[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.P³yniemy tam, gdzie bije prawdziwe serce Rzymu i gdzie przebywaj¹ legalnie wybrani konsulowie.Niech wróg zajmuje sobie puste domy, jeœli ma ochotê, niech wymyœla sobie choæby i najbardziej wyszukane tytu³y, jakie mu podsunie wyobraŸnia.Byæ mo¿e za du¿o czasu spêdzi³ na pó³noc od Rubikonu, miêdzy prymitywnymi barbarzyñcami, czcz¹cymi królów.Podbiwszy tych mizernych monarchów, doszed³ do przekonania, ¿e sam powinien na³o¿yæ koronê.Powinien raczej pamiêtaæ o losie wszystkich despotów, którzy kiedykolwiek podnieœli rêkê przeciw senatowi i ludowi rzymskiemu!Szmer wœród ¿o³nierzy z wolna spêcznia³ do gromkich wiwatów, które jednak Pompejusz szybko uciszy³, unosz¹c obie rêce.- ¯o³nierze! Pamiêtajcie o najwa¿niejszym haœle dnia: „Cisza”! Wróg nas³uchuje u bram! Musimy przeprowadziæ tê operacjê przy absolutnie minimalnym ha³asie.Zaczynamy od razu.Dowódcy kohort, rozpocz¹æ ewakuacjê!Da³ znak d³oni¹ stoj¹cym przy nim oficerom, niczym szef cyrku sygnalizuj¹cy start do wyœcigu.Kiedy ruszyli przed siebie, Pompejusz siê cofn¹³, znikaj¹c z oczu ¿o³nierzom na forum jak z³oty deus ex machina w teatrze.Teraz, kiedy z jego orszaku zniknêli odprawieni dowódcy kohort, zobaczy³em wreszcie Tirona, który podszed³ do wodza.Osobista ochrona Pompejusza zacieœni³a kr¹g wokó³ nich.Wœród nich ujrza³em masywn¹ sylwetkê o znajomej posturze; jeszcze zanim odwróci³ twarz w moj¹ stronê, wiedzia³em, ¿e to Dawus.Usi³owa³em nawi¹zaæ kontakt wzrokowy z Tironem, ale by³ on zajêty rozmow¹ z Wielkim.Nagle zobaczy³em, ¿e wskazuje wprost na mnie.Pompejusz skin¹³ g³ow¹ i odwróci³ siê.Nasze oczy siê spotka³y i wódz ruszy³ w moim kierunku.„Mój” centurion wyprê¿y³ siê jeszcze bardziej.- S³ysza³em wczeœniej, ¿e mnie wo³asz, Poszukiwaczu.- W g³osie Pompejusza pobrzmiewa³o zmêczenie i irytacja.- Naprawdê, Wielki? Nie da³eœ nic po sobie poznaæ.- Doœwiadczony orator nie pozwala, aby cokolwiek odwróci³o jego uwagê.Wiem od Tirona, ¿e masz dla mnie informacje.- Tak, Wielki.- To dobrze.Centurionie, czy nie masz swoich zadañ podczas ewakuacji?- Mam, imperatorze.- No to ruszaj je wykonywaæ!- Tak jest! Muszê ciê jednak uprzedziæ, imperatorze, ¿e ten cz³owiek jest uzbrojony.Widzia³em u niego sztylet.- Obawiasz siê skrytobójczego zamachu, centurionie? - Pompejusz zdoby³ siê na znu¿ony uœmiech.- Zabijanie nie le¿y w jego charakterze.Prawda, Poszukiwaczu? - Nie czekaj¹c na m¹ odpowiedŸ, odprawi³ centuriona i jego ludzi zdawkowym machniêciem rêki.- ChodŸmy, Gordianusie.Pewnie chcesz siê przywitaæ ze swoim ziêciem, skoro przeby³eœ pó³ Italii, aby go odnaleŸæ.Nie rozumiem po co? Nigdy nie spotka³em wiêkszego têpaka.I pomyœleæ, ¿e kiedyœ p³aci³em za niego sporo srebra!Nabra³em powietrza i zapyta³em:- A co z moim raportem, Wielki?- Nie tu i nie teraz.Nie widzisz, ¿e ziemia pali mi siê pod nogami? Zaczekaj, a¿ znajdziemy siê bezpieczni na morzu.Rozdzia³ 21- Nie mogê uwierzyæ! Po prostu nie mogê w to uwierzyæ!- Dawusie, nie tak mocno! Wyciœniesz ze mnie wszystkie soki!- Przepraszam.Dawus wypuœci³ mnie i cofn¹³ siê o krok.Potar³em d³oni¹ policzek, na którym ogniwa jego kolczugi odcisnê³y mi geometryczny wzorek.Odziany w skórê i ¿elazo prezentowa³ siê tak samo mocarnie, jak tego dowiód³ swym niedŸwiedzim uœciskiem, ale szeroki uœmiech na jego twarzy nadawa³ mu wygl¹d niewinnego dziecka.- Po prostu nie mogê w to uwierzyæ - powtórzy³ ze œmiechem.- Przyjecha³eœ tu z tak daleka, przez góry i w ogóle.Jak uda³o ci siê przedostaæ do miasta?- To d³uga historia, Dawusie.Kiedyœ ci j¹ opowiem.Jeden z przybocznych Pompejusza krzykn¹³ coœ, wskazuj¹c na dach wysokiego budynku po drugiej stronie placu.Pojawi³ siê tam jakiœ cz³owiek, biegaj¹cy tam i z powrotem z uniesion¹ nad g³ow¹ pochodni¹.- Na Hades, mia³eœ racjê, Tironie.- Pompejusz zakl¹³ pod nosem.