[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- ugryz³ siê w jêzyk zorientowawszy siê, ¿e powiedzia³ za du¿o.Ze z³oœci zapomnia³ na chwilê, gdzie jest i z kim rozmawia.- Mam na myœli, ¿e kiedyœ, w dalekiej przesz³oœci, próbowa³em z ni¹.- Zapewne za pewne us³ugi?- Co to ma, do diab³a, znaczyæ?- Mówi³ pan przecie¿, ¿e pokazywa³a panu obrazy brata bez jego wiedzy.To mi³o z jej strony.Powiedzia³bym, ¿e zas³u¿y³a tym sobie na flakonik perfum albo myde³ko - Wexford uœmiechn¹³ siê do niego.- No i co pan zrobi³? Wypo¿yczy³ mniej krzykliwy samochód?- Mówi³em ju¿, ¿e nigdzie nie pojechaliœmy.A je¿eli nawet mielibyœmy pojechaæ, to przecie¿ mogliœmy wzi¹æ jej wóz.- A w³aœnie, ¿e nie - g³Ã³wny inspektor wtr¹ci³ miêkko.- Nie mogliœcie u¿yæ jej samochodu, bo ch³odnica przecieka³a.Przypuszczam, ¿e zorganizowaliœcie jakoœ zielony samochód i udaliœcie siê do Stowerton.Kirkpatrick, nadal cierpi¹c z powodu poœmiewiska, jakie wzbudzi³ jego samochód, wymamrota³:- Podejrzewam, ¿e ktoœ widzia³ mnie w Stowerton, czy¿ nie tak? Pewnie Cawthorne? Mo¿ecie mi chyba powiedzieæ?- Dlaczego mia³by to byæ Cawthorne?Mê¿czyzna zaczerwieni³ siê.- On mieszka w Stowerton - stwierdzi³ z wahaniem.- To on wydawa³ to przyjêcie.- Podobno jecha³ pan wtedy do Szkocji - zauwa¿y³ z przek¹sem Wexford.- Musia³ pan zrobiæ niez³y objazd, ¿eby jechaæ przez Stowerton.- Podniós³ siê ciê¿ko i niezgrabnie, podszed³ do mapy zawieszonej na œcianie.- Której by pan drogi nie obra³, to Stowerton i tak le¿y ca³e mile od pañskiej trasy.- Co to ma za znaczenie?! - wybuchn¹³ Kirkpatrick.- Mia³em mnóstwo wolnego czasu.Nie by³o nic innego do roboty.Nie zamierza³em wyl¹dowaæ w Szkocji nad ranem.S¹dzê, ¿e najwa¿niejsze jest to, ¿e Ann nie by³o wtedy ze mn¹.Mój Bo¿e! Ona nawet nie by³a nawet w Stowerton, bo nie posz³a na to przyjêcie!- Wiem - Wexford usiad³ z powrotem na krzeœle.- Wie o tym równie¿ jej brat i pan Cawthorne, ale sk¹d pan o tym wie? Przecie¿ wróci³ pan dopiero dzisiaj rano.Proszê mnie pos³uchaæ: uwa¿am, ¿e przeprowadzenie konfrontacji wszystko wyjaœni.Czy ma pan coœ przeciwko temu?Kirkpatrick wygl¹da³ na zmêczonego.Mog³o to byæ albo zwyk³e wycieñczenie fizyczne, albo po prostu potok bezowocnych k³amstw Ÿle na niego dzia³a³.Jego aparycja jak dok³adny czujnik wykazywa³a zaniepokojenie wywo³ane k³opotliw¹ i trudn¹ sytuacj¹.Twarz, zazwyczaj pewna siebie, z uœmiechem maluj¹cym siê pe³nych, miêsistych wargach zmieni³a siê.Teraz nad górn¹ warg¹ perli³ siê pot, a br¹zowe oczy stanowi¹ce najwiêkszy atrybut mê¿czyzny wygl¹da³y jak œlepia psa, któremu ktoœ nadepn¹³ na ogon.- Chcia³bym wiedzieæ, w jakim celu mia³bym braæ w tym udzia³ - rzek³ ponuro.- Oraz kto i gdzie mnie widzia³, i co niby mia³bym tam robiæ.- Wszystko panu powiem, panie Kirkpatrick - powiedzia³ Wexford wstaj¹c z krzes³a.- Kiedy dostanê z powrotem swój dywan? - spyta³a Ruby Branch.- To nie pralnia chemiczna.Nie wykonujemy us³ug ekspresowych.Ruby by³a w bardzo z³ym humorze.Spojrza³a na Burdena posêpnie.Wcisnê³a kapelusz mocniej na g³owê, tak ¿e rondo prawie zas³ania³o jej oczy, a szyjê i usta owinê³a szyfonowym szalem.- Bêdê teraz naznaczona - powiedzia³a.- Mam nadziejê, ¿e zdajecie sobie z tego sprawê.Przypuœæmy, ¿e go rozpoznam, a on ucieknie? W wiêzieniach nie mog¹ sobie daæ rady z takimi bandziorami.W ka¿dej gazecie o tym pisz¹.- Bêdziesz musia³a zaryzykowaæ - odpar³ Burden.Kiedy wsiedli do samochodu, odezwa³a siê nieœmia³o:- Panie Burden? Nie wspomnia³ pan jeszcze o tej drugiej sprawie.O tym, czy zamierzacie coœ zrobiæ w zwi¹zku z tym moim prowadzeniem tego, no, jak wy to tam nazywacie.