[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Z gazety? - powtórzy³em zdumiony.Przypomnia³em sobie, ¿e anonim, zawiadamiaj¹cy w³adze milicyjne o noclegu bandy Barabasza na wyspie, równie¿ sk³ada³ siê z liter wyciêtych z gazety.Podobnie by³o z listem do profesora antropologii.- Tak.Z gazety by³y wyciête litery.By³o napisane w tym liœcie: ZOSTAW OTWART¥ BUDÊ NA WYSPIE.- I ojciec post¹pi³ zgodnie z tym ¿¹daniem?- Zachowa³ siê tak, jakby nie otrzyma³ ¿adnego listu, choæ chyba domyœla siê pan, jak bandzo byl wstrz¹œniêty i przera¿ony.Od¿y³a w nim na nowo historia z odkrytymi w budce zw³okami Pluty.Zw³okarni, które zniknê³y.- Odnalaz³y siê w starym bunkrze w lesie.- Tak.Ale wówczas nie wiedzieliœmy o tym.Ta sprawa wyda³a siê nam po prostu niesamowita.W³aœnie wtedy pan rozstawi³ swój namiot na wyspie, podejrzewa³am wiêc, ¿e to pan pisa³ list do mego ojca, i d³atego wówczas tak siê zachowa³am.Kaza³am siê panu wynosiæ z wyspy.- Czy nie domyœla siê pani, kto by³ autorem listu?- Wiem tylko, ¿e jest to chyba ten sam cz³owiek, który zabi³ Plutê w budce na wyspie.- Pluta wzi¹³ klucz od pani ojca - rozwa¿a³em g³oœno.- A wiêc umówi³ siê z kimœ w budce na wyspie.I ten, z kim siê umówi³, zabi³ go.By³ to cz³owiek, który potem napisa³ do pani ojca list literami wyciêtymi z gazety, a jeszcze wczeœniej, przed laty, ten sam cz³owiek w ten sam sposób zdradzi³ miejsce noclegu bandy Barabasza.- W ten sam sposób? Nic o tym nie wiedzia³am.- Nikt o tym nie wiedzia³ oprócz milicji.- Jak pan s¹dzi, czy szykowa³a siê tutaj nowa zbrodnia? I czy ona nast¹pi³a?- Nie wiem, Byæ mo¿e w któryrnœ z bunkrów znowu odnajdziemy czyjeœ zw³oki.Nawet wiem, kto to bêdzie.- Kto? - krzyknê³a przera¿ona.- Ten drugi z bandy Barabasza.Ten, który wraz z Plut¹ skazany zosta³ najpierw na karê œmierci, a potem przesiedzia³ piêtnaœcie lat i, podobnie jak Pluta, zosta³ zwolniony z wiêzienia.Tylko ¿e to jego zwolnienie nast¹pi³o dopiero w maju.- Bo¿e drogi.- Czy przypomina pani sobie pods³uchan¹ przez nas rozmowê, gdy siedzieliœmy na strychu w szopie leœnej? Przechodz¹cy obok szopy ludzie mówili w³aœnie o zwolnieniu z wiêzienia dwóch cz³onków bandy Barabasza.Wspomnieli tak¿e o jakimœ „starym”, który z pocz¹tku myœla³, ¿e „ten goœæ” z planem, to znaczy ja, jest w³aœnie od Barabasza.Kto to mo¿e byæ ów „stary”?- Du¿o jest starych ludzi w tej okolicy.- Ach, to niekoniecznie musi byæ cz³owiek stary wiekiem.Czêsto mówi siê ,,stary” na swego zwierzchnika, na szefa.Jedno jest pewne: niektórzy ludzie w tej okolicy wiedzieli, ¿e dwóch ludzi Barabasza zosta³o zwolnionych z wiêzienia.- Brr.- dreszcz strachu przeszed³ Hankê.- Jakie to wszystko ponure i groŸne.Mimo woli obejrzeliœmy siê za siebie, na zamkniête drzwi do drewnianej budy, w której rozegra³a siê zbrodnia.By³a noc.Zerwa³ siê lekki wietrzyk, zachmurzone niebo poczyna³o siê przecieraæ, ukazywa³y siê gwiazdy.Wbrew moim przewidywaniom zapowiada³a siê pogoda.- Czas wracaæ do domu - powiedzia³em.Uœcisn¹³em d³oñ Hanki.Wskoczy³a do ³Ã³dki przycumowanej przy brzegu, a ja przez pogr¹¿on¹ w ciemnoœciach Wyspê Z³oczyñców powêdrowa³em do „sama”, który cierpliwie oczekiwa³ na mnie ukryty w krzakach wikliny.ROZDZIA£ SIEDEMNASTYPOŒCIG ZA K£USOWNIKAMI - ZDOBYWAM £ÓDKÊ K£USOWNIKÓW - PO¯YTEK Z £AKOMSTWA - PODEJRZANY TYP - CO KRY£ STARY CMENTARZ - ZNALEZISKA ZE STARYCH GROBÓW - ARESZTOWANIE KONDRASA - TERESA KRADNIE £ÓDKÊ - SPOTKANIE W LESIE - DOK¥D POP£YNÊ£A TERESA?G³os tr¹bki sygnalizacyjinej dopêdzi³ mnie na rozstaju dróg leœnych.Tr¹bka harcerska zdawa³a siê gwa³townie wzywaæ do czynu, do akcji.Jedna mog³a byæ tylko przyczyna nocnego alarmu u harcerzy: k³usownicy.Zawróci³em i skierowa³em auto w stronê obozu.Tr¹bka ostro i przenikliwie przerywa³a nocn¹ ciszê.Gdy dojecha³em tam, obóz by³ ju¿ pusty, a tr¹bka umilk³a.Pod¹¿y³em wiêc w kierunku rzeki i zjazdu do starego promu.Tutaj w œwietle reflektorów „sama” dojrza³em spor¹ grupkê harcerzy.Stali na brzegu, patrzyli na wodê i gniewnie wymachiwali rêkami.- Uciek³.Wskoczy³ w ³Ã³dkê i uciek³ - dopad³ do mnie Sokole Oko.- A drugi k³usownik znikn¹³ ko³o starych bunkrów.Nie mamy ³Ã³dki, ¿eby ruszyæ w pogoñ za tym, który pop³yn¹³.O, tam, jeszcze go widaæ na wodzie.Wjecha³em w rzekê.Zrobi³em to bez zastanowienia.Samotnie zacz¹³em œcigaæ k³usownika, który, byæ mo¿e, by³ uzbrojony.Lecz dopiero gdy znalaz³eni siê na wodzie, uœwiadomi³em sobie wszystkie niebezpieczeñstwa zwi¹zane z poœcigiem.Nie by³o ju¿ jednak odwrotu, bo niemo¿liwym wydawa³o mi siê stchórzenie na oczach zebranych na brzegu harcerzy.Zreszt¹ i teraz nie mia³em zbyt wiele czasu do namys³u.K³usownik znajdowa³ siê w pobli¿u prawego brzegu, dzieli³o go ode mnie najwy¿ej dwieœcie metrów.Jego ³Ã³dka zaopatrzona by³a w ma³y motorek, który g³oœno terkota³.Fakt, ¿e i on pos³ugiwa³ siê czymœ w rodzaju motorówki, obudzi³ we mnie uczucie sportowej ry-walizacji.W³¹czy³em d³ugie œwiat³a.Ich strumieñ prawie lizn¹³ ³Ã³dkê k³usownika.Pocz¹³em rozpêdzaæ „sama” i ani na moment nie wypuszcza³em uciekiniera z zasiêgu swoich reflektorów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]