[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zas³oni³a oczy przed s³oñcem i rozejrza³a siê po dziedziñcu, patrz¹c na dekoracje i kwiaty, jakby zosta³y ustawione specjalnie dla jej aprobaty.Nie trudzi³em siê strofowaniem jej za to przêdzenie.Có¿ w koñcu znaczy zdanie niewolnicy - tylko ¿e, jak zawsze, wypowiedzia³a na g³os wszystkie pytania i w¹tpliwoœci, które wirowa³y w mojej g³owie.ROZDZIA£ TRZYDZIESTYIdy majowe rozpoczê³y siê b³êkitnym œwiat³em brzasku.Budzi³em siê powoli, zdezorientowany snami i obcoœci¹ domu - nie by³ to ani mój dom na Eskwilinie, ani ¿aden z innych, które przewinê³y siê przez moje wype³nione podró¿ami ¿ycie.Zewsz¹d dobiega³y przyciszone, nerwowe g³osy.W jakim domu mo¿e byæ taki ruch tak wczeœnie rano? By³em przekonany, ¿e ktoœ musia³ umrzeæ w nocy, ale przecie¿ wówczas obudzi³by mnie lament i p³acz.Bethesda spa³a przytulona do moich pleców, jedn¹ rêk¹ obejmowa³a mnie w pasie.Czu³em na sobie jej ciep³y, s³odki oddech i pulsuj¹cy w jego rytm dotyk miêkkich poduszek jej piersi.Budzi³em siê, broni¹c siê przed tym i kurczowo trzymaj¹c snu, jak ktoœ, nad kim wisi g³ucha rozpacz, czekaj¹ca, by go ogarn¹æ wraz z nastaniem dnia.By³o mi dobrze z w³asnymi nieweso³ymi snami i czu³em apatyczn¹ niechêæ do kryzysu, który zdawa³ siê narastaæ w tym obcym domu.Zamkn¹³em oczy i obróci³em œwit na powrót w czarn¹ noc.Kiedy znowu je otworzy³em, Bethesda, ju¿ ubrana, potrz¹sa³a mnie za ramiê.Pokój wype³nia³o ¿Ã³³te œwiat³o.- Co siê z tob¹ dzieje?Usiad³em na ³Ã³¿ku natychmiast i otrz¹sn¹³em siê z klej¹cych siê do mnie resztek snu.- Jesteœ chory? - niecierpliwi³a siê.- Nie? Lepiej bêdzie, jak siê pospieszysz.Wszyscy inni ju¿ poszli.- Nape³ni³a kubek wod¹ i poda³a mi.- Myœla³am, ¿e ca³kiem o tobie zapomnieli, ale Tiro przybieg³ z powrotem, pytaj¹c, gdzie jesteœ.Kiedy mu powiedzia³am, ¿e ju¿ dwa razy próbowa³am ciê dobudziæ i ¿e jeszcze jesteœ w ³Ã³¿ku, tylko machn¹³ w desperacji rêk¹ i pobieg³ za swym panem.- Kiedy to by³o?Wzruszy³a ramionami.- Chwilê temu.Ale nie dogonisz ich, jeœli bêdziesz siê chcia³ umyæ i zjeœæ coœ.Tiro powiedzia³, ¿ebyœ siê nie martwi³, zajmie ci miejsce obok siebie pod Rostr¹.- Odebra³a ode mnie pusty kubek.- Przyjrza³am siê tej kobiecie.- Jakiej kobiecie? - spyta³em.Przez g³owê przemkn¹³ mi obraz Elektry.Musia³em o niej œniæ, choæ nie mog³em sobie tego przypomnieæ.- I chyba masz dla mnie czyst¹ tunikê?Wskaza³a na krzes³o w rogu, na którym u³o¿one by³y moje najlepsze ubrania.Jeden z niewolników musia³ je przynieœæ z mego domu.Tunika by³a czysta jak ³za.Rozdarty brzeg togi by³ na nowo zszyty, nawet moje buty by³y wyczyszczone i natarte oliw¹.- Kobiecie - powtórzy³a Bethesda.- Tej, któr¹ zw¹ Cecyli¹.- Cecylia Metella tu by³a? Dziœ rano?- Przyby³a zaraz po œwicie we wspania³ej lektyce.Wœród niewolników zapanowa³o takie poruszenie, ¿e ha³as wygna³ mnie z ³Ã³¿ka.Dwa razy wpuœci³a ciê do domu, prawda? Musi byæ wspania³y.- Jest.Przyby³a sama? To znaczy, tylko z w³asn¹ œwit¹?- Nie, on te¿ z ni¹ by³.Sekstus Roscjusz.Otoczony przez szeœciu stra¿ników z wyci¹gniêtymi mieczami.- Przerwa³a, jakby usi³uj¹c sobie przypomnieæ wa¿ny szczegó³.- Jeden ze stra¿ników by³ nadzwyczaj przystojny.Spuœci³em nogi na pod³ogê, w³o¿y³em i zawi¹za³em podane przez ni¹ buty.- Samemu Roscjuszowi pewnie siê nie przyjrza³aœ? - spyta³em.