[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczynam mieć wątpliwości.Przede mną widaćjuż tylko dwa ślady.Nagle znikają.Grunt zmienił się.Piasek pełen jestdrobnego żwiru.W podłożu takim nic nie widać.Zataczam półkolei krążę, niczego nie widząc.Patrzę na Christiana.Jego wzrok pyta mnie:- Zabłądziłeś?Odpowiadam mu spojrzeniem.Zatrzymuję się.Nadbiegają obaj kretyni.Nie odpowiadam na ichpytania, idę przed samochód, żeby spróbować znaleźć któryś z tychkurewskich śladów.Za mną Christian uspokaja wszystkich.- Dajcie Charliemu spokój.Bada teren.Nie na darmo pochodzi z Bordeaux.Słyszę, jak improwizuje.- Szuka skrótu.Rozgląda się.Rzeczywiście się rozglądam, ale niczego nie znajduję.Sto metrów dalej jakiś ślad, dokładnie prostopadły do naszegokierunku.Wracam do samochodu i każę wszystkim wsiadać.Ruszamy.W niecały kilometr później w piasku widać już tylko dwa cienkieślady, a potem nic.Zgubiłem się.Zatrzymuję samochód.Tym razemtamtych dwóch ogarnia panika.Nie mam im nic do powiedzeniai oddalam się, żeby się wysikać.Podczas gdy rysuję na piaskuarabeski, Christian raz jeszcze stara się uspokoić całe towarzystwo.Wyjaśnia im, że muszę pomyśleć, bo sprawa jest poważna.- Charlie chciał, żebyśmy pojechali skrótem, który zaoszczędziłbynam dwieście kilometrów szlaku, ale nie ma zaufania do pogody.Odwrócony do nich plecami zaśmiewam się w duchu słysząc, coopowiada.Wymyśla, że zauważyłem pierwsze oznaki burzy piaskowejna trasie skrótu i rozbudowuje tę historyjkę wykorzystując do tegomały obłoczek, przesuwający się w oddali po niebie.Wspaniałarobota, którą kończy po mistrzowsku krótkim:- No dobra, jedźcie pierwsi, wracamy do szlaku.To świetny pomysł.Nie wiem, gdzie jesteśmy i zupełnie nie mamzmysłu orientacji.Nigdy nie potrafiłbym odnaleźć szlaku.Zakierownicą swojego mehari Rene wywiązuje się z tego zadania bez zarzutu.***Parę kilometrów dalej dzielny pogromca ognia odnajduje dobrądrogę, wówczas wyprzedzam go i ponownie staję na czele ekspedycji.Pustynia to nic trudnego.Począwszy od 50 kilometra szlak jest oznakowany.Co dziesięćkilometrów stoi czarna beczka, wystarczy jechać.To małe piwo.Wkrótce wyprzedzamy berlieta Wallida wśród głośnego trąbieniai okrzyków.W dali przed nami widać czarny punkt.To ciężarówkąAjudżila.Mehari jedzie za nami.Mamy właśnie wyprzedzić wielkiegomercedesa, kiedy mój silnik zacina się i staje!Cholera.Co się znowu stało?Rene i Patricio są obrażeni.Najpierw grzęźniecie w piasku, potemzgubienie drogi na pustyni, a teraz awaria, to dla nich za wiele.Posyłam ich do wszystkich diabłów i mówię, żeby jechali za ciężarówkąAjudżila, wybierają wariant bezpieczny i szybko odjeżdżają.Zbytniosię boją tutaj zostać.Dla zasady Christian podnosi maskę.Zna się na silniku tyle co ja,to znaczy wcale.Parokrotnie włączam rozrusznik, bez rezultatu.Monique leży wciśnięta w fotel.Utknęliśmy.Christian wypija ostatnie krople swojej whisky.Robię sobieskręta.Słońce jest w zenicie i blachy samochodu parzą.Dookoła nas,jak sięgnąć wzrokiem, ze wszystkich stron piasek.Beczka znaczącaszlak widnieje na horyzoncie jako maleńki czarny punkcik.Grubawysiada z samochodu, gdzie zrobiło się zbyt gorąco.Domaga sięwody.Wypiła już swój przydział.Przez dziesięć minut nie dzieje sięnic, po czym daleko w tyle słychać pracę silnika.To ciężarówkaWallida.Hałas wzmaga się, widać ją teraz, nadjeżdża, ale o czterystametrów w prawo, daleko od nas.Pomagam Monique wejść na dachsamochodu.Wysyła sygnały z takim entuzjazmem, że wygina blachę wsposób nieodwracalny.Wallid zauważył nas i jedzie w naszymkierunku.Śmieje się, kiedy mu opisuję objawy awarii, i pokazuje mi, co jestprzyczyną.Z powodu gorąca pompa dostarczająca paliwo do gaźnikarozszerza się i zablokowuje.To częsty przypadek.Szczęśliwy, że możezabłysnąć przed Monique, naprawia mi to od ręki.Owija wokółpompy szmatę, polewa ją wodą i pompuje ręcznie.Włączam rozruszniki silnik zapala.Dziękuję Wallidowi, który ze wspaniałomyślnąminą zapewnia mnie, że to nic wielkiego, przybiera pozę bohaterai wraca do ciężarówki.Trzydzieści kilometrów dalej silnik znów staje.Tym razem widzimy,że zostało nam bardzo mało wody, zaledwie trzy czwarte butelki.A szmata jest zupełnie sucha.Wallid jest daleko w przodzie.Niepomyśleliśmy, żeby wziąć od niego wodę.Mamy mokre gacie.Zabraniam grubej pić, żeby oszczędzać wodę, i zaczyna się zapieprzco trzydzieści kilometrów.Wkrótce butelka jest pusta.Udajemi się jeszcze raz dzięki wodzie ze spryskiwacza szyb.Późniejmusimy sikać.Na szczęście Christian to specjalista.Mój udział jest bardzoSkromny, bo nie piję.Ale nawet Christian ma ograniczone możliwości.Po trzech postojach jego źródło wysycha.Monique zrozumiała, co jejzostało do zrobienia.Cała się rumieni, ale nie sprzeciwia się.Kiedy poraz kolejny podnoszę maskę, zdaję sobie sprawę, że nie będzie to takiełatwe.W takiej sytuacji mężczyzna ma naturalną przewagę.Christiani ja podnosimy panienkę, żeby mogła wejść na silnik.Monique jęczyz bólu, bo uderzyła głową o podniesioną maskę.Nieźle się zaczyna.Christian stara się być miły.- To nic, to nic.No, postaw tu nogę, tak, drugą tutaj.- Aj!Oparzyła sobie nogę o silnik.Mam ochotę zatrzasnąć jej maskę nałeb, ale Christian, cały czas pocieszając grubą, daje mi znak, żebym sięuspokoił.Biorę z samochodu szmatę, którą Christian podkłada dziewczyniepod stopę.Może być?- No, a teraz lej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]