[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.By³em nierozs¹dny, jeœli chcecie, i niew¹tpliwie przedsiêwzi¹³em czyn szalonyi zuchwa³y, jednak postanowi³em wykonaæ go z zachowaniem wszelkich mo¿liwych œrodkówostro¿noœci.Te suchary, gdyby mi siê coœ przytrafi³o, mia³y mnie ocaliæ od œmiercig³odowej, przynajmniej do dnia nastêpnego.Drug¹ rzecz¹, w któr¹ siê zaopatrzy³em, by³a para krócic, a ¿e mia³em juprzy sobie ro¿ek z prochem i kulki, czu³em siê nale¿ycie uzbrojony.Plan, jaki mia³em w g³owie, nie by³ sam przez siê najgorszy.Mia³em dojœædo ³awicy piaskowej, która oddziela przystañ postronie wschodniej od otwartego morza, znaleŸæ Bia³¹ Ska³ê, któr¹ spostrzeg³em poprzedniegowieczoru, i wybadaæ, czy tam, czy te¿ gdzie indziej Ben Gunn ukry³ sw¹ ³Ã³dkê.Podziœ dzieñ jestem przekonany, ¿e przedsiêwziêcie to warte by³o zachodu.By³em jednake pewien, ¿e nie dostanê pozwolenia na opuszczenie warowni, dlatego te¿ zamierza³empo¿egnaæ siê"po francusku"i wymkn¹æ siê, gdy nikt nie bêdzie pilnowa³.Ten zaœ postêpek by³ wielce nieodpowiednii pogorszy³ ca³¹ sprawê.B¹dŸ co b¹dŸ, by³em tylko ch³opcem i powzi¹³em postanowienie.Otó¿ w koñcu nadarzy³a siê taka sytuacja, ¿e trafi³a mi siê wspania³a okazja.Gdy dziedzic i Gray zak³adali nowy opatrunek kapitanowi, a ca³e wybrze¿e by³o puste,przeskoczylem przez czêstokó³ i da³em nura w najbardziej zwarty g¹szcz.Zanim spostrzeono m¹ nieobecnoœæ, oddali³em siê poza zasiêg wo³ania mych towarzyszy.By³o to drugie moje zuchwalstwo, o wiele gorsze od pierwszego, jako ¿e nastra¿y domu zostawi³em jedynie dwóch ludzi.Jednak¿e ono w³aœnie, podobnie jak poprzednie,przyczyni³o siê do uratowania nas wszystkich.Skierowa³em kroki wprost ku wschodniemu wybrze¿u wyspy.Umyœlnie obra³em sobiedrogê wzd³u¿ morza, aby nie wpaœæ komu w oko od strony przystani.By³o ju¿ póŸnepopo³udnie, niemniej jednak s³oñce przygrzewa³o.Gdy przedziera³em siê przez wysokilas, dochodzi³ mnie z oddali nie tylko nieustanny grzmot ba³wanów morskich, leczi niezwyk³y szum liœci oraz trzeszczenie konarów drzew, co wskazywa³o mi, ¿e wicherrozhula³ siê wiêcej ani¿eli zazwyczaj.Niebawem ch³odny powiew dotar³ i do mnie;przeszed³szy jeszcze kilka kroków wydosta³em siê na ods³oniêty skraj lasu i ujrza³emmorze, b³êkitne i s³oneczne a¿ po widnokr¹g.Fale k³êbi³y siê i obrzuca³y pian¹ brzeg.Nie pamiêtam, by toñ morska przy Wyspie Skarbów by³a kiedy zupe³nie spokojna.Choæby s³oñce pra¿y³o, choæby w powietrzu nie by³o ¿adnego tchnienia, choæby powierzchniape³nego morza by³a g³adka i b³êkitna, zawsze te potê¿ne fale toczy³y siê wzd³u¿ r¹bkal¹du, grzmi¹c i hucz¹c dniem i noc¹, a zdaje mi siê, ¿e na ca³ej wyspie nie ma anipiêdzi ziemi, dok¹dby nie doszed³ ich ha³as.Z wielk¹ radoœci¹ szed³em obok odmêtu, a¿ przypuszczaj¹c, ¿e oddali³em siêdoœæ znacznie na po³udnie, schroni³em siê pod os³on¹ gêstwiny krzewów i podpe³z³emostro¿nie do grzbietu cypla.Za mn¹ by³o morze, przede