[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bogowie - jêkn¹³ oszo³omiony, gdy otulona p³aszczem kobieta kucaj¹ca u jego boku, usi³owa³a pomóc mu wstaæ.- Och, proszê.jeszcze nie.- Panie, czy coœ wam siê sta³o? - zapyta³a nieznajoma, marszcz¹c zatroskane czo³o.- Nic wam nie bêdzie, tylko schroñcie siê do œrodka, zanim przyjdzie nastêpny potwór.- Nie ma.ju¿ wiêcej - wyjêcza³ i poddaj¹c siê naleganiom kobiety, dŸwign¹³ siê do pozycji siedz¹cej.S³oñce zdawa³o siê œwieciæ teraz jaœniej ni¿ przedtem, pora¿aj¹c wilgotne oczy Vanyela.Bogowie, to jedna z gospodyñ.Gotowa zaraz mnie zbesztaæ, ¿e nie pojawi³em siê wczeœniej - myœla³, spogl¹daj¹c na ni¹ i gotuj¹c siê na przyjêcie wyzwisk.Na pewno bêdzie chcia³a wiedzieæ, dlaczego nie uratowa³em tego staruszka albo nie przyszed³em na czas, aby ocaliæ m³odego mê¿czyznê.Co ja jej powiem? Jak¿e mia³bym jej wyt³umaczyæ, ¿e sam znieruchomia³em z przera¿enia i nie by³em w stanie wykonaæ najmniejszego gestu, a¿ do czasu, gdy staruszek rzuci³ siê na potwora?- Panie, uratowaliœcie nas - powiedzia³a kobieta, rozszerzaj¹c swe br¹zowe oczy.Nawet udrêczone uszy Vanyela zdo³a³y wychwyciæ pe³en uni¿onoœci ton, jakim siê doñ zwraca³a.- Przybyliœcie, aby nas ocaliæ.Nie mam pojêcia, sk¹d wiedzieliœcie, co siê tu dzieje, ale wprost nie wiemy, jak wam dziêkowaæ, panie.Vanyel popatrzy³ na ni¹ zdumiony.- Ale¿.- Czy wy jesteœcie od tych panów-ptaków? Nie jesteœcie do nich podobni, a to jedyni magowie w okolicy, którzy troszcz¹ siê o dobro ludzi.- Panowie-ptaki? - powtórzy³ Vanyel niem¹drze.- Och, daj spokój, Menfri, to jeszcze ch³opiec, w dodatku jest zupe³nie wyczerpany! - Drug¹ nieznajom¹ by³a stara kobieta o pomarszczonym i wysuszonym, ale dobrotliwym obliczu.Przytrzymuj¹c p³aszcz na ramionach, pochyli³a siê nad Vanyelem.- No, ch³opcze, wejdziesz do œrodka, ogrzejesz siê, odpoczniesz i opowiesz nam swoj¹ historiê, dobrze?Wziê³a Vanyela pod rêkê, a ten z koniecznoœci, aby nie poci¹gn¹æ jej na ziemiê, musia³ wstaæ.Po chwili ju¿ prowadzi³a go przez bruzdy zaoranego pola, obok martwego cielska bestii (Vanyel wzdrygn¹³ siê, widz¹c z bliska, jak wielkie by³o to monstrum) na ganek domu, a w koñcu do ocienionych drzwi.Vanyel by³ nie tylko oszo³omiony z wycieñczenia, ale równie¿ czu³ siê trochê niezrêcznie, jakby nie na miejscu.Znalaz³ siê wszak¿e pomiêdzy prostymi ludŸmi, których tak bardzo stara³ siê unikaæ w Forst Reach, wœród owych tajemniczych, nieprzeniknionych wieœniaków, których potrzeb i sposobu myœlenia nigdy nie pojmowa³.By³ pewny, ¿e za moment napadn¹ na niego i zwymyœlaj¹ za to, ¿e nie by³o go