[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mogê zapaliæ? - spyta³ Bray.- Ciarki mnie bior¹ na widok broni.- Niech pan pali - pozwoli³ wspania³omyœlnie szeroki w barach mê¿czyzna.Po tych s³owach zamilk³ na wiele godzin.Scofield bowiem wsun¹³ lew¹ rêkê dokieszeni, praw¹ zaœ opuœci³ tak, aby znalaz³a siê w cieniu, tu¿ pod ³okciemgoryla; wyci¹gaj¹cpapierosy, b³yskawicznie podniós³ j¹ do góry, zacisn¹³ palce na lufie rewolwerui gwa³towniewykrêci³ broñ i rêkê goryla w lewo.Rzuci³ papierosy na ziemiê, lew¹ d³oni¹chwyci³mê¿czyznê za szyjê i zanim ten zd¹¿y³ krzykn¹æ, pchn¹³ go w stronê gêstychzaroœli.Gorylpotkn¹³ siê o kamienie u³o¿one wzd³u¿ alejki i upad³, a wtenczas Bray czymprêdzej wyrwa³mu rewolwer i z ca³ej si³y waln¹³ go kolb¹ w g³owê.Nieprzytomnego zaci¹gn¹³g³êbiej wchaszcze.Nie by³o chwili do stracenia.Guillamo Scozzi zostawi³ Braya pod stra¿¹, a samposzed³ siê naradziæ - to by³o jedyne rozs¹dne wyt³umaczenie.Zapewne teraz wjakimœustronnym miejscu, w jednym z pokoi lub na którymœ z tarasów, informowa³ kogoœ ozdumiewaj¹cej rozmowie, jak¹ przed chwil¹ odby³.Bray ruszy³ pêdem ciemn¹ alejk¹ i dopiero gdy dobieg³ do po³¹czonych schodamitarasów, które wiod³y do pa³acu, zwolni³ nieco kroku.Gdzieœ niedalekospanikowany Scozziopowiada³ o spotkaniu w ogrodzie.Do kogo by³o mu tak spieszno? Kto mia³ prawopodj¹ædecyzjê, której nie potrafi³ podj¹æ ten potê¿ny, a tak przera¿ony cz³owiek?Z rewolwerem goryla wsuniêtym do kieszeni spodni i w³asnym browningiemschowanym w kaburze ukrytej pod smokingiem, Bray wbieg³ po schodach na górê iprzezotwarte drzwi balkonowe wszed³ do jednej z sal, w których odbywa³y siê tañce.G³oœnamuzyka dyskotekowa kontrastowa³a ze staroœwieckim wnêtrzem, podobnie jakkolorowe,lustrzane kule, które wirowa³y pod sufitem.Odbijaj¹ce siê w nich œwiat³oomiata³o tancerzy onieruchomych, skupionych twarzach, którzy wyginali siê i ko³ysali w takt muzyki,poch³oniêci jej rytmem, wielu z nich wyraŸnie upojonych alkoholem lub marihuan¹.Do sali wchodzi³o siê z tarasu po³o¿onego najbli¿ej schodów wiod¹cych do tejczêœciogrodu, w której sta³a fontanna z rzeŸb¹ Hipolita.Zdenerwowany Scozzi na pewnowbieg³w³aœnie tu.Ale sala mia³a jeszcze dwoje drzwi prowadz¹cych do innych pokoi.Zaktórymiznikn¹³ W³och?Na parkiecie zrobi³o siê zamieszanie i po chwili Bray mia³ ju¿ odpowiedŸ.Dwóchmê¿czyzn poœpiesznie torowa³o sobie drogê miêdzy tañcz¹cymi, kieruj¹c siê wstronêciê¿kich, solidnych drzwi za d³ugim sto³em zastawionym przek¹skami.Zostaliwezwani, a tooznacza³o, ¿e og³oszono alarm.Scofield przedar³ siê przez zapamiêtale wiruj¹ce cia³a, obszed³ stó³ i œciskaj¹cw rêcebrowninga, uchyli³ ostro¿nie drzwi.Zobaczy³ w¹skie, krête schody z czerwonegokamienia, az góry dobieg³ go tupot kroków.A tak¿e inne dŸwiêki: podniesione g³osy dwóch mê¿czyzn, z których jeden mówi³spokojnym, w³adczym tonem, a drugi - niew¹tpliwie hrabia Guillamo Scozzi -krzycza³, jakbyby³ na granicy histerii.Z broni¹ w pogotowiu, Bray zacz¹³ wspinaæ siê po schodach, przyciskaj¹c siêplecamido œciany.Na pierwsze drzwi natkn¹³ siê tu¿ za zakrêtem, g³osy jednak dociera³yzzanastêpnych, na kolejnym piêtrze.Wspi¹³ siê kilka stopni wy¿ej; teraz s³ysza³ka¿de s³owo.Scozzi krzycza³, nie panuj¹c nad sob¹:- Wymieni³ Czerwone Brygady.i.o Bo¿e! Wspomnia³ te¿ o pasterzu! OKorsykaninie! Ten facet wie! Na mi³oœæ bosk¹, on wszystko wie!- Uspokój siê! Nic nie wie, dopiero próbuje siê dowiedzieæ.Uprzedzano nas, ¿emo¿esiê zjawiæ; stary dzwoni³ i uprzedza³.Mówi³, ¿e goœæ zna pewne fakty.NajwyraŸniej zna ichwiêcej, ni¿ przypuszczaliœmy.Naturalnie, jest to doœæ k³opotliwe.- K³opotliwe? To koszmar! Wystarczy jedno s³owo, aluzja, wzmianka i jestemskoñczony! Nie tylko tu! Wszêdzie!- Ty, Guillamo? - spyta³ pogardliwie jego rozmówca.- Ty jesteœ nikim!Istniejesztylko dziêki nam.Nie zapominaj o tym.Mam nadziejê, ¿e go zby³eœ? ¯e nieda³eœ mupodstaw do jakichkolwiek podejrzeñ? Cisza.- Wezwa³em ochroniarza - odpar³ dopiero po chwili Scozzi.- Kaza³emAmerykaninowi nie ruszaæ siê z miejsca.Wci¹¿ czeka przy fontannie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]