[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jayed się spóźniał. Wreszcie! Z zewnętrznego holu dochodził odgłos wolnych,posuwistych kroków.Oczywiście! Idąc tu agent IBI z pewnością sprawdził, czy niema urządzeń inwigilujących.Terl również sprawdził to wcześniej.Drzwi rozsunęłysię i do gabinetu wszedł Jayed.Miał opuszczoną głowę i nie zadał sobie nawettrudu, by postrzępiony ubiór sortowacza rudy zmienić na inny. - Wasza Planetarna Mość posłał po mnie - wymamrotał. Zgodnie z tym, jak został poinstruowany, Numph zapytał: - Czy jesteś pewny, że nikt nie wie o twojej tu obecności? - Tak jest, Wasza Planetarna Mość - mruknął Jayed. - Halo, Jayed - powiedział Terl, wychodząc zza kotary. Jayed drgnął i podniósł głowę do góry. - Terl? Czy to Terl? Agenci IBI byli dobrze wyszkoleni.Nigdy nie zapominali razwidzianych twarzy.Widzieli się tylko jeden raz, przed wielu laty.Odbyli tylkojedną rozmowę.Terl wiedział, że Jayed z pewnością wielokrotnie studiowałfotografie i akta każdego z tutejszych funkcjonariuszy, szczególnie zaś szefaochrony bezpieczeństwa.Zaśmiał się pogardliwie. Dopiero teraz Jayed spostrzegł trzymany przez Terla miotacz.Cofnął się i uniósł w górę sparszywiałe łapy. - Zaczekaj, Terl! Nie rozumiesz, że.! Usiłował coś zrobić.Rozpiąć koszulę? Sięgnąć po ukrytą broń?Nie miało to już znaczenia.Terl zrobił krok do przodu, uniósł miotacz tak, bylufa znajdowała się dokładnie na lino prowadzącej od Numpha do Jayeda i oddałjeden precyzyjny, śmiertelny strzał w serce agenta.Ten próbował jeszcze cośpowiedzieć, ale nie zdążył - Pace martwy na wzorzysty dywan.Terl był spokojny isilny, gdy odwracał się ku Numphowi.Dyrektor siedział bez ruchu, sparaliżowanystrachem. - Niech się pan nie martwi, Numph - powiedział Terluspokajająco.- Ten facet był agentem IBI.Przybył tu, aby pana stąd wykurzyć.Nie udało mu się.Jest pan bezpieczny.Uratowałem panu życie. Dygocący Numph położył broń na płycie biurka.Wciąż dyszałgłęboko, ale powoli dochodził do siebie.Terl zbliżył się do niego i podniósłswój cichy miotacz.Oczy Numpha zrobiły się okrągłe z przerażenia, gdy poczuł,że lufa dotyka jego głowy.Siła strzału odrzuciła go w bok.Z przestrzelonej nawylot głowy zaczęła wypływać zielona krew.Spokojny i całkowicie opanowany Terlwyprostował ciało, a następnie pochylił je do przodu, by opadło na płytę biurka.Wciąż jeszcze drgającą łapę ułożył na miotaczu Numpha.Drgania ustały - DyrektorPlanety nie żył.Nie śpiesząc się, pracując precyzyjnie i ostrożnie, Terl wsunąłdetonowaną zdalnie spłonkę do lufy miotacza Numpha.Wyciągnął zza pazuchy nowymiotacz, podszedł do ciała Jayeda i wcisnął mu go w sztywniejącą łapę.W lufieumieścił drugą zdalnie detonowaną spłonkę.Rozejrzał się wokół.Wszystko było wporządku.Wkroczył na zewnątrz i udał się do pobliskiego holu rekreacyjnego.Wszedł do środka, demonstracyjnie zdjął maskę i zamówił u kelnera rondelkerbango. Kiedy ziewający kelner zaczął mu dawać do zrozumienia, żechciałby zamknąć hol, Terl z obojętną miną wsunął rękę do kieszeni.Nacisnąłprzycisk detonacji pierwszej spłonki.W oddali rozległ się przytłumiony hukeksplozji.Kelner uniósł głowę, nasłuchując i patrząc w kierunku przeciwległegokońca bazy.Terl zdetonował drugą spłonkę.Rozległ się kolejny huk. - To wygląda na strzały z miotacza - powiedział kelner.Trzasnęły gdzieś drzwi.Ktoś jeszcze usłyszał strzały. - Chyba tak - zgodził się Terl, wstając.- To było jakby gdzieśw bazie! Zobaczymy, co tam się mogło stać? Ruszył biegiem przez mieszkalną część bazy, otwierając po koleiróżne drzwi. - Czy ktoś tu strzelał? - warczał do poderwanych z łóżekPsychlosów. Kilku z nich również słyszało strzały.Mieli wrażenie, żedobiegły z budynku administracji.Tery nie tracąc czasu, pognał w tym kierunku,a tłum Psychlosów podążył za nim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]