[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wys³ali mnie, bo jestem ostatnim aktywnym agentem w Drugiej Armii.A jeœli chodzi o Pi¹t¹ i Szóst¹, mo¿esz o nich zapomnieæ.Tiste Andii Brooda potrafi¹ wywêszyæ szpona na tysi¹c kroków.¯aden nie pozosta³ przy ¿yciu.Mojego szponmistrza uduszono garot¹ zaledwie przedwczoraj, a to ju¿ grubsza sprawa, hê? Jak ju¿ dotrzemy do miasta, wyœlê ciê w swoj¹ drogê i zapewne ju¿ siê nie zobaczymy.Kiedy poka¿esz rozkazy, które czyni¹ ciê dowódc¹ Dziewi¹tej Dru¿yny, rozeœmiej¹ ci siê prosto w twarz albo wbij¹ nó¿ w oko.Szanse s¹ mniej wiêcej równe.Kiepska sprawa, ale tak ju¿ jest.Przed nimi majaczy³y bramy Pale.- Jeszcze jedno - doda³ szpon, wpatruj¹c siê w blanki nad bram¹.- Rzucê ci koœæ, na wypadek, gdyby Oponn siê do ciebie uœmiechnêli.Wszystkim rz¹dzi tu wielki mag Tayschrenn.Dujek nie jest z tego zadowolony, zw³aszcza bior¹c pod uwagê to, co wydarzy³o siê podczas starcia z Odpryskiem Ksiê¿yca.Panuje miêdzy nimi z³a krew, ale wielki mag polega na regularnej i natychmiastowej komunikacji z cesarzow¹.To pozwala mu utrzymaæ siê na powierzchni.Ostrzegam ciê.¯o³nierze Dujeka pójd¹ za nim.wszêdzie.To samo dotyczy Pi¹tej i Szóstej Armii.Zbiera siê tu na burzê.Paran spojrza³ na niego zdumiony.Topper mówi³ mu to samo, lecz kapitan zlekcewa¿y³ jego opowieœci.Zanadto przypomina³y scenariusz, maj¹cy dostarczyæ cesarzowej pretekstu, by wype³niæ szubienice.W tê kaba³ê nie mam zamiaru siê mieszaæ.Pozwólcie mi tylko wykonaæ to jedno zadanie.Nie pragnê nic wiêcej.- Swoj¹ drog¹, Tayschrenn obserwowa³ nas z murów - powiedzia³ szpon, gdy znaleŸli siê w cieniu bramy.- Czy mo¿e przypadkiem ciê zna, kapitanie?- Nie.Przynajmniej mam tak¹ nadziejê, doda³ w myœlach.Gdy wierzchowce wjecha³y do miasta, otoczy³a ich œciana dŸwiêku.Oczy Parana zaszkli³y siê lekko.Pale wygl¹da³o jak dom ob³¹kanych.Wszêdzie widzia³ strawione p³omieniami budynki.Choæ na ulicach pe³no by³o garbów i dziur, roi³o siê tu od ludzi, wozów, rycz¹cych zwierz¹t oraz ¿o³nierzy w mundurach piechoty morskiej.Zada³ sobie pytanie, czy pozosta³y mu tylko minuty ¿ycia.Objêcie dowództwa nad dru¿yn¹, która w ci¹gu trzech lat mia³a czterech kapitanów, wykonanie misji, której nie zechcia³by siê podj¹æ ¿aden zdrowy na umyœle ¿o³nierz, zapowiedŸ insurekcji na wielk¹ skalê, podczas której najwybitniejszy z wodzów imperium móg³ poprowadziæ swe wojska przeciwko wielkiemu magowi, który próbowa³ wywalczyæ dla siebie stanowczo zbyt poczesne miejsce w œwiecie - wszystko to budzi³o w nim trwogê.Wtem poczu³ mocne uderzenie w plecy.Szpon podjecha³ bli¿ej i pochyli³ siê nad nim.