[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim baron zmiêk³ i zwolni³ tamtych z lochu, spuœcili z pr¹dem ponad dziesiêciu.Baronowi grozi³o potem wygnanie albo nawet i topór, jedni mieli mu za z³e, ¿e uleg³, dopiero gdy a¿ tylu zabito, inni wszczêli rwetes, ¿e bardzo wielkie z³o uczyni³, ¿e pre.precedens to by³ albo jak, ¿e trzeba by³o tamtych wystrzelaæ z kusz razem z zak³adnikami albo szturmem braæ na ³odziach, nie popuœciæ ni na palec.Baron na s¹dzie prawi³, ¿e mniejsze z³o wybra³, bo na promie by³o wiêcej jak æwieræ setki ludzi, baby, dzieciaki.- Tridamskie ultimatum - szepn¹³ wiedŸmin.- Renfri.- Co?- Caldemeyn, jarmark.- Co?- Nie rozumiesz, Caldemeyn? Oszuka³a mnie.Nie wyjad¹.Zmusz¹ Stregobora do wyjœcia z wie¿y, tak jak zmusili barona z Tridam.Albo mnie zmusz¹ do.Nie rozumiesz? Zaczn¹ mordowaæ ludzi na jarmarku.Wasz rynek, w tych murach, to prawdziwa pu³apka!- Na wszystkich bogów, Geralt! Siadaj! Dok¹d, Geralt?Marilka, przera¿ona krzykiem, zachlipa³a wtulona w k¹t kuchni.- Mówi³am ci! - krzyknê³a Libusze, wyci¹gaj¹c rêkê w kierunku wiedŸmina.- Mówi³am! Samo z³o przez niego!- Cicho, babo! Geralt! Siadaj!- Trzeba ich powstrzymaæ.Zaraz, zanim ludzie wejd¹ na rynek.Zwo³aj stra¿ników.Gdy bêd¹ wychodzili z zajazdu, za ³by ich i w ³yka.- Geralt, b¹dŸ rozs¹dny.Tak nie wolno, nie mo¿emy ich ruszyæ, jeœli niczego nie przeskrobali.Bêd¹ siê broniæ, poleje siê krew.To zawodowcy, wyr¿n¹ mi ludzi.Jeœli dojdzie do Audeona, zap³acê g³ow¹.Dobrze, zbiorê stra¿, pójdê na targ, tam bêdê mia³ na nich oko.- To nic nie da, Caldemeyn.Jeœli t³um wejdzie ju¿ na plac, nie zapobiegniesz panice i rzezi.Ich trzeba unieszkodliwiæ zaraz, póki rynek jest pusty.- To bêdzie bezprawie.Nie mogê na to zezwoliæ.Z tym pó³elfem i Tridam to mo¿e byæ plotka.Mo¿esz siê myliæ, i co wtedy? Audoen pasy ze mnie bêdzie dar³.- Trzeba wybraæ mniejsze z³o!- Geralt! Zabraniam ci! Jako wójt, zabraniam! Zostaw miecz! Stój!Marilka krzycza³a zakrywszy buziê r¹czkami.VICivril, przys³aniaj¹c oczy d³oni¹, popatrzy³ na s³oñce wychodz¹ce zza drzew.Na rynku zaczyna³o siê o¿ywiaæ, turkota³y wozy i wózki, pierwsi przekupnie ju¿ zape³niali stragany towarem.Stuka³ m³otek, pia³ kogut, g³oœno wrzeszcza³y mewy.- Piêkny dzieñ siê zapowiada - rzek³ Piêtnastka w zadumie.Civril popatrzy³ na niego koso, ale nic nie powiedzia³.- Konie jak, Tavik? - spyta³ Nohorn, naci¹gaj¹c rêkawice.- Gotowe, osiod³ane.Civril, wci¹¿ ich ma³o na tym rynku.- Bêdzie wiêcej.- Wypada³oby coœ zjeœæ.- PóŸniej.- Akurat.Bêdziesz mia³ póŸniej czas.I ochotê.- Patrzcie - rzek³ nagle Piêtnastka.WiedŸmin nadchodzi³ od strony g³Ã³wnej uliczki, wchodzi³ miêdzy stragany, zmierza³ prosto na nich.- Aha - powiedzia³ Civril.- Renfri mia³a racjê.Daj mi kuszê, Nohorn.Zgarbi³ siê, napi¹³ ciêciwê, przydeptuj¹c stop¹ strzemi¹czko.Starannie u³o¿y³ be³t w rowku.WiedŸmin szed³.Civril uniós³ kuszê.