[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oprócz jego w³asnego odbicia nie pojawi³o siê ¿adne inne.Dotkn¹³ tafli i ramy lustra, dotkn¹³ kurków i porcelanowej umywalki.Poprzedniej nocy wszystkie te przedmioty by³y pochlapane krwi¹, któr¹ Mary wywo³a³a i na krótko podtrzyma³a sw¹ psychiczn¹ si³¹.Gêsta, lepka krew by³a realna.a jednak nierealna.Krew namacalna, maj¹ca kolor i strukturê (nawet jeœli zaledwie przez kilka sekund), ale nie pochodz¹ca z tego œwiata.Zastanawia³ siê, czyj ból i cierpienie wyra¿a³a.Mog³a to byæ symboliczna krew blondynki, której œmieræ przewidzia³a Mary.A mo¿e to krew Mary zniknê³a z palców Maksa?Wró¿ba jej œmierci?— Bo¿e, dopomó¿ jej! — powiedzia³ Lou do siebie.14Mary siedzia³a na niewygodnym metalowym krzeœle.D³onie opar³a na torebce, któr¹ trzyma³a na kolanach.Maks zaj¹³ miejsce na lewo od ¿ony.Wiedzia³, ¿e Mary nie lubi³a d³ugich rozmów z policjantami i ¿e przera¿aj¹ca, zimna atmosfera posterunków wyprowadza³a j¹ z równowagi.Kilkakrotnie w ci¹gu ostatnich piêtnastu minut wychyla³ siê z krzes³a i dotyka³ jej.Nic rzucaj¹cego siê w oczy.Po prostu delikatne, uspokajaj¹ce i pe³ne czu³oœci uœciski i dotkniêcia.Jak zwykle obecnoœæ mê¿a oddawa³a jej otuchy.Z prawej strony siedzia³ Lou, który obróci³ swoje krzes³o tak, aby móc skrzy¿owaæ rêce na jego oparciu.W pokoju pachnia³o zatêch³ym dymem z cygara.Oœwietlenie by³o za jaskrawe.Na œcianach wisia³y zdjêcia œwiêtej pamiêci J.Edgara Hoovera, idola szeryfa Patmore’a, oraz kalendarz wojskowy z ró¿nymi scenkami bitew, inn¹ na ka¿dy miesi¹c.John Patmore, starszy oficer policji Kings’s Point, pochyla³ siê nad swym zaba³aganionym biurkiem, rozmawiaj¹c powa¿nie przez telefon z Percym Ostermanem.Najwidoczniej szeryf musia³ mówiæ o Mary pochlebnie, aby przekonaæ Patmore’a do wspó³pracy z ni¹.Na ustach Patmore’a b³¹ka³ siê wymuszony uœmiech.Policjant wygl¹da³ zadziwiaj¹co dobrotliwie.Mia³ ponad czterdziestkê: okr¹g³a twarz, br¹zowe oczy, prawie ³ysy.Niczym nie wyró¿niaj¹ce siê rysy.Przeciêtnej wagi i wzrostu.Martwi³a siê, ¿e nie przedstawili sprawy doœæ dok³adnie, prosz¹c Patmore’a o pomoc.Lou poradzi³ jej, ¿eby nie wtajemnicza³a go w najbardziej zadziwiaj¹ce aspekty historii.Nie powiedzia³a nic o lataj¹cych szklanych psach, oszala³ych mewach ani lustrach ociekaj¹cych krwi¹.To wszystko, utrzymywa³ Lou, wprawi³oby Patmore’a w zak³opotanie.Lou objaœni³ naturê si³ psychicznych Mary, a ona powiedzia³a policjantowi tylko tyle, ¿e masowe morderstwa z ostatnich kilku dni by³y spraw¹ jednego cz³owieka, ¿e zesz³ej nocy zabi³ w King’s Point m³od¹ kobietê (nie odnaleziono jeszcze cia³a) i ¿e dzisiaj o siódmej wieczór otworzy ogieñ ze strzelby o du¿ej mocy na jednej z trzech wie¿ góruj¹cych nad portem.W koñcu Patmore po¿egna³ siê z Percym Ostermanem i od³o¿y³ s³uchawkê.Przechyli³ siê na oparcie krzes³a.Przez prawie minutê gapi³ siê przed siebie.Uœmiecha³ siê.— Nie przejmujcie siê szeryfem.On nie chce byæ niegrzeczny — powiedzia³ Lou do Maksa i Mary.— Co pewien czas przestaje myœleæ i zapomina zacz¹æ na nowo.Ignoruj¹c dziennikarza, Patmore odwróci³ siê do Mary.— To mi siê nie podoba.Szalony zabójca w moim mieœcie.— Jeœli my.— zaczê³a Mary.— To wszystko mi siê nie podoba.Dowodzê bardzo zwartym ma³ym miastem jako szef policji — powiedzia³ Patmore, wyci¹gaj¹c cygaro z szuflady biurka.— Mo¿emy.— W ka¿dej z tych wie¿ — ci¹gn¹³ Patmore — poniewa¿ Percy Osterman porêczy³ za was, chocia¿ ci¹gle mam w¹tpliwoœci co do tych psychicznych g³upstw, o szóstej godzinie, godzinê przed czasem, jeœli siê pani nie myli, bêdê mia³ ludzi.