- Straci³eœ grunt pod nogami, kapitanie? Nie przejmuj siê, to samo spotyka tutaj wszystkich.Tyle, ¿e jedni o tym wiedz¹, a inni nie.Baæ siê trzeba tych drugich.Zajmij siê tym, co masz przed oczyma, i nie martw siê o resztê.Wszystko we w³aœciwym czasie.Zapytaj któregoœ z ¿o³nierzy o Podpalaczy Mostów.To naj³atwiejszy punkt programu.Paran skin¹³ g³ow¹.Szpon zawaha³ siê, a potem jeszcze bardziej pochyli³.- Myœla³em o tobie, kapitanie.No wiesz, to tylko przeczucie, ale mam wra¿enie, ¿e przyby³eœ tu po to, by uczyniæ coœ dobrego.Nie, nie musisz mi odpowiadaæ.Gdybyœ mia³ k³opoty, przeka¿ tylko s³Ã³wko Tocowi M³odszemu.To ja.Jestem w Korpusie Goñców Drugiej Armii, klasa zwiadowców.Zgoda?Kapitan przytakn¹³ po raz drugi.- Dziêkujê - powiedzia³.W tej samej chwili rozleg³ siê za nimi g³oœny trzask, a póŸniej chór gniewnych g³osów.¯aden z jeŸdŸców nawet siê nie odwróci³.- Co mówi³eœ, kapitanie?Paran uœmiechn¹³ siê.- Lepiej ju¿ ruszajmy.Nie ujawniaj siê, na wypadek gdyby coœ mi siê przytrafi³o.Znajdê sobie przewodnika, zgodnie z zasadami.- Jasna sprawa, kapitanie.Toc M³odszy machn¹³ rêk¹ na po¿egnanie i skierowa³ wierzchowca w boczn¹ uliczkê.Po paru chwilach kapitan straci³ go z oczu.Zaczerpn¹³ g³êboko tchu i rozejrza³ siê wokó³ w poszukiwaniu odpowiedniego ¿o³nierza.Paran wiedzia³, ¿e m³ode lata spêdzone na szlacheckich dworach w ojczyŸnie dobrze przygotowa³y go do wcielania siê w role, które wyznacza³a mu przyboczna Lorn.W ci¹gu dwóch ostatnich lat coraz lepiej zdawa³ sobie sprawê z tego, kim siê staje.Nie dawa³o mu spokoju wspomnienie o zuchwa³ym, prawdomównym m³odzieñcu, który spotka³ przyboczn¹ cesarzowej na itkokañskim wybrze¿u.Spad³ na kolana Lorn niczym kawa³ek gliny, a przyboczna zrobi³a to, co potrafi³a najlepiej.Ukszta³towa³a go.Najbardziej by³ przera¿ony faktem, ¿e przyzwyczai³ siê do tego, i¿ go wykorzystuj¹.Stawa³ siê kimœ innym ju¿ tak wiele razy, ¿e widzia³ tysi¹c twarzy i s³ysza³ tysi¹c g³osów, a wszystkie one pozostawa³y w konflikcie z jego w³asnymi.Gdy myœla³ o sobie, o tym m³odym szlachcicu, który przesadnie wierzy³ w prawdomównoœæ i uczciwoœæ, nawiedza³a go wizja czegoœ zimnego, twardego i mrocznego, co ukrywa³o siê w najg³êbszych zakamarkach umys³u i obserwowa³o go.Nie by³o w tym kontemplacji ani os¹du, a tylko zimna jak lód kliniczna obserwacja.Nie s¹dzi³, by ten m³odzieniec ujrza³ jeszcze kiedyœ œwiat³o dzienne.Bêdzie siê kurczy³ i roztapia³ w ciemnoœci, a¿ wreszcie zniknie bez œladu.Zada³ sobie pytanie, czy w ogóle go to obchodzi.Wszed³ do koszar, w których ongiœ stacjonowa³a Szlachecka Gwardia Pale.Na bliskiej drzwi pryczy wylegiwa³a siê starsza wiekiem weteranka.Jej obanda¿owana szmatami stopa wystawa³a za ³Ã³¿ko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]