[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To była ostatnia akcja marynarki wojennej na Mauri - Przymierzui. - To wszystko, komandorze.- Morpurgo odwrócił się plecami dobohatera wojennego i odezwał się do CEO: - Czy życzy pani sobie jeszcze o cośnas zapytać? Meina Gladstone pokręciła głową.Senator Kolchev odchrząknął. - Może powinniśmy zwołać zamknięte zebranie gabinetu w budynkurządowym. - Nie ma potrzeby - odparła.- Już podjęłam decyzję.AdmiraleSingh, jest pan upoważniony do translokowania tylu jednostek floty wojennej doukładu Hyperiona, ile pan i szefowie sztabów uznacie, za wskazane. - Tak, proszę pani. - Admirale Nashita.Oczekuję zwycięskiego zakończenia walk wciągu standardowego tygodnia od czasu, kiedy otrzyma pan odpowiednie posiłki.-Rozejrzała się wokół stołu.- Proszę państwa, nie jestem wstanie wyrazić, jakważne jest dla nas utrzymanie Hyperiona i odparcie Intruzów raz na zawsze.-Wstała i podeszła do rampy wiodącej w ciemność.- Dobranoc państwu. Była prawieczwarta nad ranem według czasu Sieci i Tau Ceti, kiedy Hunt zabębnił do moichdrzwi.Walczyłem ze snem od trzech godzin, odkąd transmitowaliśmy się zpowrotem.Właśnie pomyślałem, że Meina Gladstone zapomniała o mnie, i zapadłem wdrzemkę, kiedy rozległo się walenie. - Ogród - powiedział Hunt.- I na miłość boską, wsadź pan sobiekoszulę w spodnie. Moje buty lekko skrzypiały na żwirowanej alejce, kiedyprzechadzałem się po ciemnym ogrodzie.Latarnie i żarkule ledwie sączyłyświatło.Gwiazd nie było widać.Ich światło zasłoniła łuna nad ogromnymimiastami TC2, ale światła satelitów mieszkalnych przesuwały się ponieboskłonie jak świetliki. Meina Gladstone siedziała na żelaznej ławce przy mostku. - M.Sevem - zaczęła cichym głosem.- Dziękuję, że pan przybył,i przepraszam, że fatygowałam pana tak późno.Właśnie skończyło się spotkaniegabinetu. Nic nie odpowiedziałem i nie usiadłem. - Chcę pana zapytać o wizytę na Hyperionie dziś rano -zachichotała w ciemności.- Wczoraj rano.Jakie są pańskie wrażenia?Zastanawiałem się, o co jej chodzi.Doszedłem do wniosku, że ta kobieta manienasycony apetyt na informacje i nie jest ważne; czy są one pierwszorzędnegoznaczenia. - Spotkałem kogoś - powiedziałem. - Aha? - Tak, doktora Melio Arundeza.Był.jest. -.przyjacielem córki M.Weintrauba - dokończyła.- Tegodziecka, któremu ubywa lat.Ma pan jakieś nowe dane dotyczące jej stanu? - Nie.Spałem dziś bardzo krótko.Śniłem we fragmentach. - Co wynikło ze spotkania z doktorem Arundezem? Potarłempodbródek.Palce nagle zesztywniały mi z zimna. - Jego zespół badawczy czeka w mieście od miesięcy.Mogą byćnaszą jedyną nadzieją na zrozumienie tego, co dzieje się z Grobowcami Czasu.Natomiast Chyżwar. - Nasi analitycy przewidujący wydarzenia mówią, że pielgrzymipowinni być sami, dopóki nie odegrają swoich ról do końca.- Meina Gladstonepatrzyła w bok, na strumyk. Poczułem nagły, niewytłumaczalny, nieubłagany przypływ gniewu.- Ojciec Hoyt już "odegrał swoją rolę do końca" - powiedziałem ostrzej niżzamierzałem.- Mogli go uratować, gdyby zezwolono na przylot statku.Arundez ijego ludzie mogą jeszcze uratować Rachelę, nawet jeśli Racheli zostało tylkokilka dni. - Mniej niż trzy dni - uściśliła.- Czy było tam coś jeszcze?Jakieś.interesujące wrażenia z planety albo z okrętu admirała Nashity? Zacisnąłem ręce, odprężyłem się. - Nie pozwoli pani Arundezowi wybrać się do grobowców? - Nie teraz. - A co z ewakuacją cywilów z Hyperiona? Przynajmniej zewakuacją obywateli Hegemonii? - To jest teraz niemożliwe. Już chciałem coś powiedzieć, ale się powstrzymałem.Wsłuchiwałem się w szum wody pod mostkiem. - Żadnych innych wrażeń, M.Severn? - Żadnych. - No cóż, życzę panu dobrej nocy i przyjemnych snów.Jutrobędzie szalony dzień, ale mimo to zechcę z panem porozmawiać o tych snach. - Dobranoc - powiedziałem i odwróciłem się na pięcie.Poszedłemszybko do mojego skrzydła budynku rządowego. W ciemnym pokoju wywołałem sonatę Mozarta i zażyłem trzytrisecobarbitale.Najprawdopodobniej wtrącą mnie w narkotyczny sen bez marzeń, wktórym duch Johna Keatsa i duchy pielgrzymów nie będąca stanie mnie dopaść.Rozczaruję Meinę Gladstone.Jakoś mnie to nie przerażało. Pomyślałem o Guliwerze i jego awersji do ludzkości po powrociez krainy inteligentnych koni - Houyhnhnmów.Jego niechęć do własnego gatunkuwzrosła do tego stopnia, że zaczął sypiać w stajniach z końmi tylko po to, żebyich zapach i obecność podtrzymywały go na duchu. Zanim zasnąłem, pomyślałem: Do diabła z Meiną Gladstone, dodiabła z wojną i do diabła z Siecią.I do diabła ze snami.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]