[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ach, Bill! Nawet powietrze tam jest cudowne! Browarów i gorzelnijak grzybów po deszczu! A przy każdym otwarty bar! - Możemy tam polecieć, Rick? - szepnął Bill z zapartym tchem.-Możemy? - No pewnie, Bill! Zabiorę was wszystkich! - Ojejku! Może to klucz do pokoju - teoretyzował Bgr.- Gdybywszyscy ludzie byli przez cały czas pijani, co wydaje się ambicją każdegoczłowieka, jakiego dotychczas poznałem, nie mogliby toczyć wojny z nami -Chingerami! - Oto właściwe podejście, mały! - rzekł Rick, stawiając przednim kolejne piwo.- Pociągnij łyk.Podał Billowi drugą puszkę i beknął. Bill upił łyk i westchnął.Takie dobre.takie wspaniałe! Musipodzielić się nim ze swoją ukochaną. - Bill? - powiedział kłótliwie słodki głosik.Bill odstawiłpuszkę piwa "Święty Graal". - Irma? Rzeczywiście, śliczna jak z obrazka, chociaż trochęoszołomiona, podchodziła do nich Irma Krankenhaus.- Bill! To kosmolot! Czyjesteśmy ocaleni? Miała na sobie tylko nocną koszulkę, a rozpuszczone włosywdzięcznie okalały jej śliczną twarzyczkę.- Z pewnością, kochanie! To mójkolega, Rick Boski Bohater.Przyleciał zabrać nas stąd do znacznieprzyjemniejszego miejsca! - Na planetę Rynek, gdzie przez cały czas robi się zakupy? - Cześć, Irma.Miło mi. Rick uprzejmie uścisnął jej dłoń.Irma spoglądała na niegoprzez chwilę. - Ach tak.to twoją postać nadał Delazny androidowi.Nieoddał sprawiedliwości oryginałowi.- Wrrr, jest pani niezwykle uprzejma.Dzięki.Irma znów spojrzała na Billa. - Bill, co zdarzyło się zeszłej nocy? Nie pamiętam. Jasne, że nie pamiętała! Jego słodka, kochająca Irma nigdy niezdradziłaby go świadomie.Wszystko przez tego drania Delazny'ego, którykontrolował ją poprzez jej gruczoły wewnątrzwydzielnicze.Bill szybko zebrałmyśli i gładko skłamał: - Musiałaś być naprawdę zmęczona, najdroższa! Poszłaś wcześniedo łóżka i zgasłaś jak świeca.Spałaś tak twardo, że nie śmiałem cię budzić -odparł, natychmiast wpadając w styl prozy z "Romantycznych Komiksów". Odetchnęła z ulgą, a Rick zawołał: - No, wznieśmy toast za wasze szczęście, kolego, a potem raźniedo Over-Brewery.Niedługo odszpuntują tam beczkę z porterem, a tamtejsi pijacymówili mi, że w tym sezonie nie ma lepszego gatunku. - Ale potem zabierzesz nas do domu, dobrze? zapytała Irma. - Jasne, dziecino.Cokolwiek zechcesz.Chodź, Chinger.Załadujmy doktorka na "Pożądanie".On ma naprawdę bajeczny dług względemspołeczeństwa. - Ojejku! A kiedy już z nim skończycie, czy moglibyście oddaćgo nam - Chingersom? Wciągnęli doktora po drabinie, przy czym udało im się upuścićgo tylko dwa razy. Bill czuł się naprawdę wspaniale.Dokończył drugie piwo,zgniótł puszkę w potężnej garści i poczuł się jeszcze lepiej. - Dalej, wiara - rzekł Rick, zachęcając ich do wejścia nadrabinę. Czyżby - myślał z zadowoleniem lekko oszołomiony Bill.Czyżbyrzeczywiście wszystko miało się dla niego dobrze zakończyć? Dla niego, Billa,prostego kawalerzysty z Phigerinadona II, zwykle zajmującego pozycję gdzieśponiżej kanałów ściekowych Galaktyki.Niewiarygodne! - Bill! - powiedziała Irma, wchodząc na drabinę.- Jak,mówiłeś, ma na imię ten młody człowiek? - Rick - odparł Bill, z uwielbieniem patrząc na wchodzącą podrabinie Irenę.Spojrzała na niego z dziwnym błyskiem w oku. - Wydaje się naprawdę miłym dżentelmenem. - Nie ma lepszego! - rzekł Bill.- Rick jest najlepszymkumplem, jakiego można sobie wyobrazić! O rany - myślał Bill, wchodząc za Ireną na statek zwany"Pożądaniem", czekając na nowe emocje i przygody, a także zamierzając trzymaćsię jak najdalej od armii, aby wieść znacznie ciekawsze życie - kochając i pijącna bezterminowej przepustce. Życie mimo wszystko nie jest takie złe!następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]