tam, gdzie oni potrzebowali pomocy.Tymczasem wcale siê nie zanosi³o, aby rzeczywiœcie mieli zamiar to zrobiæ.Staruszka posadzi³a go na sto³ku przy ogromnym palenisku poœrodku kuchni, m³odsza z kobiet przynios³a jego t³umok i p³aszcz, a jakiœ ch³opiec poda³ mu kubek pos³odzonej herbaty.Gdy jeden z brodatych, odzianych na czarno mê¿czyzn zaczaj zadawaæ mu pytania, staruszka natychmiast przegoni³a go i zdj¹wszy p³aszcz, rzuci³a go na ³awê.- Zostaw ch³opca w spokoju, Magnus.Widzia³am ju¿ jedn¹ tak¹ pani¹-ptaka.Odprawiaj¹ swoje czary, a potem przez jakiœ czas nie mog¹ dojœæ do siebie i bredz¹ od rzeczy.- Poklepa³a Vanyela po g³owie, jak gdyby mia³a wy³¹cznoœæ na zbli¿anie siê do niego.- Powiada, ¿e nie ma ju¿ wiêcej stworów, wiêc lepiej zajmij siê biednym starym Kernem i mê¿em Tansy, a temu ch³opakowi pozwól dojœæ do ³adu z samym sob¹.Vanyel skuli³ siê na taborecie i mru¿¹c oczy w pó³mroku kuchni, obserwowa³ ludzi krz¹taj¹cych siê dooko³a.Jak¿e ³atwo powracali po tym wszystkim do normalnego ¿ycia.Ktoœ poszed³ zaj¹æ siê cia³ami zmar³ych, kto inny zaopiekowa³ siê lamentuj¹c¹ matk¹, a jeszcze kto inny zabra³ siê do planowania obrzêdów zwi¹zanych z pogrzebem.Oczywiœcie wszyscy byli pogr¹¿eni w ¿a³obie po zmar³ych, na swój prosty, szczery sposób, ale nie by³o w tym nic z dobrze znanych Vanyelowi lamentów i za³amywania r¹k.Nie pozwalali, aby ¿al przeszkodzi³ im w powrocie do normalnego ¿ycia i w odbudowie palisady wokó³ gospodarstwa.Ich nieskomplikowana dzielnoœæ sprawia³a, ¿e Vanyel poczu³ siê odrobinê zawstydzony.W takim w³aœnie refleksyjnym nastroju zastali go inni.-.wiem, ¿e zachowa³em siê lekkomyœlnie, uciekaj¹c w ten sposób, ale.- Vanyel wzruszy³ ramionami.- Nie bêdê siê usprawiedliwia³.Zrobi³em ostatnio du¿o niem¹drych rzeczy.Po prostu nie zastanowi³em siê nad niczym jak nale¿a³o.- Có¿, nie b¹dŸ wobec siebie taki surowy.Wró¿ebne sny maj¹ to do siebie, ¿e ró¿nie wp³ywaj¹ na ludzi - rzek³a Savil, zak³adaj¹c nogê na nogê i przyjmuj¹c wygodn¹ pozycjê na swym sto³ku przy palenisku.- Doprowadzaj¹ do tego, ¿e krew zaczyna siê w cz³owieku burzyæ, odbieraj¹c mu zdolnoœæ rozs¹dnego rozumowania.Nie by³eœ pierwszym, który próbowa³ uciec od takiego snu, rzucaj¹c siê na oœlep przed siebie i najprawdopodobniej nie bêdziesz ostatnim.- Nie, dziêkujê ci, Megan - powiedzia³a do dziecka, które zaproponowa³o jej herbatê.