[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I potrafić to okazać… - Machnąłbeznadziejnie ręką.- A co się dzieje z zużytą wodą?- Chłodzi ściany.-No-no! - Chciał jakoś zakpić, ale Ziyra zniknęła w otworze drzwi prowadzących domałego pomieszczenia, w którym – jak się przekonał po wyjściu – światło było owiele mocniejsze niż w pokojach.Rozejrzał się dookoła.Na ażurowym stojaku,wykonanym ze znanych mu już pędów podobnej do bambusa rośliny, stały czterydzbanki w różnych odcieniach brązu.Stanowiły całość wyposażenia pokoju.-Tu?- Tak, zaraz puszczę wodę, w dzbanku są… - zawahała się - mydła.-Jasne.A ręczniki?- Tu jest… - nie dokończyła.- Przyniosę ci coś dowytarcia.My suszymy się… - Machnęła dłonią w nieokreślonym kierunku.- A twojaodzież jest zmęczona, dobrze by było gdybyś ją wyprał i zostawił, a ja przyniosęci naszą.Dobrze?- Dobrze…Ziyra okręciła się na pięcie i wyszła.Jonathan zrzucił z siebie ubranie i ostrożnie wszedł pod widniejący w suficieotwór.Dwie sekundy później trysnęła z niego woda.Nie była zbyt ciepła i wpierwszej chwili dość nieprzyjemnie sparzyła chłodem ciało, ale już pokilkunastu sekundach zaczęła sprawiać prawdziwą przyjemność.Jonathan kilkaminut spędził pod prysznicem, podstawiając się pod chłodny, miękki strumień.Potem ostrożnie wypróbował zawartość dwóch dzbanków.„Mydła" nie pieniły się,pachniały intensywnie ziołami i sądząc po brudnych strumykach spływających zciała znakomicie czyściły skórę.Przydałoby się coś do golenia, pomyślał,sprawdziwszy zarost i słysząc ostry chrzęst.Woda zalała mu usta.Ale maszynkamogłaby się poczuć zmęczona, parsknął kpiną.Skoro portki czują się niedobrze?…Może są niedowartościowane? A slipy? Boże, co ja śnię? Może by już się obudzić?Mam dość materiału na nową powieść albo nawet cykl…Wyszedł spod prysznica,zebrał wszystkie swoje rzeczy, opróżnił kieszenie i wrzucił ubranie pod strumieńwody.Zaczął pierwszy raz w życiu prać ręcznie swoją koszulę, potem spodnie,bieliznę, skarpety.Pewnie, że ci wrzodowaci krytycy od razu znajdą paralelechociażby z „Diuną" Herberta, ale i tak nigdy nie mogłem liczyć na uznaniekrytyki.Oni wolą Ellisona i innych ambitnych, mętnych fantastów, ich płody, zktórych po usunięciu bełkotliwej filozofii, pseudopsychologii i dętych sloganówpodanych w niezrozumiały dla nikogo sposób nie pozostaje nic.Też się kiedyśwpieprzę i nasmaruję coś, czego nikt nie zrozumie i zbiorę wszystkie możliweNebule.Zrobię im taki mat w głowie, że…- Ubranie masz na korytarzu! -usłyszał z tyłu, ale gdy odwrócił się, nie zobaczył nikogo.- Dziękuję! -wrzasnął przekrzykując szum wody.- Za chwilę wyjdę…Nie było odpowiedzi.Odczekał chwilę, a potem starannie wypłukał rzeczy i rozłożył na stojaku.Szumwody ucichł.Obejrzał się przez ramię, prysznic wyłączył się.Pokiwał głową zuznaniem, podskoczył kilka razy, żeby strzepnąć z siebie wodę i ruszył w stronędrzwi.Po drodze zatrzymał się przed wgłębieniem w ścianie, które, jak mu sięwydawało, wskazała Ziyra mówiąc o suszeniu.Spróbował wzbudzić w sobie wyraźnąchęć wysuszenia się i oczekiwanej przyjemności.Kilka sekund nic się nie działo,a potem – Jonathan drgnął, będąc pewien, że pomysł nie doczeka się realizacji –z wnęki buchnął w jego stronę kłąb ciepłego, suchego powietrza.Roześmiał sięradośnie, wydał z siebie kilka okrzyków i zaczął kręcić się w strumieniuciepłego oddechu pustyni.Powietrze, mimo że suche i ciepłe, nie miało cech tegowydobywającego się z elektrycznych suszarni, nie wysuszało skóry aż do szelestu,pachniało czymś nieuchwytnym, ni to kwiatami, ni to ciastkarnią czy lodziarnią.W każdym razie Jonathan z przyjemnością wdychał aromat podstawiając głowę podmocną, elastyczną stronę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]