[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jacky nie zgadza się, żebym sam ich spędził z ich grzędy.Woli tozałatwić po swojemu.Pozwalam mu działać i zamawiam u Capone'akolejną kawę, żeby spokojnie zjeść śniadanie.Nic z tego, zaledwiezdążył przynieść parujący dzbanek, kiedy nadchodzą pasażerowie.- Nie możecie nas zostawić pośrodku pustyni.Najgrubszy, ten, który dostał kamieniem, trzyma się ostrożniez tyłu.Mały blondynek płacze.Po policzkach ciekną mu łzy.Co ja dziś takiego zrobiłem, żeby na to wszystko zasłużyć?- Tutaj jest wioska, kretyni.Za parę dni będzie ktoś przejeżdżałi będziecie mogli dokończyć podróż na jego wozie.Jacky już wampowiedział, żebyście się wynosili, i ja wam mówię to samo.Niezawracajcie mi głowy, spadajcie.Rzecznik waha się.Patrzy na mnie, rozumie i odchodzi pociągającza sobą pozostałych.Kawa ostygła.***Zrzucamy z naczepy Albany cztery owce, które padły w czasiejazdy.Wybieram pięć innych na obiad.Dobre żarcie na nowo pogodzimnie z życiem.Wokół ciężarówek zbierają się dzieciaki Tamacheków.Niektóre przychodzą powiedzieć dzień dobry i prosić o prezent.Podkierownictwem Wallida moi ludzie rozdzielają puszki z mlekiemi długopisy.Tutejsze dzieci zawsze proszą o długopisy.Wyglądającoraz mizerniej, a na oczach siadają im muchy.Capone jest wzruszonyi cały ranek spędza na rozdawaniu darów.Wreszcie siadamy przy stole zaimprowizowanym wokół ogniska.Pomocnicy dostają swoją część.Dzieciaki zbliżają się i każę im rozdaćwszystko, co zostało.***Chotard, który rano wyjechał z plikiem paszportów moich ludzii pomocników, wraca z zaproszonym gościem.To jeden z tutejszych policjantów.Prosiłem go parę razy o przysługęi zawsze wszystko załatwił bez gadania.Dziś on ma do mnie sprawę.- Co mogę dla ciebie zrobić?Przełyka kawałek baraniny.To młody facet, w zawoju.Napołudniu algierscy funkcjonariusze nie noszą munduru.Jest na to zagorąco.- Utknęły tu trzy kobiety.Chciałbym, żebyś je zabrał.Mógłbyśzaładować ich samochód na jedną z twoich naczep.- Nie.Poproś mnie o co zechcesz, ale nie o to!- Charlie.Nie możesz mi odmówić.Znoszę je już od pięciu dni,zwłaszcza tę małą czarną.Charlie, znamy się od trzech lat, jesteś moimprzyjacielem, musisz mi pomóc.Nigdy o nic cię nie prosiłem.- Aż tak dają popalić?Spojrzenie, które wznosi do nieba, mówi więcej niż jakakolwiekopowieść.Żeby zagubiony na pustyni Algierczyk chciał pozbyć siętrzech kobiet, muszą to być wyjątkowe zdziry.Ale nie zrozumiałby,gdybym odmówił mu teraz pomocy, podczas gdy on zawsze załatwiałdla mnie sprawy.Jestem zmuszony się zgodzić.Dlaczego ten facet musi przychodzić tu psuć mi obiad? Jacky teżwstaje i opuszczamy towarzystwo.Było nam dobrze, jedliśmy sobiespokojnie baraninę, było przyjemnie ciepło.Mieliśmy spokój.Zawszecoś musi wszystko popsuć.***Medytując nad niesprawiedliwościami tego życia, idziemy przedsiebie w milczeniu.W ten sposób zbliżamy się do żółtego 2CV tych trzech wysuszonychna słońcu pizd, które, jestem tego pewien, zaraz wlezą nam na głowę.Nie mam ochoty z nimi gadać.W milczeniu przyglądamy się, jakjedzą jakąś mało apetyczną breję.Są zażenowane.Zwłaszcza pudelzerka na nas spod oka, zawsze gotów do walki, i ona też łamie siępierwsza.- Czego chcecie?Robimy sobie skręta, nadal milcząc, i zapalamy.One zastanawiająsię, po co tutaj przyszliśmy.- Zróbcie mi kawy.Zaskoczenie.Pudel nie znajduje żadnej repliki.Czerwona przyrządzakawę.Wyciągam wygodnie nogi i dorzucam:- Lubię mocną.Jest kawa.Wypijam i dziękuję.Są zdezorientowane.Jedyna rzecz,jaką zrozumiały, to to, że nie należy mi się naprzykrzać.- Zabiorę was.Podnoszę rękę, żeby uciszyć potok podziękowań.Jeszcze nieskończyłem.- Robię to wbrew sobie.Tamten gość ma już dosyć patrzenia nawasze mordy i nie może już was znieść.Jestem mu winien przysługę.Oddaję mu ją.To wszystko.Doceniam nienawistne spojrzenie, jakie posyła mi pudel.To jednaz przyjemności tego życia, wzbudzać nienawiść.- Ale nie życzę sobie, żebyście spały z moimi ludźmi.Pomimo dezaprobaty trzech tłustych, mówię dalej.- Jesteście brzydkie, ale moi ludzie są na pustyni od kilkutygodni.To nadaje wartość waszym dupom.Macie władzę.Zrozumcieto i nie wykorzystujcie jej.Zostawcie moich ludzi w spokoju.Jasne?Żadnej odpowiedzi, chyba nikt nigdy do nich tak nie mówił.Potym ostrzeżeniu możemy przejść do spraw towarzyskich.- To jest Jacky, a ja jestem Charlie.Brunetka reaguje pierwsza.Nazywa się Yannick.Pudel nazywasię Domi, jest pielęgniarką.Zapomniałem imienia zaczerwienionej,kiedy tylko się przedstawiła.Mówię do Yannick, że będzie jechać zemną.Jacky krzywi się, bo wybrałem najbardziej znośną.Każę imładować rzeczy od razu i zabieram Yannick.Po drodze pyta mnie, dlaczego ma jechać ze mną.Odpowiadamjej, że z całej trójki jest najmniej brzydka, i że w związku z tym jestnormalne, że pojedzie ze mną.Teraz trzeba zająć się pojazdem tych pań.Cały zespół zostajezmobilizowany do załadunku 2CV na okrytą platformę.Stojąc nauboczu dziewczyny przyglądają się całej operacji.Trzydziestupomocników wybranych spośród najsilniejszych przepchnęło samochódw pobliże platformy.Dwudziestu łapie go teraz ze wszystkichstron, natężają się i jednym ruchem podnoszą do góry.Pozostaliwślizgują się pod spód, prostują i ostatecznie podnoszą wóz nawysokość platformy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]