[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiem, czymówisz to, co wydaje mi się, że słyszę.Wiesz, o co mi chodzi? - Tak, chyba wiem. Moja ręka drżała, kiedy wyciągnąłem ją w jej stronę.Była tomoja lewa ręka.Wybrałem lewą, bo gdyby Anna jednak nie chciała, żebym jejdotknął i odepchnęła moją rękę, miałbym ją szybciej z powrotem na siedzeniufotela.A kiedy już byłem w połowie gestu, uświadomiłem sobie, że nie wiem, w cota ręka ma jej dotknąć.W kolano? W biust? W ramię? Ale ręka i tak samawiedziała, że ma szukać twarzy.Wolno, cały czas drżąc, dotknąłem jej policzka.Był gorący.Anna ujęła moją rękę, podniosła ją do ust i pocałowała, a potemuścisnęła mocno i położyła na swoim prawym kolanie.Czułem się tak jakby w mojejgłowie miała zaraz nastąpić eksplozja.W ten sposób odbyliśmy resztę drogi na"piknik". Na to, co się później stało jest tylko jedno określenie: Annaoddała mi się bez reszty.Nie chodzi o wielkie słowa czy ekstrawagancjeerotyczne, ale o to, że ledwo zaczęliśmy się kochać, poczułem, że ona pozwoli mizrobić z sobą co zechcę, albo że zrobi dla mnie wszystko, o co poproszę.Nierzucała się namiętnie i podpalała stropu, ale tak bardzo była, że chwilamiczułem, jakbym przeszedł przez nią na wylot i musiał mozolnie przedzierać się zpowrotem, zanim którekolwiek z nas skończy, nie mówiąc nawet o pełnymzaspokojeniu.Potem, kiedy ją zapytałem, czy na tym właśnie miał od początkupolegać piknik, odpowiedziała - "Tak". Tej nocy udało mi się nawet naciągnąć ją na pewne osobistezwierzenia.Fakt, że się kochaliśmy, skruszył bariery i zanim słońce zaczęłowschodzić (wcisnęliśmy się w jej podwójny śpiwór, ułożony obok samochodu nawysokim wzgórzu, z którego widać było pastwiska i krowy), wiedziałem już, żeAnna przeszła taką samą gehennę bycia dzieckiem sławnego ojca, jak ja.Cały czaspowtarzała, że jej przeżycia były niczym w porównaniu z moimi ale opowieści okoleżankach, o gimnazjum, o szczególnych względach ze strony otoczenia, itepe,budziły tyle skojarzeń, że głowa mało mi nie odpadła od potakiwania. Opowiadałem jej o sobie, nie czując ani cienia zażenowania. Wstąpiliśmy do baru przy szosie i oboje zamówiliśmy naśniadanie "Przysmak Szofera": jajka, naleśniki, parówki, grzanki i kawę, któraokazała się nawet do wypicia.Byłem głodny jak wilk i spałaszowałem wszystko.Kiedy skończyłem i podniosłem wzrok na Annę, zobaczyłem, że i ona wymiotłatalerz do czysta, do oryginalnego desenia w czerwone i białe paski.Oparła mirękę na kolanie i poprosiła Millie, kelnerkę, o jeszcze dwie kawy chciałem, żebywszyscy w barze wiedzieli, że kobieta, która jest ze mną to Anna France i że niedalej jak przed paroma godzinami kochaliśmy się jak szaleni na wzgórzu o dwiemile stąd.Byłem kompletnie wyczerpany i szczęśliwy, nie myślałem o Saxony. Od tego dnia, aż do powrotu Sax ze szpitala, przynajmniej częśćkażdej nocy spędzałem u Anny.Czasem Anna przyrządzała kolację (daruj jej,Panie), a czasem przychodziłem do niej już po kolacji, rozmawialiśmy albooglądaliśmy telewizję, ale za każdym razem nieuchronnie lądowaliśmy w łóżku.Opierwszej albo drugiej nad ranem wychodziłem stamtąd na miękkich nogach iwyziębionym na kość samochodem jechałem do siebie. Z początku biła to niesamowita przygoda Piękna, orzekająca AnnaFrance miała na mnie ochotę.Olśniewająca córka Marshalla France'a chciała mnie,m n i e , a nie syna Stephena Abbeya.Ta druga wersja przydarzała mi się nierazz interesującymi kobietami: z chwilą, kiedy się dowiadywały, kim jestem,zaczynały działać jak podłączone do prądu, w myśl zasady "jeżeli nie mogę miećtatusia, to niech będzie syn".Paskudnie jest robić to z kimś, o kim wiadomo,że nie robi tego z tobą, tylko z całkiem innym człowiekiem, którego ty jesteśnamiastką. W przypadku Anny zakładałem, że jeżeli w ogóle istnieje jakiśpowód ż wyrachowania, to najwyżej ten, że byłem biografem jej ojca, a ponieważdotychczasowa część pracy znalazła jej uznanie, chciała, żebym i dalej pisałrównie dobrze.Jej ciało, gdybym naprawdę - chciał być okrutny i cyniczny, byłododatkowym bodźcem do dobrej roboty. Nie chciałem na razie myśleć o wszystkich komplikacjach, któremiały nieuchronnie nastąpić lada dzień.Z rana pracowałem, i to solidnie, popołudniu składałem wizytę w szpitalu, a nocą jeździłem do domu France'a. Lekarze musieli włożyć Saxony w nogę specjalną szpilę przez cojej pobyt w szpitalu się przeciągał.Była bardzo przygnębiona, kiedy tousłyszała, mimo że robiłem wszystko - co nie znaczy, że dużo - żeby jąrozweselić.Przyniosłem jej do szpitala wszystko co dotąd napisałem, z prośbą oprzeczytanie, poprawki.i sugestie Zażądała całego pudełka dużych czarnychołówków Dixon Beginners i bazgrała swoje uwagi po całym tekście.Stawała siędoskonałą redaktorką, a nasze pomysły były najczęściej na tej samej fali.Wchwilach wolnych od ołówka, czytała biografie - co popadło: Andrew Carnegie,Einstein, Delmore Schwartz - robiąc przy tym sążniste notatki Pielęgniarkimusiały chyba dojść do wniosku, że żyjemy jak pies z kotem, bo bez przerwy siękłóciliśmy.Saxony siedziała zwykle oparta o poduszki, prezentując spod pościeliwielki biały gips, i udzielała mi wykładów z notatek w czarno - białym szkolnymzeszycie, który zawsze miała pod ręką.Miałem identyczny zeszyt (oba kupione wmagazynie "Lazy Larry") i od czasu do czasu coś w nim zapisywałem, ale w opiniiSaxony zdecydowanie za rzadko. Nie wiem, czy to atmosfera szpitala czyniła ją bezradną, czyteż we mnie wyczuła jakąś różnicę.Niezależnie od przyczyny chociaż częstobywała uszczypliwa i szorstka, wydawała mi się bardziej bezbronna i krucha niżkiedykolwiek przedtem.Kochałem ją za to jak głupi, ale miłość niepowstrzymywała mnie przed odwiedzaniem Anny. Jeszcze nigdy w życiu nie czułem się tak świetnie i wybuchowo.Każdy, dosłownie każdy dzień dawał co najmniej dwadzieścia powodów do życia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]