[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mi³o by³oby powiedzieæ, i¿ podczas nastêpnych kilku miesiêcy dokonywa³o siê œmia³ych i wspania³ych czynów, prawda jednak jest taka, ¿e oprócz paru ciekawszych momentów praca moja by³a nudna i ¿mudna.Korporacja da³a mi do dyspozycji subsydiowane przez ni¹ mieszkanie, wygodne, wrêcz komfortowe, z kuchni¹, klimatyzacj¹ i ca³¹ reszt¹.Praca nie by³a zbyt wymagaj¹ca, a szybkoœæ, z jak¹ „wspomaga³em” projektantów nowych obwodów, œwiadczy³a, i¿ nadajê siê do wiêkszych i wa¿niejszych zadañ, tym bardziej ¿e bardzo uwa¿a³em, by moi prze³o¿eni mogli przypisaæ sobie wszelkie zas³ugi, zachowuj¹c jednoczeœnie dowody na to, kto tak naprawdê dokona³ tej ca³ej roboty - dowody, o których oni dobrze wiedzieli.Mieli wiêc wobec mnie d³ug wdziêcznoœci, nie odczuwaj¹c zarazem zagro¿enia z mojej strony.Mog³em przecie¿ przypisaæ sobie ca³e zas³ugi, a nie uczyni³em tego.Jednym s³owem, stawa³em siê person¹ niezbêdn¹ - przynajmniej dla tych, którzy byli na poziomie hierarchii bezpoœrednio nade mn¹ tak jak radzi³ szef kadr.Prawdê mówi¹c, by³a to dla mnie dziecinna igraszka, bowiem projekty stosowane na Cerberze by³y o dobre dziesiêæ, a nawet dwadzieœcia lat opóŸnione i ograniczone praktycznie do jednej dziedziny.Wszelkie komputery z samoœwiadomoœci¹ by³y tu ca³kowicie zakazane.To w³aœnie stanowi³o rzeczywisty powód zapóŸnienia ca³ego Rombu Wardena i by³o sprytnym poci¹gniêciem ze strony Konfederacji, a która nawet tutaj by³a bytem jak najbardziej realnym.Nie by³o potrzeby l¹dowania czy chocia¿by wejœcia w atmosferê, by zmieœæ ca³¹ gminê z powierzchni planety, a Konfederacja by³aby gotowa udzieliæ takiej lekcji, gdyby tylko dosz³y j¹ wieœci o nieprzestrzeganiu przyjêtych regu³ postêpowania.Muszê przyznaæ, i¿ narzucony tej planecie prymitywizm by³ mi pomocny i dawa³ pewn¹ przewagê nad miejscowymi mistrzami techniki, bowiem wiêkszoœæ z nich - o ile nie wszyscy - szkoleni byli na urz¹dzeniach o wiele bardziej zaawansowanych ni¿ te, które siê tutaj znajdowa³y.Jedynie niewielka grupka potrafi³a radziæ sobie z tymi starszymi konstrukcjami.Nawi¹za³em sporo przyjaŸni i udziela³em siê towarzysko.W korporacji istnia³y zespo³y sportowe wspó³zawodnicz¹ce ze sob¹ we wszystkich praktycznie dyscyplinach, jakie zna³em.Po regularnych treningach i doprowadzeniu swojego obecnego cia³a do wielkiej sprawnoœci, wybija³em siê w sporcie, chocia¿ nigdy nie zdo³a³em osi¹gn¹æ takich szczytów fizycznej sprawnoœci, jakie by³y udzia³em mojego oryginalnego cia³a.Przynajmniej na razie zrezygnowa³em jednak z polowania na borki.Z tego, co siê dowiedzia³em, by³y to monstrualne, z³oœliwe stworzenia zamieszkuj¹ce oceany, zbudowane podobno g³Ã³wnie z k³Ã³w i osi¹gaj¹ce czasami rozmiary pozwalaj¹ce im po³ykaæ ca³e ³odzie.Posiada³y naturaln¹ niechêæ do wszystkiego i do wszystkich.Zdarza³o im siê atakowaæ ³odzie bez jakiegokolwiek powodu, a nawet chwyciæ przelatuj¹cy nisko wahad³owiec.Polowanie na nie wymaga³o szczególnych umiejêtnoœci, a poza tym ten rodzaj sportu zupe³nie mnie nie poci¹ga³.Choæ borki by³y nieprzyjemne, to jednak w oceanie ¿y³y równie¿ w wielkich iloœciach przeró¿ne stworzenia o wartoœci handlowej, poczynaj¹c od jednokomórkowców ³¹cz¹cych siê w wielokilometrowe p³ywaj¹ce wyspy do drobnych stworzeñ morskich dostarczaj¹cych jadalnego miêsa, skóry i innych produktów.Polowanie na borki mo¿e i dostarcza³o niektórym dreszczyku emocji, ale dla korporacji po³owowych stanowi³o jedynie koniecznoœæ gospodarcz¹.Zwierzêta lataj¹ce, o imionach takich jak giki i gopy, zmusi³y mnie do zastanowienia siê przez chwilê nad tym, jakiego rodzaju cz³owiekiem by³ ten, który je pierwszy tak nazwa³.Wszystkie lataj¹ce stworzenia, na ogó³ drobnych rozmiarów, spe³nia³y funkcje owadów, zapylaj¹c d¿unglê od góry.By³y te¿ lataj¹ce drapie¿niki, o których te¿ mo¿na by powiedzieæ, ¿e by³y potworami.Jeden z nich mia³ beczkowate cia³o o metrowym przekroju, trzymetrow¹ szyjê i rozpiêtoœæ skrzyde³ przekraczaj¹c¹ dziesiêæ metrów.G³owa jego przedstawia³a koszmarny widok, z p³on¹cym gadzim okiem i ostrymi zêbiskami; nikt jednak nie zwraca³ na nie szczególnej uwagi tak d³ugo, jak d³ugo stwory te trzyma³y siê z daleka.By³y to zreszt¹ g³Ã³wnie padlino¿ercy, przez wiêkszoœæ czasu unosz¹ce siê wysoko nad oceanem.Wymiana cia³ zdarza³a siê rzadko, choæ raz czy dwa razy spotka³em siê z tak¹ propozycj¹.Co jakiœ czas pojawia³ siê ktoœ nowy, który po pewnym czasie okazywa³ siê jednak starym znajomym.Choæ niewiele osób dokonywa³o wymiany - nie licz¹c par, którym zdarza³o to siê praktycznie co noc - by³a ona jednak sta³ym tematem rozmów w kantynach i na przyjêciach.Mo¿liwoœæ jej dokonania wisia³a ci¹gle w powietrzu, wszêdzie wokó³, nawet jeœli siê jej nie zauwa¿a³o.Przypominano ci o niej nieustannie, kiedy wraca³eœ do domu, zatrzymywa³eœ siê w hotelu czy jecha³eœ na wycieczkê, niezale¿nie od tego, w jak bliskich i przyjacielskich stosunkach pozostawa³eœ z innymi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]