- Ani kroku dalej, wiedŸminie!Geralt zatrzyma³ siê.Oko³o czterdziestu kroków dzieli³o go od grupy.- Gdzie jest Renfri?Mieszaniec wykrzywi³ swoj¹ ³adn¹ twarz.- Pod wie¿¹, sk³ada czarownikowi pewn¹ propozycjê.Wiedzia³a, ¿e tu przyjdziesz.Poleci³a mi przekazaæ ci dwie rzeczy.- Mów.- Pierwsza rzecz to pos³anie, które brzmi: "Jestem tym, czym jestem.Wybieraj.Albo ja, albo tamto drugie, mniejsze".Masz jakoby wiedzieæ, o co chodzi.WiedŸmin kiwn¹³ g³ow¹, potem uniós³ rêkê, chwytaj¹c rêkojeœæ miecza stercz¹c¹ nad prawym barkiem.Klinga b³ysnê³a, opisuj¹c ³uk nad jego g³ow¹.Wolnym krokiem ruszy³ w kierunku grupy.Civril zaœmia³ siê paskudnie, z³owrogo.- Wiêc jednak.Ona i to przewidzia³a, wiedŸminie.A zatem zaraz otrzymasz drug¹ rzecz, któr¹ poleci³a ci przekazaæ.Prosto miêdzy oczy.WiedŸmin szed³.Pó³elf uniós³ kuszê do policzka.Zrobi³o siê bardzo cicho.Szczêknê³a ciêciwa.WiedŸmin machn¹³ mieczem, rozleg³ siê przeci¹g³y jêk uderzonego metalu, be³t wylecia³ w górê kozio³kuj¹c, sucho trzasn¹³ o dach, zadudni³ w rynnie.WiedŸmin szed³.- Odbi³.- stêkn¹³ Piêtnastka.- Odbi³ w locie.- W kupê - skomenderowa³ Civril.Syknê³y miecze dobywane z pochew, grupa zwar³a siê ramiê do ramienia, naje¿y³a ostrzami.WiedŸmin przyspieszy³ kroku, jego chód, zadziwiaj¹co p³ynny i miêkki, przeszed³ w bieg - nie na wprost, na kolczast¹ od mieczów grupê, ale w bok, okr¹¿aj¹c j¹ po zacieœniaj¹cej siê spirali.Tavik nie wytrzyma³, rzuci³ siê na spotkanie, skracaj¹c dystans.Za nim skoczyli bliŸniacy.- Nie rozbiegaæ siê! - wrzasn¹³ Civril krêc¹c g³ow¹, trac¹c wiedŸmina z pola widzenia.Zakl¹³, odskoczy³ w bok widz¹c, ¿e grupa rozpada siê zupe³nie, krêci miêdzy stragany w szaleñczym korowodzie.Tavik by³ pierwszy.Jeszcze przed chwil¹ œciga³ wiedŸmina, teraz nagle dostrzeg³, ¿e ten mija go z lewej strony, biegn¹c w przeciwnym kierunku.Zadrobi³ nogami, by wyhamowaæ, ale wiedŸmin przemkn¹³ obok, nim zd¹¿y³ unieœæ miecz.Tavik poczu³ silne uderzenie tu¿ ponad biodrem.Odkrêci³ siê i stwierdzi³, ¿e pada.Ju¿ na kolanach, zdziwiony spojrza³ na swoje biodro i zacz¹³ krzyczeæ.BliŸniacy jednoczeœnie atakuj¹c pêdz¹cy na nich czarny, rozmazany kszta³t, wpadli na siebie, zderzyli siê barkami, na moment trac¹c rytm.Wystarczy³o.Vyr, ciêty przez ca³¹ szerokoœæ piersi, zgi¹³ siê wpó³, z opuszczon¹ g³ow¹ zrobi³ jeszcze parê kroków i run¹³ na stragan z warzywami.Nimir dosta³ w skroñ, zawirowa³ w miejscu i pad³ do rynsztoka, ciê¿ko, bezw³adnie.Na rynku zakot³owa³o siê od uciekaj¹cych przekupniów, zahurkota³y przewracane stragany, wzbi³ siê kurz i krzyk.Tavik jeszcze raz spróbowa³ unieœæ siê na rozedrganych rêkach, upad³.- Z lewej, Piêtnastka! - rykn¹³ Nohorn, biegn¹c pó³kolem, by zajœæ wiedŸmina z ty³u.Piêtnastka obróci³ siê szybko.Nie doœæ szybko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]