mn¹ przystañ.Wiatr morski, jak gdyby wyczerpa³siê w³asn¹ gwa³townoœci¹, ju¿ z wolna przycicha³.Zast¹pi³y go lekkie, zmienne powiewyz po³udnia i po³udniowego wschodu, nios¹c wielkie mg³y.Przystañ z nawietrznej stronyWyspy Szkieletów by³a cicha i barwy o³owianej jak wtedy, gdyœmy tu przybili po razpierwszy."Hispaniola" od kabestanu a¿ po ostatni¹ linê odbija³a siê wyraziœcie wtym niezm¹conym zwierciadle.Ze szczytu masztu zwiesza³a siê czarna bandera korsarska.Obok okrêtu sta³o jedno z czó³en.U dzioba ³odzi siedzia³ Silver - jego jednegotylko mog³em rozpoznaæ - a gromadka ludzi opiera³a siê o burty; jeden z nich mia³na g³owie czerwon¹ szlafmycê - by³ to drab, którego przed kilku godzinami widzia³emprze³a¿¹cego przez palisadê.Widocznie rozmawiali i œmieli siê, choæ doprawdy z tejodleg³oœci - przesz³o milowej - trudno by³o pos³yszeæ choæ s³owo z tego, co mówili.Nagle ni st¹d, ni zow¹d rozleg³o siê wielce przeraŸliwe, nieludzkie skrzeczenie,które pocz¹tkowo przejê³o mnie okropnym strachem.Wkrótce jednak rozpozna³em g³osKapitana Flinta i przypomnia³em sobie, jak to nieraz bra³em ptaka za migotliwe pióra,gdy siada³ na rêce swego pana.Wkrótce potem ³Ã³dŸ odp³ynê³a zmierzaj¹c w stronê wybrze¿a, a cz³owiek w czerwonejszlafmycy oraz jeden z jego kamratów zeszli do kajuty oficerskiej.Mniej wiêcej w tym czasie za Lunet¹ zasz³o s³oñce, a poniewa¿ mg³a szybkogêstnia³a, robi³o siê ju¿ zupe³nie ciemno.Wiedzia³em, ¿e nie powinienem marudziæ,o ile jeszcze tego wieczora mam odnaleŸæ ³Ã³dkê Gunna.Bia³a Ska³a, doœæ uwydatniaj¹ca siê nad zaroœlami, by³a jeszcze o nieca³¹milê ode mnie na przesmyku.Szed³em jeszcze spor¹ chwilê, zanim do niej dotar³empe³zn¹c, czêsto na czworakach, wœród krzaków.Noc ju¿ prawie zapad³a, gdy d³oñ maopar³a siê o chropowate urwisko.Tu¿ pod nim znajdowa³o siê niezmiernie ma³e wg³êbieniewys³ane zielon¹ muraw¹, a zakryte usypiskiem i gêstymi krzakami, siêgaj¹cymi powyej kolan i rosn¹cymi tam w wielkiej obfitoœci.W œrodku tej jaskini znajdowa³ siêma³y namiot z koŸlej skóry, podobny do tych, jakie Cyganie wo¿¹ z sob¹ w Anglii.Opuœci³em siê do wg³êbienia, podnios³em skrzyd³o namiotu i znalaz³em tam ³Ã³dŸBen Gunna - zrobion¹ jak najbardziej po domowemu: niekszta³tna, przechylona na bokd³ubanka z surowego drewna, powleczona wyœció³k¹ ze skóry koŸlej w³osemdo wewn¹trz.£Ã³dka by³a okropnie ma³a, nawet dla mnie, i trudno mi by³o uwierzyæ,¿e móg³ w niej jeŸdziæ doros³y cz³owiek.By³o tam jedno siedzenie poprzeczne, niskiejak tylko byæ mo¿e, rodzaj podnó¿ka z przodu ³odzi, i dwa wios³a do poruszania.Nie zna³em wprawdzie wtedy ³odzi obci¹gniêtych skór¹, jakie robili staro¿ytniBrytowie, ale póŸniej ogl¹da³em taki w³aœnie rodzaj ³Ã³dki i nie mogê daæ wam lepszegowyobra¿enia o ³Ã³dce Ben Gunna, jak mówi¹c, ¿e by³a to najpierwotniejsza i najlichrza³Ã³dŸ tego typu, jak¹ kiedykolwiek zrobi³ cz³owiek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]