[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic jednak nie znalaz³a.Poczu³a siê zagro¿ona.Wszystko, co mia³a: jej koce, ubrania i mapy, mog³yby z trudem byæ u¿yteczne dla z³odzieja, ale dziennik nie przedstawia³ ¿adnej wartoœci dla nikogo, prócz niej samej.- ¯eby ciê cholera wziê³a! - krzyknê³a wœciekle w pustkê.Klacz prychnê³a i uskoczy³a w sadzawkê, rozpryskuj¹c wodê.Gada opanowa³a siê, wyci¹gnê³a rêkê i powoli podesz³a do B³yskawicy, przemawiaj¹c ³agodnie, a¿ zwierzê pozwoli³o siê chwyciæ za uzdê.Dziewczyna pog³aska³a wierzchowca.- Ju¿ dobrze - powiedzia³a.- Wszystko bêdzie w porz¹dku, nie przejmuj siê.Mówi³a to tak do siebie, jak i do klaczy.Obie sta³y po kolana w przejrzystej, ch³odnej wodzie.Gada poklepa³a konia po ³opatce, rozczesa³a palcami czarn¹ grzywê.Nagle zrobi³o jej siê s³abo.Opar³a siê o kark B³yskawicy.Dr¿a³a.Ws³uchuj¹c siê w mocne, miarowe uderzenia serca i spokojny oddech zwierzêcia.Gada zdo³a³a siê opanowaæ.Wyprostowa³a siê i wysz³a z wody.Na brzegu odpiê³a torbê z wê¿ami i rozsiedla³a klacz.Zaczê³a j¹ czyœciæ kawa³kiem podartego koca.Pracowa³a z wyrazem wyczerpania na twarzy.Wyszukane siod³o i uzda, pokrytekurzem mog³y poczekaæ, ale B³yskawicy nie zostawi³aby brudnej i spoconej, gdy sama mia³a wypoczywaæ.- Gada, dziecko, uzdrowicielko, dziecino! Moja droga.Dziewczyna odwróci³a siê.Grum kuœtyka³a w jej kierunku, podparta na toczonej lasce.Jedno z jej wnucz¹t - m³oda, wysoka, hebanowa kobieta - sz³o razem z ni¹.Wnuki Grum wiedzia³y, ¿e lepiej nie ofiarowywaæ pomocy z³amanej artre³yzmem, starej kobiecie.- Drogie dziecko, jak mog³am pozwoliæ ¿ebyœ przesz³a obok i nie zauwa¿yæ ciê! ? Myœla³am sobie: us³yszê, jak bêdzie wchodzi³a albo jej kucyk zar¿y, zwietrzywszy pani¹.- Na pomarszczonej ze staroœci, mocno opalonej twarzy Grum pojawi³y siê dodatkowe bruzdy, œwiadcz¹ce o zatroskaniu.- Gada, dziecinko, za nic nie chcielibyœmy widzieæ ciê tak opuszczonej.- Co siê sta³o Grum?- Pauli - Grum zwróci³a siê do wnuczki - zaopiekuj siê koniem uzdrowicielki.- Dobrze, Grum.- Pauli wziê³a lejce i po³o¿y³a rêkê na ramieniu Gady w geœcie pocieszenia.Podnios³a siod³o i poprowadzi³a B³yskawicê z powrotem do obozu Grum.Grum ujê³a Gadê za ³okieæ, ale nie po to, aby siê podeprzeæ, lecz by podtrzymaæ Gadê.Prowadzi³a j¹ do sporego kamienia.Usiad³y i Gada ponownie rozejrza³a siê po swoim obozie.Niedowierzanie bra³o górê nad zmêczeniem.Spojrza³a na Grum.Stara kobieta westchnê³a.