[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Dwa halerze za godzinę! Poeta wzdrygnął się, szturchnął wałacha piętą.Obejrzał sięukradkiem.Dwaj osobnicy, idący jego tropem od ratusza, zatrzymali się przybalwierni i udawali, że interesują ich ceny usług balwierza, wypisane kredą nadesce.Jaskier nie dał się oszukać.Wiedział, co naprawdę ich interesuje. Pojechał dalej.Minął wielki budynek zamtuza "Pod PączkiemRóży", gdzie, jak wiedział, oferowano wyrafinowane, nieznane lub niepopularne winnych zakątkach świata usługi.Z chęcią, by wstąpić na godzinkę, jego rozsądekwalczył czas jakiś z jego charakterem.Rozsądek zatriumfował.Jaskier westchnął iruszył w kierunku Uniwersytetu, starając się nie patrzeć w stronę szynków, zktórych dobiegały odgłosy wesołej zabawy. Tak, co tu dużo mówić - trubadur kochał miasteczko Oxenfurt. Obejrzał się ponownie.Dwaj osobnicy nie skorzystali z usługbalwierza, choć bezwzględnie powinni byli to uczynić.Obecnie stali przy sklepikuz instrumentami muzycznymi, udając zainteresowanie glinianymi okarynami.Sprzedawca wyłaził ze skóry, zachwalał towar, licząc na zarobek.Jaskier wiedział,że nie ma na co liczyć. Skierował konia ku Bramie Filozofów, głównym wrotom Akademii.Szybko załatwił formalności, polegające na wpisaniu się do księgi gości i oddaniuwałacha do stajni. Za Bramą Filozofów powitał go inny świat.Teren uczelni byłwyłączony ze zwykłej miejskiej zabudowy, nie był, jak miasteczko, placem zaciętegoboju o każdy sążeń powierzchni.Wszystko było tu niemal tak, jak zostawiły toelfy.Szerokie, wysypane kolorowym żwirkiem aleje między zgrabnymi, cieszącymi okopałacykami, ażurowe parkany, murki, żywopłoty, kanały, mostki, klomby i zieloneparki tylko w niewielu miejscach przytłoczone zostały jakiś wielkim, surowymgmaszyskiem, dobudowanym w późniejszych, poelfich czasach.Wszędzie było czysto,spokojnie i dostojnie - zakazana była tu wszelka forma handlu i płatnej usługi,nie wspominając o rozrywkach czy uciechach ciała. Alejkami parku przechadzali się żacy, zaczytani w księgach ipergaminach.Inni, siedzący na ławeczkach, trawnikach i klombach, przepowiadalisobie zadane lekcje, dyskutowali lub dyskretnie grali w cetno i licho, w "kozła",w "kupę" lub w inne wymagające inteligencji gry. Dostojnie i godnie spacerowali tu też profesorowie pogrążeni wrozmowach i dysputach.Kręcili się młodsi bakałarze ze wzrokiem wlepionym w tyłkistudentek.Jaskier z radością stwierdził, że od jego czasów nic się w Akademiinie zmieniło. Powiał wiatr od Delty, niosąc nikły zapach morza i niecosilniejszy smród siarkowodoru z kierunku imponującego gmachu Katedry Alchemii,górującego nad kanałem. Wśród krzewów przylegającego do studenckich dormitoriów parkupoćwierkiwały szarożółte dzwońce, a na topoli siedział orangutan, zbiegły zapewneze zwierzyńca przy Katedrze Historii Naturalnej. Nie tracąc czasu, poeta szybko pomaszerował labiryntem alejek iżywopłotów.Znał teren uniwersytetu jak własną kieszeń, i nie dziwota - studiowałtu cztery lata, potem zaś przez rok wykładał w Katedrze Truwerstwa i Poezji.Posadę wykładowcy zaproponowano mu, gdy zdał końcowe egzaminy z celującymwynikiem, wprawiając w osłupienie profesorów, u których w czasie studiówzapracował sobie na opinię lenia, hulaki i idioty.Później zaś, gdy po kilkulatach wałęsania się po kraju z lutnią jego sława jako minstrela sięgnęła daleko iszeroko.Akademia zaczęła usilnie zabiegać o jego wizyty i gościnne wykłady. Jaskier z rzadka dawał się uprosić, albowiem zamiłowanie dowłóczęgi stale walczyło w nim z upodobaniem do wygody, luksusu i stałego dochodu.Jak również, jasna rzecz, z sympatią do miasteczka Oxenfurt. Obejrzał się.Dwaj osobnicy, którzy nie nabyli okaryn, fujarekani gęśli, kroczyli za nim w pewnym oddaleniu, z uwagą obserwując czubki drzew ifasady budynków. Pogwizdując niefrasobliwie, poeta zmienił kierunek marszu iskierował się ku pałacykowi mieszczącemu Katedrę Medycyny i Zielarstwa.Alejkawiodąca ku Katedrze roiła się od studentek w charakterystycznych jasnozielonychszatach.Jaskier rozglądał się uważnie, szukając znajomych twarzy. - Shani! Młodziutka medyczka o ciemnorudych, przystrzyżonych tuż poniżejuszu włosach podniosła głowę znad atlasu anatomii, wstała z ławeczki. - Jaskier! - uśmiechnęła się, mrużąc wesołe piwne oczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]