryki, sami będą pracować i nikomu jej nie dadzą.Wtedy policja otoczyła fabrykę i zażądała od zespołu robotników, żeby wyszedł dobrowolnie, jeśli nie chce narazić się na przymusowe wydalenie.Właśnie wtedy kierownictwo partii zażądało od ogółu robotników poparcia.Manifestacja wyszła nagle z placu i ruszyła pod Belweder.W pierwszym szeregu znacznego tłumu szli ująwszy się pod ręce ideowi przedstawiciele, między innymi Lulek i Baryka.Baryka w samym środku, ubrany w lejbik żołnierski i czapkę żołnierską.Śpiewali.Właśnie konna policja pokazała się w jednej z ulic poprzecznych.Oficer na pięknym koniu, w płaszczu gumowym spiętym na piersiach, w skokach konia i lansadach przejeżdżał obok tłumu szarego i rudego, który się ściskał i zbijał w jedno ciało.Oficer przypatrywał się pilnie ideowcom.Specjalnie pilnie temu w czapce żołnierskiej.Gdy tłum zbliżył się pod sam już pałacyk belwederski, z wartowni żołnierskiej wysunął się oddział piechoty i stanął w poprzek ulicy, jakby tam nagle ściana szara, parkan niezłomny, mur niezdobyty wyrósł.Baryka wyszedł z szeregów robotników i parł oddzielnie, wprost na ten szary mur żołnierzy - na czele zbiedzonego tłumu.Konstancin, d.21 września 1924
[ Pobierz całość w formacie PDF ]