- Niczego nam nie trzeba.Osadnicy odnosili siê z wielkim respektem do Vanyela, ale pojawienie siê mieszkañców Tayledras odebra³o im niemal mowê.Herolda nie odró¿niliby wprawdzie od brzozy, ale doskonale wiedzieli, kim s¹ Sokoli Bracia, i us³ugiwali im z honorami nale¿nymi koronowanym g³owom.Wszyscy trzej przybysze byli skrajnie wyczerpani, a uczucie ulgi na widok Vanyela ca³ego i zdrowego oraz na wiadomoœæ, ¿e królowa jest bezspornie martwa, niemal œciê³o ich z nóg.Dlatego te¿ goœcinnoœæ gospodarzy przyjmowali bez wahania i z ogromn¹ wdziêcznoœci¹, sadowi¹c siê wygodnie wokó³ paleniska i racz¹c siê herbat¹.Vanyel poczeka³, a¿ siê wygodnie rozsiada i rozpocz¹³ swe pe³ne skruchy wyznania.- Wiêc gdy tylko odezwa³ siê we mnie rozs¹dek - ci¹gn¹³ - zda³em sobie sprawê, ¿e najlepszym sposobem na odnalezienie drogi do domu bêdzie poszukanie najwiêkszego w okolicy skupiska mocy magicznej.Zrobi³em wszystko tak, jak mnie uczy³eœ, mistrzu Gwiezdny Wichrze, i otworzy³em siê na przep³yw energii.a potem, gdy siê ockn¹³em, by³o ju¿ prawie po³udnie.Ktoœ otworzy³ Bramê.gdzieœ niedaleko.jej moc powali³a mnie na ziemiê i straci³em przytomnoœæ.- Ha, mówi³am ci, ¿e te stwory przeniesiono tutaj przez Bramê! - wykrzyknê³a Savil.- Przepraszam, ch³opcze, nie chcia³am ci przerywaæ.Co by³o dalej?- Myœla³em, ¿e poza mieszkañcami Tayledras nie ma tutaj nikogo, kto móg³by pos³u¿yæ siê zaklêciem Bramy.Spróbowa³em otworzyæ siê na energiê jeszcze raz, by odnaleŸæ dolinê, i us³ysza³em wo³anie o pomoc.Pobieg³em za nim, znalaz³em siê tutaj i zobaczy³em tê zimnokrwist¹ bestiê.zobaczy³em, jak zabija³a.tego starca.i po prostu nie mog³em staæ z boku zupe³nie bezczynnie.Nawet siê nie zastanawia³em, co robiæ, a lepiej by³oby, gdybym to zrobi³.Coœ mi siê wydaje, ¿e przedobrzy³em.- Jeœli idzie o zimnokrwiste potwory, a szczególnie o królow¹, trudno przedobrzyæ.Lepiej zrobiæ wszystko, aby mo¿na by³o mieæ pewnoœæ, ¿e nie ¿yje - odpar³a Savil, wymieniaj¹c z GwiezdnymWichrem spojrzenia pe³ne satysfakcji.- Mo¿e i post¹pi³eœ niem¹drze, ale znalaz³eœ siê dziêki temu we w³aœciwym miejscu o w³aœciwej porze i nie mam zamiaru ciê za to ganiæ.- Ciociu Savil.- Zarumieni³ siê i skuli³ siê w sobie.- By³em tutaj zanim ten starzec wyszed³ zza stodo³y, i nie zrobi³em nic, a¿ do chwili, gdy on.to znaczy.po prostu kry³em siê w krzakach.Obawiam siê - powiedzia³ ledwie dos³yszalnym g³osem - obawiam siê, ¿e mój ojciec ma racjê.Jestem tchórzem.Mog³em go uratowaæ, a nie zrobi³em tego.- Wiedzia³eœ, ¿e mo¿esz go uratowaæ? - zapyta³ cicho Tañcz¹cy Ksiê¿yc.Jego twarz by³a jak z kamienia.- Wiedzia³eœ, ¿e twa magiczna si³a da radê zimnokrwistej bestii?- No.nie.- Pobieg³eœ w kierunku zagro¿enia, w chwili gdy us³ysza³eœ wo³anie o pomoc, tak? - zapyta³a Savil.- Nie ucieka³eœ od niego?- No.tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]