[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Nie jesteśmy Solarianami.Znaczymy dla ciebie tyle, co teroboty, prawda? - Sam sobie tak to tłumaczę i usprawiedliwiam się przed sobą wten sposób, ale może nie usprawiedliwiłoby mnie to w oczach innych. - A co cię to obchodzi? Jesteś przecież absolutnie wolny imożesz robić wszystko, co ci się podoba, nieprawdaż? - Niestety, nawet u nas nie ma absolutnej wolności.Gdybym byłjedynym Solarianinem na tej planecie, to mógłbym dokonywać nawet haniebnychczynów.Ale żyją tu też inni Solarianie i z tego powodu, mimo iż moja wolnośćjest bliska ideału, ideałem jednak nie jest.Żyje tu tysiąc dwustu Solarian,którzy gardziliby mną, gdyby się o tym dowiedzieli. - Nie muszą się dowiedzieć. - To prawda.Cały czas zdawałem sobie z tego sprawę.Cały czas,kiedy zabawiałem się z wami, pamiętałem o tym.Inni absolutnie nie mogą się owas dowiedzieć. - Jeśli znaczy to, że w wyniku naszych odwiedzin w innychposiadłościach, gdzie chcemy poszukać wiadomości o Ziemi, obawiasz siękomplikacji - rzekł Pelorat - to oczywiście nie wspomnimy ani słowem o tym, żebyliśmy tutaj.To zrozumiałe. Bander potrząsnął głową. - Już i tak za dużo zaryzykowałem.Oczywiście nic o tym nikomunie powiem.Moje roboty też nie powiedzą, a nawet polecę im, żeby w ogólewymazały to z pamięci.Wasz statek zostanie przeniesiony pod ziemię i zbadany wcelu uzyskania maksimum informacji. - Chwileczkę - rzekł Trevize.- Myślisz, że możemy tu czekać,aż zbadasz nasz statek? To niemożliwe. - Wcale nie niemożliwe, bo nie będziecie tu mieli nic dogadania.Przykro mi.Chciałbym porozmawiać z wami dłużej o wielu różnychsprawach, ale widzę, że sytuacja staje się coraz groźniejsza. - A skądże! - wykrzyknął Trevize. - Niestety, tak, mizerny półczłowiecze.Obawiam się, żenadszedł czas, abym zrobił to, co moi przodkowie zrobiliby od razu.Muszę waszabić.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]