„domu”.- To zale¿y.Zobaczymy.- Przecie¿ wam pomagam.Nara¿am siê.Chwilê jechali w milczeniu, po czym Burden odezwa³ siê:- B¹dŸ ze mn¹ szczera, Ruby.Czy Matthews zrobi³ kiedykolwiek coœ dla ciebie oprócz dla ciebie oprócz brania twoich pieniêdzy i rozbicia twego ma³¿eñstwa?Mocno umalowane usta zadr¿a³y.Palce, którymi przytrzymywa³a szal, by³y stwardnia³e i mia³y d³ugie, szare œlady od prac domowych.- Kiedyœ byliœmy sobie bliscy.- Ale to by³o dawno temu - powiedzia³ ³agodnie.- Powinnaœ teraz myœleæ o sobie.- W pe³ni zdawa³ sobie sprawê, ¿e to co mówi, jest okrutne.Ale tak to w³aœnie by³o ze sprawiedliwoœci¹.Aby wydobyæ coœ od Ruby, musia³ postêpowaæ w ten sposób.- Ju¿ od dziesiêciu lat nie masz sta³ej pracy ani pensji.Jak myœlisz, ile z tych kobiet, dla których pracujesz, bêdzie ciê nadal zatrudniaæ jak dowiedz¹ siê o tych wszystkich mêtnych sprawach? A dowiedz¹ siê, bo przecie¿ czytaj¹ gazety.- Nie chcê, ¿eby George mia³ k³opoty.Burden, tak samo jak wczeœniej Wexford, nie wiedzia³ w pierwszej chwili, o kim ona mówi.Musia³ siê chwilê zastanowiæ, nim przypomnia³ sobie, ¿e George to imiê Monkeya.- Szala³am kiedyœ za nim.Nigdy nie mia³am dzieci ani prawdziwego mê¿a.Pan Branch by³ wystarczaj¹co stary, ¿eby byæ moim ojcem.- Przerwa³a, aby ma³¹, koronkow¹ chusteczk¹ wytrzeæ ³zy p³yn¹ce po twarzy.- George by³ w wiêzieniu, kiedy go znalaz³am.Wydawa³ siê byæ ze mn¹ szczêœliwy.Wbrew sobie Burden wzruszy³ siê.Pamiêta³ jeszcze starego Brancha, trzês¹cego siê i zdziwacza³ego z powodu mocno leciwego wieku.- Nigdy nic Georgowi nie ¿a³owa³am - mówi³a - ani alkoholu czy papierochów; i Bóg jeden wie, ile mia³ dobrych obiadów.Ale on nawet nie k³ad³ siê przy mnie.To nie³adnie, panie Burden, kiedy siê ma wspomnienia i nic nie mo¿na poradziæ.- Nie jest wart twojej lojalnoœci.No ju¿, rozchmurz siê.Pan Wexford gotów jest pomyœleæ, ¿e ciê torturowa³em.Nie s³ysza³aœ, ¿eby ten Geoff Smith nazywa³ dziewczynê po imieniu, prawda? Wymyœli³aœ to tylko, ¿eby ochraniaæ Monkeya?- Chyba tak.- Dobra dziewczynka.A czy w ogóle przeszuka³aœ pokój po znalezieniu tej plamy?- Za bardzo siê ba³am.Niech pan mnie pos³ucha, panie Burden: du¿o o tym myœla³am.George by³ sam w domu w czwartek, kiedy pisa³ ten list.Ja pracowa³am.Podejrzewam, ¿e znalaz³ coœ, co tamci przypadkowo zostawili.- Te¿ tak s¹dzê, Ruby.Myœlê, ¿e wielkie umys³y pracuj¹ podobnie.Kiedy dotarli na posterunek, dwunastu mê¿czyzn sta³o ustawionych rzêdem na dziedziñcu.¯aden nie mia³ ponad metr siedemdziesi¹t piêæ centymetrów wzrostu i wszyscy mieli ciemne w³osy w odcieniach od ciemnego kasztanu do kruczej czerni.Kirkpatrick sta³ czwarty od koñca po lewej stronie.Ruby wahaj¹c siê podesz³a ostro¿nie bli¿ej.W swoich butach na wysokich obcasach i z os³oniêt¹ twarz¹ wygl¹da³a przedziwnie.Wexford, który nie s³ysza³ jej wczeœniejszych opowieœci, z trudem powstrzymywa³ siê od œmiechu: Burden natomiast obserwowa³ j¹ ze smutkiem, jakby jej wspó³czu³.Pierwszych trzech mê¿czyzn z lewej musnê³a tylko wzrokiem, zatrzymuj¹c siê d³u¿ej przy Kirkpatricku.Podesz³a trochê bli¿ej, po czym ruszy³a dalej spogl¹daj¹c co chwila do ty³u.Potem obróci³a siê.Kirkpatrick wygl¹da³ na wystraszonego i zmieszanego, kiedy zatrzyma³a siê przed nim.Coœ, jakby iskra, przelecia³o pomiêdzy nimi.Widaæ by³o, ¿e siê nawzajem poznali.PóŸniej przesz³a dalej zatrzymuj¹c siê najd³u¿ej przed mê¿czyzn¹ stoj¹cym na koñcu z prawej strony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]