[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zosta³oby im wtedy tylko wracaæ po w³asnych œladach.Zbocza przed nimi robi³y wra¿enie bardziej urwistych ni¿ te, wzd³u¿ których od wielu dni podró¿owali.Zaczynali dostrzegaæ œlady erozji, a to mog³o œwiadczyæ o niebezpiecznie kruchych zboczach i osypiskach.Niemal na pewno bêd¹ musieli zawróciæ, je¿eli nie trafi¹ na woln¹ od nich prze³êcz, prowadz¹c¹ na drug¹ stronê.Slanderscree udowodni³a ju¿, ¿e nadaje siê do ¿eglugi po l¹dzie, ale nie bêdzie w stanie wspi¹æ siê na jak¹œ wiêksz¹ stromiznê.Tak jak to przepowiada³ Ethan, jeszcze tego wieczora dojechali do pierwszych niewysokich, ale stromych pagórków.Zdecydowali siê rozbiæ na wpó³ sta³e obozowisko pod os³on¹ najwy¿szej górki i nastêpnego dnia rano rozes³aæ zwiadowców w szalupach na ko³ach, ¿eby rozejrzeli siê, czy nie znajd¹ jakiegoœ przejazdu na zachód, z którym by³by siê w stanie uporaæ kliper lodowy.Zdecydowano, ¿e obydwie grupy zwiadowców oddal¹ siê na maksimum piêæ dni.W tym czasie za³oga mia³a zaj¹æ siê dokonywaniem drobnych, chocia¿ uci¹¿liwych reperacji statku i spróbowaæ znaleŸæ sobie coœ do roboty, zanim zwiadowcy nie wróc¹.* * *Sinahnvor odbywa³ patrol na przednim pok³adzie, zd¹¿y³ ju¿ zmarzn¹æ w tê niemal bezchmurn¹ noc, kiedy uwagê jego zwróci³o jakieœ migotanie na zboczu pagórka.Wygl¹da³o to tak, jak gdyby mruga³o jakieœ pokaŸne oko.Na szczêœcie Sinahnvor nie by³ obdarzony zbyt bujn¹ wyobraŸni¹, tym niemniej dreszczu, który go przeszed³, nie wywo³a³ mróz, tylko coœ innego.Kto móg³ zejœæ ze statku o tej porze? Chodzi³y plotki, ¿e czasami robi to jeden z ludzi i córka Landgrafa, ale takie plotki napêdza³y wiêcej tratw ni¿ wiatr.Wartownik uniós³ swoj¹ lampê olejn¹ nieco wy¿ej, wyd³u¿aj¹c dr¹g, na którym huœta³a siê za burt¹ tratwy.Chyba tylko mu siê zdawa³o - nie, znowu b³ysnê³o! Zdecydowane, przerywane migotanie w pó³ drogi w górê pagórka, nie wy¿ej ni¿ najwy¿sza reja g³Ã³wnego masztu.Przez myœl przemknê³y mu nieco mniej zabawne pog³oski.Je¿eli naprawdê jest to kraina duchów, to mo¿e siedzi tam jakiœ nocny upiór, który przyby³, ¿eby porwaæ go z pok³adu? I kto by siê dowiedzia³, kiedy i jak go uprowadzono? Pomyœlawszy to niespokojnie rozejrza³ siê naoko³o.Dwa ksiê¿yce unosi³y siê wysoko, co wskazywa³o, ¿e bli¿ej do ranka ni¿ wieczora.Nigdzie nie by³o widaæ ¿adnego ruchu.Czy jego zmiennik znajdzie tylko dr¹g z lamp¹, ubranie i broñ? Ducha chyba nie bêdzie interesowa³o nic, poza jego cia³em.Na œródpok³adziu na warcie powinien staæ teraz Monont.Mo¿e tu siedzieæ cicho, stawiæ czo³o temu tajemniczemu iskrzeniu i czekaæ, a¿ mu prosto z ust wykradn¹ duszê, mo¿e te¿ poszukaæ sobie pociechy w towarzystwie kolegi.Z rozchwian¹ lamp¹ zszed³ z bukszprytu na pok³ad i min¹³ przednie kabiny.- ¯eby ci siê na kark zwali³ czysty lód i wiatr - dobieg³ go ochryp³y g³os w ciemnoœciach.Sinahnvor zatoczy³ kr¹g swoim dr¹giem.Lampa oœwietli³a twarz zaciekawionego trana.- Co tu robisz, czemu zszed³eœ ze stanowiska, Sinahnvorze? - zapyta³ Monont zatroskany.- Jak ciê z³apie oficer nocny, to ci.- Cicho b¹dŸ, Mononcie! - pospiesznie szepn¹³ Sinahnvor.- Na tej górze jest oko!Monont przyjrza³ siê swemu koledze starannie.- Za du¿o ¿u³eœ wyci¹gu z bui.Ale w g³osie Sinahnvara s³ychaæ by³o pewnoœæ.- W¹tpisz, to chodŸ ze mn¹ i sam siê przekonaj.- Nie powinienem opuszczaæ stanowiska.- Kto siê o tym dowie? Nocny oficer pojawi siê dopiero przy zmianie warty, a nasi najbli¿si wrogowie zostali co najmniej o sto saczów za nami.