- Przeklêci mieszczanie! To wyraŸny sygna³ dla Cezara, aby rozpocz¹³ atak.Skryboniuszu, ka¿ któremuœ z ³uczników zastrzeliæ tego cz³owieka.Wezwany oficer wyst¹pi³ przed szereg.- Odleg³oœæ jest za du¿a, imperatorze.- Poœlij wiêc kogoœ na ten dach.- Wejœcie z pewnoœci¹ jest zabarykadowane, wodzu.Czy naprawdê warto siê tym.- Niech wiêc ³ucznicy wdrapi¹ siê na s¹siedni dach i stamt¹d go ustrzel¹!- Wodzu, zaczê³a siê ewakuacja.Zanim nasi ³ucznicy.- Nie obchodzi mnie to! Popatrz na tê ma³pê, jak wymachuje pochodni¹ i naœmiewa siê z nas! Widz¹ go ludzie na forum i ¿o³nierze na murach.To bardzo niedobre dla morale.Chcê jego g³owy.I przynieœcie mi te¿ jego d³oñ razem z pochodni¹!Skryboniusz pos³a³ po ³uczników, ale w tej samej chwili rozkaz Pompejusza straci³ ca³y sens.Jak miasto d³ugie i szerokie, dachy zaroi³y siê od ludzi.Niektórzy machali pochodniami, inni tañczyli w ich blasku jak w œwiêto.Pompejusz by³ rozjuszony.- Przeklêci! Kiedy odbijê Brundyzjum, zostawiê tu tylko zgliszcza! Wszystkich, którzy prze¿yj¹, mê¿czyzn, kobiety i dzieci sprzedam w niewolê! - Zacz¹³ chodziæ tam i z powrotem, spogl¹daj¹c ku zachodowi, gdzie ponad dachami widnia³y szczyty dwóch wie¿, stoj¹cych po obu stronach g³Ã³wnej bramy.- Magiuszu, czy brama zosta³a dostatecznie zabarykadowana?- Wiesz, imperatorze, ¿e tak - zapewni³ zapytany.- Zwaliliœmy tam tony gruzu.¯aden taran jej nie rozbije.Jedyny sposób na wdarcie siê do miasta to wspinaczka na mury.- Skryboniuszu, czy ³ucznicy i procarze utrzymaj¹ siê na pozycjach?- To same stare wygi, imperatorze.Utrzymaj¹ siê.W tej chwili dotar³y do nas pierwsze odg³osy bitwy.Z pocz¹tku by³y to tylko krzyki, potem przyt³umione dal¹ echa uderzeñ stali o stal i g³uche dudnienie taranu.Forum szybko pustosza³o.Ostatni ¿o³nierze maszerowali w milczeniu w stronê czekaj¹cych okrêtów.Zrobi³o siê ju¿ ciemno i tylko z otwartych wrót œwi¹tyñ pada³y jasne ³aty œwiat³a.Z³apa³em siê w pewnej chwili na myœli, ¿e chcia³bym znaæ jêzyk Messapian.Mia³em wra¿enie, ¿e p³yn¹ce od o³tarzy pieœni stopniowo zmieni³y znaczenie: z przepe³nionych groz¹ i strachem nabra³y cech dziêkczynienia.Œpiew harmonijnie stapia³ siê z dalekim bitewnym ha³asem.Wreszcie nadszed³ sygna³ ewakuacji dla orszaku Pompejusza.W jednej chwili wszyscy wokó³ mnie ruszyli schodami w dó³.Oficer nazwany Skryboniuszem wrêczy³ Dawusowi pochodniê i nakaza³ iœæ w tylnej stra¿y.Wkrótce stwierdzi³em, ¿e zmierzamy do portu inn¹ drog¹ ni¿ ta, któr¹ wczeœniej prowadzi³ nas centurion.Ta ulica by³a szersza i wiod³a prawie bezpoœrednio ku bramie portowej.Zastanowi³o mnie, dlaczego nie zosta³a zablokowana; zwróci³em na to uwagê Dawusa, ale on tylko powiedzia³, bym poczeka³ i zobaczy³.Na pierwszym skrzy¿owaniu budowniczy Magiusz zatrzyma³ orszak i wraz z kilkoma innymi schwyci³ za liny zwisaj¹ce z budynków po obu stronach.Po chwili zwa³y kamieni i gruzu osunê³y siê, przegradzaj¹c ulicê za nami pylistym rumowiskiem.Na wy¿szych piêtrach domów zainstalowano system bloków linowych po³¹czony z klapami zasobników wype³nionych odpowiednim materia³em.Ta sama operacja zosta³a powtórzona na nastêpnym skrzy¿owaniu; Magiusz systematycznie blokowa³ ulicê po naszym przejœciu.W innych miejscach sygnalizowa³, by zachowaæ ostro¿noœæ i prowadzi³ nas rzêdem tu¿ pod œcian¹ budynku.By³y tam wykopane rowy - pu³apki z ostrymi palami.Tylko budowniczy zna³ ich rozmieszczenie i bezpieczne przejœcie.W ciemnoœci ziemia, któr¹ pokryto wiklinowe maty, zlewa³a siê z otoczeniem.Co jakiœ czas dociera³y do nas s³abe, zniekszta³cone echem odg³osy bitwy, krzyki zmieszane z nieustannym, skandowanym œpiewem ze œwi¹tyñ.Migotliwe pochodnie, ciemnoœæ zau³ków, sztuczne lawiny, niewidzialne pu³apki pod stopami - wszystko to by³o jak z³y sen.Po g³owie snu³y mi siê widziane tego dnia sceny: œmigaj¹ce nad g³ow¹ strza³y na tle b³êkitu nieba.zimna, nieruchoma woda w basenie portowym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]