[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słuchajtego, człowiecze! Brown Kulas pomyślał, że ten ostatni wykrzyknik nadałodpowiedni styl całemu aktowi, więc usiadł dumnie i dodał: - A więc, jeśli więzień nie ma ostatniej prośby. Jonnie myślał szybko i intensywnie.Nigdy przedtem nie zwracałzbytniej uwagi na Browna Kulasa, więc taka małpia jego złośliwość była dlaJonnie'ego zaskakująca.A w hangarze bazy znajdował się zatankowany paliwemsamolot bojowy. - Owszem - rzekł Jonnie.- Mam prośbę.Jeśli mam udać się nahalę, to chciałbym najpierw zabrać swoje konie. - Te konie i twój dom to cały majątek, jaki teraz posiadasz,więc słusznie, że dbasz o niego.Z kurtuazji i mając na względzie uprawnieniawięźnia, a być może nawet z ojcowskich uczuć dla niego, jako jego burmistrzzgadzam się na zadośćuczynienie jego prośbie, jeśli bezpośrednio potem uda sięwprost do miasteczka na hali i do swego domu. Jonnie spojrzał na niego z pogardą i wyszedł z sali. To będzie koniec Tylera! Wydał z siebie drżące westchnienie.Cóż to była za ulga! I jakże długo trzeba było na to czekać! Dwadzieścia lat.Nie, to nie była zemsta.To był jego obowiązek! Odtąd wszyscy ludzie na Ziemibędą w dobrych rękach - jego, Browna Kulasa.Będzie im służył ze wszystkich sił,nie bacząc na trud i znój.6 Incydent, później określany jako "Zamordowanie Bittie'egoMacLeoda", który doprowadził planetę do wojny, kosztował wiele istnień ludzkichi stał się w końcu przedmiotem ballad, romansów i legend.Rozpoczął się wpołudnie tego pamiętnego dnia koło Kapitolu w Denver. Gdy szefowi rosyjskiego kontyngentu w Afryce dano polecenie, byzamknął amerykańskie bazy podziemne, wówczas stało się jasne, że ani Jonnie, aniRosjanie nie będą potem mogli mieszkać na stałe w Ameryce.Powstał problem, cozrobić z ich końmi.Konie były pasją Rosjan, więc wyhodowali w Ameryceniewielkie własne stado, którego nie mieli zamiaru porzucić na pastwę losu. Bittie MacLeod uważał, że jest odpowiedzialny za konieJonnie'ego.Poinformował więc pułkownika Iwana, że musi zabrać się z nimi, byprzywieźć również konie Jonnie'ego.Gdy wnoszono sprzeciwy, zawzięcie się imprzeciwstawił: w towarzystwie Rosjan będzie zupełnie bezpieczny.A Wiatrołom,Tancerka, Stary Wieprz i Blodgett, które go znały, będą bardzo przestraszone wczasie długiej podróży samolotem, jeśli nie będzie kogoś, do kogo miałyzaufanie, by je uspokajał.Po paru godzinach takich słownych utarczek pułkownikIwan się poddał. Tego dnia, jeszcze przed świtem, Rosjanie zamknęli amerykańskąbazę podziemną oraz magazyn pocisków jądrowych.Gdyby ktoś, kto nie znał drogilub nie miał kluczy, chciał się do nich dostać, zostałby rozerwany na strzępy.Samoloty zostały już przygotowane do drogi powrotnej i cały materiał, którymieli wywieźć za granicę, był już załadowany.Tuż przed świtem niewielki konwójciężarówek i samochodów opuścił bazę.Jechali, by wykonać ostatnie zadanie:zabrać z równin konie. Droga z bazy wiodła przez starożytne ruiny Denver, a niewieluRosjan było tam kiedykolwiek.Co więcej, ostatnio zaczęli otrzymywać pobory.Wybierali się do domu, a każdy miał tam żonę, siostrę, matkę czy też swojądziewczynę lub przyjaciół. Ostatnio otwarto w Denver parę niewielkich sklepików, którychwłaścicielami byli przybysze z innych okolic, a klientami ludzie z całego świataodbywający pielgrzymkę do bazy.Towarami były w nich rzeczy bądź znalezione wruinach i zreperowane, bądź też stanowiące wyrób miejscowych plemion.Ubrania,obuwie, materiały, biżuteria, naczynia domowe, pamiątki i różne zabytkowe rzeczy- wszystko to stanowiło główną masę towarową.Ponieważ do zaplanowanej godzinyodlotu, który miał się odbyć dopiero wieczorem z polowego lotniska przyAkademii, pozostało jeszcze dużo czasu, więc Rosjanie nie lubiący bezczynnegosiedzenia na trawie i wyczekiwania zdecydowali, że przeznaczą trochę czasu narobienie zakupów w Denver. Zaparkowali pojazdy w pobliżu Kapitolu, gdyż było tam dużomiejsca, a jego kopuła była zewsząd widoczna i mogła służyć jako punktorientacyjny, do którego łatwo było trafić.Rozproszyli się po mieście i każdyposzedł swoją drogą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]