— To znaczy umieœci pan ludzi na wie¿ach dziœ wieczorem? — zapyta³a Mary niepewna, czy w³aœciwie zrozumia³a zawik³an¹ wypowiedŸ.Patmore zmru¿y³ oczy.Zacz¹³ nawil¿aæ koniec cygara.Wyj¹³ je z ust.— Czy w³aœnie tego nie powiedzia³em?— Musicie wybaczyæ szeryfowi — skomentowa³ Lou.— Myœli, ¿e „sk³adnia” to pieni¹dze, jakie koœció³ zbiera od grzeszników.Ku zadowoleniu Mary, policjant umyœlnie ignorowa³ Lou.— Przyjrzyjmy siê raz jeszcze szczegó³om pani wizji od pocz¹tku do koñca.Westchnê³a i lekko siê odprê¿y³a.Ten horror zbli¿a siê ku koñcowi, pomyœla³a.A póŸniej: Czy naprawdê? Czy mo¿e w³aœnie siê zaczyna?— Dobrze siê czujesz? — zapyta³ Maks.— Tak — sk³ama³a.Na chodniku przed komend¹ policji Maks odwróci³ siê do Lou i powiedzia³:— No, to by³o o wiele ³atwiejsze, ni¿ mówi³eœ.Lou wzruszy³ ramionami.— Jestem zaskoczony.Zazwyczaj potrzebny jest zabieg chirurgiczny, aby zaszczepiæ w jego umyœle jakiœ pomys³.— NajwyraŸniej bardziej ceni Percy’ego Ostermana, ni¿ myœla³eœ — stwierdzi³a Mary.— To z pewnoœci¹ gra pewn¹ rolê.Ale myœlê, ¿e to równie¿ asekuracja.Wie, ¿e gdyby nazwa³ ciê szarlatanem i wyrzuci³ z biura, a potem zabójca naprawdê uderzy³ z tych wie¿, domaga³bym siê jego rezygnacji na pierwszej stronie mojej gazety dwa razy w tygodniu, a¿ pozosta³by bez pracy.Maks zaproponowa³, aby zaparkowaæ samochody i przejœæ dwie ulice do portu piechot¹.— Mo¿emy wst¹piæ na lunch i drinki do „The Sea Locker” i popatrzeæ na ³odzie.Gdy tak sz³a miêdzy Maksem a Lou, powoli wraca³a do siebie.Bryza zwia³a z jej twarzy zapach cygara Patmore’a i jednoczeœnie unios³a z sob¹ czêœæ napiêcia i niepokoju.Pogoda poprawi³a siê.Chocia¿ niebo by³o nadal pochmurne, a prognozy na dzieñ jutrzejszy zapowiada³y deszcz, by³ to jeden z szeroko reklamowanych zimowych dni po³udniowej Kalifornii.Temperatura podnios³a siê do siedemdziesiêciu stopni Fahrenheita.Powietrze by³o tak przejrzyste, jakby nie istnia³o.W taki dzieñ wszyscy byli mieszkañcy Wschodniego Wybrze¿a cieszyli siê, ¿e siê tu przenieœli.Tu¿ przed portem dotarli do sklepu zoologicznego.Z kosza na wystawie wygl¹da³y dwa spanielki.— Och, czy¿ nie s¹ œliczne? — powiedzia³a Mary.Wyœlizgnê³a siê spomiêdzy Maksa i Lou i podesz³a do okna.Szczeniêta przyciska³y przednie ³apki do szyby i usi³owa³y pow¹chaæ przez ni¹ rêkê Mary.Merda³y ogonkami jak oszala³e.— Nigdy nie chcia³em psa — mrukn¹³ Lou.— S¹ zbyt zale¿ne.— S¹ s³odkie — zaprotestowa³a.— Nie lubiê te¿ kotów.— Dlaczego? — zapyta³ Maks.— S¹ zbyt niezale¿ne.— Lou, trochê przesadzasz — stwierdzi³ Maks.— No có¿, w niektórych krêgach jestem znany jako zatwardzia³y zrzêda.Muszê podtrzymywaæ tê reputacjê, no nie? — Dziennikarz uœmiechn¹³ siê.Mary przemawia³a do piesków przez szybê, a one wierci³y siê i szczeka³y z entuzjazmem.— Wiem, jak bardzo kochasz zwierzêta — powiedzia³ Maks.— Myœla³em o podarowaniu ci psa na Gwiazdkê.Mo¿e powinienem by³ to zrobiæ.— Och, nie — zaprotestowa³a, ci¹gle bawi¹c siê ze szczeniakami.— To oznacza³oby ich œmieræ.Lou spojrza³ na ni¹ ze zdziwieniem.— Mówisz dziwne rzeczy.Wspomnienia pokaleczonych kotów, psów, królików i innych ma³ych stworzeñ zamigota³y przed jej oczyma obrzydliwymi kolorami.Odwróci³a siê od spanieli.— Alan mia³ bardzo du¿o zwierz¹t, gdy by³ ch³opcem.Sama te¿ mia³am kilka.Ale wszystkie by³y torturowane i zabite.— Torturowane i zabite? — zapyta³ Lou.— O czym ty mówisz, na mi³oœæ bosk¹?— Ch³opak Bertona Mitchella to robi³ — powiedzia³a Mary
[ Pobierz całość w formacie PDF ]