[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale teraz ucichło.Psiakrew, nie podobami się to.Nie podoba mi się to! - Ślady! - powtórzył ze znudzonym naciskiem Rience.- Wciąż widzimy jej ślady! Oczu nie macie? Ona idzieprosto jak strzelił! Gdyby skręciła choćby na krok, choćbyna pół kroku, poznalibyśmy to po śladach! Marsz, szybciej,za chwilę będziemy ją mieli! Zaręczam, za chwilę zobaczymy. Urwał.Boreas Mun westchnął, aż zagrało mu w płucach.Puszczyk zaklął. Dziesięć kroków przed nimi, tuż przed wytyczonąprzez gęste mleko mgły granicą widzialności, ślady kończyły się.Znikały. - Zaraza morowa! - Co jest? - Uleciała, czy jak? - Nie - pokręcił głową Boreas Mun.- Nie uleciała.Gorzej. Rience zaklął wulgarnie, wskazując wycięte w lodowejskorupie rysy. - Łyżwy - warknął, zaciskając bezwiednie pięści.-Miała łyżwy i założyła je.Teraz pomknie po lodzie jakwicher.Nie dogonimy jej! Gdzie, cholera na jego kark,podziewa się Bonhart? Nie dogonimy dziewczyny bez koni! Boreas Mun chrząknął głośno, westchnął.Skellenwolno rozpiął kożuszek, odsłaniając skosem przecinający pierśbandolier z rzędem Orionów. - Nie będziemy musieli jej gonić - powiedział zimno.-To ona dogoni nas.Obawiam się, że nie będziemy długoczekać. - Oszalałeś? - Bonhart to przewidział.Dlatego zawrócił po konia.Wiedział, że dziewczyna wciąga nas w pułapkę.Uwaga!Nadstawiajcie uszu na zgrzyt łyżew o lód! Dacre Silifant zbladł, było to widoczne nawet mimopokraśniałych od mrozu policzków. - Chłopy! - wrzasnął.- Uwaga! Baczenie mieć! I dokupy, do kupy! Nie gubić się we mgle! - Zamknij się! - ryknął Puszczyk.- Zachować ciszę!Bezwzględna cisza, bo nie usłyszymy. Usłyszeli.Z lewego, najodleglejszego krańca ławy,z mgły, dobiegł ich krótki, urwany krzyk.I ostry, chrapliwyzgrzyt łyżew, podnoszący włosy jak pociągnięcie żelazem po szkle. - Bert! - wrzasnął Puszczyk.- Bert! Co się tam stało?Usłyszeli niezrozumiały okrzyk, a za moment z mgływyłonił się Bert Brigden, uciekający na złamanie karku.Już będąc blisko pośliznął się, wywalił, pojechał brzuchem po lodzie. - Dostała.Stigwarda - wydyszał, wstając z trudem.- Zasiekła.w przelocie.Tak szybko.Że ledwom ją widział.Czarownica. Skellen zaklął.Silifant i Mun, obaj z mieczami w dłoniach,obracali się, wytrzeszczając oczy we mgłę. Zgrzyt.Zgrzyt.Zgrzyt.Szybko.Rytmicznie.I corazwyraźniej.Coraz wyraźniej. - Skąd to? - zaryczał Boreas Mun, obracając się,wodząc w powietrzu ostrzem trzymanego oburącz miecza.-Skąd to? - Cicho! - krzyknął Puszczyk, z Orionem we wzniesionejdłoni.- Chyba z prawej! Tak! Z prawej! Nadjeżdżaz prawej! Uwaga! Idący na prawym skrzydle Gemmerczyk zaklął nagle,odwrócił się i pobiegł na oślep we mgłę, chlapiąc po topniejącejwarstewce lodu.Nie ubiegł daleko, nie zdążyłnawet zniknąć im z oczu.Usłyszeli ostry zgrzyt sunącychłyżew, dostrzegli rozmazany, ruchliwy cień.I błysk miecza.Gemmerczyk zawył.Widzieli, jak upadł, widzieli szerokirozbryzg krwi na lodzie.Ranny rzucał się, zwijał,krzyczał, wył.Potem ucichł i znieruchomiał. Ale póki wył, zagłuszył zbliżający się zgrzyt łyżew.Niespodziewali się, że dziewczyna zdoła zawrócić tak szybko. Wpadła między nich, w sam środek.Olę Harsheimacięła w przelocie, nisko, pod kolano, łamiąc go jak scyzoryk.Zakręciła się w piruecie, zasypując Boreasa Munagradem kłujących drobin lodu.Skellen odskoczył, pośliznął się,chwycił za rękaw Rience'a.Upadli obaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]