[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Remath zbli¿y³ siê do mnie.Jego twarz nie ukrywa³a niczego i nie by³o w nim pod³oœci.Przemówi³ niemal ze smutkiem:- Nie w³o¿ymy ci wierzchniego stroju a¿ do œwitu - rzek³.- Jest ju¿ gotowy w innej komnacie.Z³oto ju¿ siê gotuje, ale bêdzie ch³odne, nie obawiaj siê, bêdzie ch³odne i g³adkie, gdy na³o¿ymy je na skórê.Wiêc co mo¿emy ci daæ, Panie nasz, Marduku, co mo¿emy ci daæ, byœ by³ dziœ szczêœliwy?- Chyba chcê spaæ - powiedzia³em.- Obawiam siê tego wrz¹cego z³ota.- Nie, bêdzie ch³odne - oznajmi³a Asenath.- Pamiêtaj, ¿e musisz ¿yæ jeszcze parê dni, zanim z³oto ciê przeniknie.Bêdzie och³odzone.Musisz byæ uœmiechniêtym bogiem najd³u¿ej, jak zdo³asz, a potem bogiem z uniesion¹ d³oni¹, najd³u¿ej, jak zdo³asz, a potem widz¹cym bogiem, tak¿e najd³u¿ej, jak zdo³asz.- Tak, dobrze, zostawcie mnie.- Nie chcesz pomodliæ siê do w³asnego Boga? - spyta³a Asenath.- Nie oœmieli³bym siê - szepn¹³em.Odwróci³em siê i zamkn¹³em oczy.Mo¿e to dziwne, ale zasn¹³em.Przykryli mnie najdelikatniejszym kocem.By³o mi s³odko.Spa³em ze zwyk³ego wyczerpania, jakbym mia³ ju¿ wszystko za sob¹, nie przed sob¹.Spa³em.I nie pamiêtam, o czym œni³em.Czy to wa¿ne? Pamiêtam, ¿e dziwi³o mnie, i¿ nie chcê znów ujrzeæ Marduka.Pamiêtam, jak myœla³em: dlaczegó¿ to, czemu nie p³aczê na jego ramieniu? Ale tak w³aœnie by³o, nie chcia³em p³akaæ na niczyim ramieniu.Przyj¹³em œmiertelny cios.Nie wiedzia³em, co mnie czeka.Dym, mg³a, p³omieñ czy moc równa jego mocy.Nie mog³em tego wiedzieæ.Tak jak on.Zdaje siê, ¿e zacz¹³em œpiewaæ psalm, który tak kocha³em, a potem pomyœla³em: do diab³a z tym, Jeruzalem bêdzie ich, nie moje.Nawiedzi³a mnie wizja.Zdaje siê, ¿e z Ezechiela, którego zawsze przepisywa³em w domu, o którego zawsze k³Ã³ci³em siê i spiera³em.by³a to wizja doliny koœci, koœci wszystkich zmar³ych, koœci wszystkich œmiertelnych mê¿czyzn, kobiet i dzieci.I nie myœla³em o powstaj¹cych koœciach.Nie myœla³em, ¿e s¹ powo³ane do ¿ycia.Po prostu je ujrza³em i pomyœla³em: za tê dolinê, zrobiê to, za tê dolinê, za nas wszystkich, którzy jesteœmy ludŸmi.Czy by³em nazbyt dumny? Nie wiem.By³em m³ody.Nie chcia³em niczego.Spa³em.I zbyt szybko, zaprawdê zbyt szybko pojawi³y siê lampy, œwiat³o i odleg³y blask s³oñca na marmurowych pod³ogach, daleko od drzwi komnaty.6.Czu³em oszo³omienie.Zdaje siê, ¿e przez opary.Przez ca³¹ noc w kotle warzy³ siê ów niezwyk³y stop, z³ota glazura, ogromna iloœæ z³ota, o³owiu i wszystkiego innego.Wyziewy by³y gêste, rozkoszne i zakrêci³o mi siê od nich w g³owie.Podnieœli mnie z ³o¿a.Otrz¹sn¹³em siê, by siê ockn¹æ, by lampy nie razi³y mnie w oczy.To by³o œwiat³o s³oneczne, prawda? Asenath ju¿ przysz³a, a potem kap³ani zaczêli nak³adaæ na mnie z³oto.Zaczêli od stóp, nakazawszy mi staæ prosto i nieruchomo, a potem pokryli z³otem ca³e moje nogi, starannie, ruchami niemal koj¹cymi.Stop by³ ciep³y, ale nie parzy³.Nie rani³ te¿ mojej skóry.Powoli pomalowali mi twarz.Wprowadzili farbê do nozdrzy i powlekli ni¹ rzêsy, jedn¹ po drugiej, a wreszcie zajêli siê kêdziorami mych w³osów i brody, i jeden po drugim uczynili z³otym.Do tego czasu zd¹¿y³em siê ju¿ obudziæ.- Nie zamykaj oczu - powiedzia³a Asenath.Potem przynieœli mi wszystkie piêkne szaty Marduka.By³y to prawdziwe ubrania, które wk³adano codziennie pos¹gowi, lecz ujrza³em, co zamierzaj¹ zrobiæ - nie chcieli przystroiæ ich z³otem, lecz zanurzyæ je w nim, bym w rzeczy samej wygl¹da³ niczym ¿yj¹cy pos¹g.Ubrali mnie i przyst¹pili do pracy; malowali ka¿d¹ fa³dê d³ugiej szaty, jej d³ugie sute rêkawy i ci¹gle prosili mnie, bym unosi³ rêce i siê porusza³.Stan¹³em przed lustrem.Spojrza³em na siebie i zobaczy³em boga.Sta³em siê bogiem.- Jesteœ bogiem! - odezwa³ siê do mnie m³ody kap³an.- Jesteœ naszym bogiem i bêdziemy ci wiecznie s³u¿yæ.Uœmiechnij siê do mnie, Marduku, nasz Panie, proszê.- Zrób to - powiedzia³a Asenath.- Widzisz, emalia nie mo¿e zbyt szybko zastygn¹æ.Nie mo¿emy dopuœciæ, ¿eby zaczê³a pêkaæ.A za ka¿dym razem, gdy wyda ci siê zbyt sztywna, kap³ani na³o¿¹ now¹ warstwê na to miejsce, byœ móg³ poruszaæ miêœniami.Uœmiechnij siê, otwórz oczy i zamknij je, tak, w³aœnie, mój piêkny ch³opcze.Tak dobrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]