- To prawda.Pójdê, ale tylko na moment.Co za g³upota - mamrota³ Monont, id¹c za koleg¹ na przedni pok³ad.Sinahnvor nakaza³ swojemu towarzyszowi milczenie, wysun¹³ dr¹g ze œwiat³em za burtê i powoli porusza³ nim, przeszukuj¹c zbocze.Przez kilka sekund absolutnie nic tam nie œwieci³o i bardziej ju¿ ba³ siê opowieœci, jakie Monont bêdzie snu³ przy innych, kiedy nadejdzie ranek ni¿ tego, ¿e mog¹ wywo³aæ jakiegoœ ducha.I nagle iskierka pokaza³a siê znowu.By³a równie nieruchoma jak dr¹g z lamp¹.- Widzisz? A nie mówi³em?Bardziej prozaiczny Monont przygl¹da³ siê punkcikowi œwietlnemu.- Rzeczywiœcie coœ tam jest, ale nie myœlê, ¿eby to mia³ byæ duch.Czy to kto kiedy s³ysza³ o jednookim duchu? Maj¹ co najmniej po czworo oczu.- Cœœœ! Bo go obrazisz!- To nie jest ¿aden duch, przyjacielu-idioto.- Monont wlaz³ na porêcz, przerzuci³ swoj¹ pazurzast¹ stopê przez burtê.Sinahnvor przygl¹da³ mu siê zmartwiony.- Gdzie idziesz?- Na ten pagórek.- Oszala³eœ! Nie rób tego, Mononcie.Duchy wci¹gn¹ ciê w g³¹b tej góry i utopi¹ w ziemi.- Myœla³em, ¿e porw¹ nas duchy piekie³, kiedy schodziliœmy pod lód i w dó³ do œrodka œwiata.Ludzie i Sir Hunnar Rudobrody twierdzili, ¿e to wszystko zwyk³e przes¹dy.A potem zabili tego diab³a, który wynurzy³ siê z wód nocy.Œmierdzia³ jak zar¿niêty hessavar.Przekona³em siê, ¿e trudno jest mi teraz tak jak kiedyœ wierzyæ w duchy i demony.Zeœlizn¹³ siê przez burtê i po drabinie szybko opad³ na lód.- Monont.Monont!Sinahnvor uniós³ wy¿ej lampê.W jej s³abym œwietle zobaczy³ niewyraŸnie swojego przyjaciela, który doszed³ do pagórka i zacz¹³ siê niezdarnie wspinaæ.Jego sylwetka roztopi³a siê w cieñ, a potem we wspomnienie cienia.Mija³y chwile, ciche chwile przerywane tylko pojêkiwaniem zmêczonego wiatru.Nie s³ysza³ ¿adnych okrzyków triumfu, chocia¿ wiatr nie niós³ te¿ ze sob¹ ¿adnych wrzasków.Odczu³ ogromn¹ ulgê, kiedy zdo³a³ dostrzec sylwetkê przyjaciela, który wraca³, jak siê zdawa³o, ca³y i zdrowy.- Wiêc co to by³o? - Wyci¹gn¹³ rêkê i pomóg³ Monontowi wejœæ na pok³ad.- Masz tutaj to swoje oko ducha.Musia³em je wyd³ubywaæ z ziemi.Sinahnvor ku swojemu wielkiemu zdumieniu natychmiast rozpozna³ przedmiot.- Przecie¿ to zwyk³a purras, zwyk³a makutra, taka jakiej u¿ywa moja w³asna kobieta.Dziwne, ¿e tak œwieci.Ten rodzaj drewna musi siê nies³ychanie dobrze dawaæ polerowaæ.- WeŸ j¹ do rêki - popêdza³ go Monont.- To nie jest drewno.Sinahnvor wzi¹³ przedmiot.i niemal¿e go upuœci³.By³ on wykonany z grubego, gêstego metalu, miejscami paskudnie zaœniedzia³ego, miejscami wci¹¿ lœni¹cego.Nie wiedzia³, jaki to metal.Obydwaj wartownicy wymienili spojrzenia.Co za istoty ¿y³y tu, na tej pozbawionej lodu pustyni, ¿e staæ ich by³o na sporz¹dzanie zwyk³ych, codziennych kuchennych naczyñ z litego metalu? Metal wszak gromadzono skrzêtnie, ¿eby robiæ z niego broñ, gwoŸdzie, narzêdzia, a nie makutry.Sinahnvor nie móg³ tego poj¹æ.Nie rozumiej¹c powiedzia³:- Myœlê, ¿e lepiej bêdzie, je¿eli obudzimy wczeœniej nocnego oficera.Oficer by³ nie mniej zaskoczony znaleziskiem ni¿ przedtem obydwaj wartownicy.Zdecydowa³ siê obudziæ drugiego oficera, który z kolei obudzi³ Ta-hodinga, który postawi³ na nogi trójkê ludzi, Sir Hunnara i pozosta³ych cz³onków nieoficjalnej grupy, podejmuj¹cej decyzjê na kliprze.Nie minê³o wiele czasu, a ju¿ ca³a za³oga siê obudzi³a i zaczê³a rozgrzebywaæ pobliski pagórek; tym, którzy pozostali na Slanderscree ich lampy przypomina³y zlot jakichœ zwariowanych robaczków œwiêtojañskich.¯aden z ludzi nie bra³ udzia³u w wykopaliskach.Ich kombinezony z trudem potrafi³y uporaæ siê z panuj¹c¹ na zewn¹trz temperatur¹, wynosz¹c¹ minus siedemdziesi¹t stopni; ostry wiatr powodowa³, ¿e ten ch³Ã³d oznacza³ natychmiastow¹ œmieræ.Do tego prymitywne narzêdzia do kopania „mog³yby uszkodziæ kombinezony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]