- I owszem.- Jak wygl¹da³?- By³ bardzo blady.Oczywiœcie œwiat³o by³o s³abe.- Nie a¿ tak, ¿ebyœ nie mog³a dobrze widzieæ stra¿nika.- Stra¿nika widzia³abym nawet po ciemku.- Tego jestem pewien.Teraz pomó¿ mi u³o¿yæ togê.Na Forum Romanum panowa³a niemal œwi¹teczna atmosfera.Poniewa¿ by³y to idy, zamkniête by³y i Kuria, i Komitium* jednak czêœæ bankierów i lichwiarzy otworzy³a swe biura jak co dzieñ; z pocz¹tku ulice by³y opustosza³e, gdy jednak zbli¿aliœmy siê do Forum, stawa³y siê coraz bardziej zat³oczone.Ludzie z wszystkich warstw, z posêpnym podnieceniem maluj¹cym siê na twarzach, pojedynczo i grupkami pod¹¿ali ku Rostrze.T³um, który wype³nia³ otwarty plac wokó³ samej mównicy, by³ tak gêsty, ¿e musia³em torowaæ sobie drogê ³okciami.Nic tak nie ekscytuje Rzymianina jak proces, zw³aszcza je¿eli jego rezultatem mo¿e byæ czyjaœ ruina.Poœrodku t³umu min¹³em wspania³¹ lektykê o szczelnie zas³oniêtych zas³onach.Kiedy j¹ omija³em, spomiêdzy zas³on nagle wystrzeli³a czyjaœ rêka, ³api¹c mnie za przedramiê.Spojrza³em w tamt¹ stronê, zdumiony si³¹ uœcisku tak zwiêdniêtej na oko koñczyny.Rêka puœci³a mnie, pozostawiaj¹c na skórze piêæ wyraŸnych wg³êbieñ po ostrych paznokciach, i skinê³a, bym wsadzi³ g³owê do œrodka.Cecylia Metella, rozparta na ³o¿u z miêkkich poduszek, mia³a na sobie luŸn¹, purpurow¹ sukniê i naszyjnik z pere³.Jej wysoki kok spiêty by³ srebrn¹ szpil¹ o g³Ã³wce ozdobionej kilkoma lapisami.Po jej prawicy siedzia³ ze skrzy¿owanymi nogami eunuch Ahausarus.- Jak myœlisz, m³ody cz³owieku? - spyta³a ochryp³ym szeptem.- Jak to siê potoczy?- Dla kogo? Cycerona? Sulli? Zabójców?Zmarszczy³a czo³o.- Nie dowcipkuj.Dla m³odego Sekstusa Roscjusza, oczywiœcie.- Trudno powiedzieæ.Tylko augurowie i wyrocznie umiej¹ przewidywaæ przysz³oœæ.- Ale dziêki ciê¿kiej pracy Cycerona i pomocy Rufusa z pewnoœci¹ Roscjusz uzyska taki werdykt, na jaki zas³uguje.- Jak mam na to odpowiedzieæ, skoro nie wiem, jaki ów werdykt powinien byæ?Popatrzy³a na mnie bez humoru i przy³o¿y³a d³ugie, barwione henn¹ paznokcie do ust.- Co chcesz przez to powiedzieæ? Po wszystkim, czego dowiedzia³eœ siê o prawdzie, nie mo¿esz chyba wierzyæ w jego winê? - G³os jej dr¿a³.- Jak ka¿dy dobry obywatel - odrzek³em - pok³adam wiarê w rzymskiej sprawiedliwoœci.Cofn¹³em g³owê i pozwoli³em zas³onom opaœæ na miejsce.Dos³ysza³em, ¿e ze œrodka t³umu ktoœ wo³a moje imiê.W tej chwili wydawa³o siê ma³o prawdopodobne, ¿e ktokolwiek spoœród znaj¹cych mnie osób mo¿e mi dobrze ¿yczyæ.Brn¹³em dalej, nie ogl¹daj¹c siê, ale drogê zagrodzi³a mi grupa barczystych robotników.Czyjaœ rêka schwyci³a mnie za ramiê.Wzi¹³em g³êboki oddech i powoli siê odwróci³em.Z pocz¹tku go nie pozna³em - widzia³em go tylko w jego gospodarstwie, w brudnej tunice i znu¿onego dniem pracy, albo rozluŸnionego pod wp³ywem wina.Tytus Megarus z Amerii wygl¹da³ dziœ zupe³nie inaczej; mia³ na sobie porz¹dn¹ togê, w³osy starannie natarte oliw¹ i uczesane.Jego syn Lucjusz, za m³ody jeszcze na togê, nosi³ skromn¹ tunikê o d³ugich rêkawach.Promienia³ entuzjazmem i podnieceniem.- Gordianusie! Có¿ za szczêœcie, ¿e spotkaliœmy ciê w tym t³umie! - zakrzykn¹³ Tytus.- Nie wiesz, jak to dobrze dla prowincjusza ujrzeæ w mieœcie znajom¹ twarz.- To jest fantastyczne! - przerwa³ Lucjusz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]