- To by³o wczoraj, tu¿ przed œwitem.Us³yszeliœmy ha³as i g³os, ale nie twój.Kiedy przyszliœmy, zobaczyliœmy pojedyncza postaæ w stroju pustynnym.Myœleliœmy, ze tañczy, ale kiedy podeszliœmy bli¿ej, ten z³oczyitca uciek³.St³uk³ latarkê i nie mogliœmy go znaleŸæ.Obejrzeliœmy twój obóz.Nie pozosta³o nic, co by³oby ca³e.Gada w milczeniu patrzy³a dooko³a ani trochê bli¿sza rozwi¹zania zagadki: dlaczego ktoœ mia³by przeszukiwaæ jej obóz.- Nad ranem wiatr zasypa³ œlady - ci¹gnê³a Grum.- To stworzenie musia³o uciec na pustyniê, ale nie by³ to cz³owiek pustyni.My nie kradniemy.My nie niszczymy.- Wiem, Grum,- ChodŸ ze mn¹.Zjesz œniadanie, wyœpisz siê i zapomnisz o szalerfcu.Wszyscy musimy uwa¿aæ na szaleñców.- Wziê³a pobliznion¹ d³ori Gady w swoj¹.- Nie powinnaœ by³a sama tego7ogl¹daæ.Szkoda, ¿e nie uda³o mi siê przedtem z tob¹ zobaczyæ, dziecinko.- W porz¹dku, Grum,- Pozwól, pomogê ci przeprowadziæ siê do mojego namiotu.Nie chcesz tu chyba zostaæ d³u¿ej?- Nie ma tu nic, co Warto zabraæ.- Sta³a obok Grum, wpatruj¹c siê w pobojowisko.- Zniszczy³ wszystko, Grum.Gdyby to wszystko zabra³, zrozumia³abym.Stara kobieta ³agodnie poklepa³a jej d³oñ.- Kochanie, nikt nie rozumie szaleñców.Oni dzia³aj¹ bez ¿adnych przyczyn.W³aœnie dlatego Gada nie mog³a uwierzyæ, ¿e by³a to robota wariata.Zniszczenia dokonano tak metodycznie i w tak racjonalny sposób, ¿e zdawa³o siê to nie tyle rezultatem choroby psychicznej, ile wœciek³oœci-Znowu wstrz¹sn¹³ ni¹ dreszcz.- ChodŸ ze mn¹ - powiedzia³a Grum.- Nienormalni pojawiaj¹ siê, póŸniej znikaj¹.Tak jak mniszki piaskowe; jednego roku s³yszysz je wszêdzie, gdziekolwiek siê obrócisz, innego - nic.- Przypuszczam, ¿e masz racjê.- Mam - powiedzia³a Grum.- Znam siê na tych rzeczach.On ju¿ tu nie wróci, pójdzie gdzieœ indziej, ale wkrótce bêdziemy wiedzieli, gdzie go szukaæ.Kiedy go znajdziemy, zabierzemy go do naprawia-czy, mo¿e oni go wylecz¹.Gada ze zmêczeniem kiwnê³a g³ow¹.- Mam nadziejê.Zarzuci³a sobie siod³o Liska na ramiê i podnios³a torbê z wê¿ami.Raczka zadr¿a³a nieco, gdy Piasek poruszy³ siê pomiêdzy przegródkami.Gada powlok³a siê za Grum do jej obozu.By³a zbyt zmêczona, aby myœleæ nadal o tym, co siê sta³o.Z wdziêcznoœci¹ s³ucha³a koj¹cych s³Ã³w pocieszenia i wspó³czucia.Strata Mcha, œmieræ Jes-se, a teraz to.Gada niemal ¿a³owa³a, ¿e nie jest przes¹dna; mog³aby wtedy uwierzyæ, ¿e ktoœ j¹ przekl¹³.Nie wiedzia³a teraz, w co powinna wierzyæ, jak odmieniæ ³añcuch nieszczêœæ, jakim sta³o siê jej ¿ycie.- Dlaczego ukrad³ tylko mój dziennik? - spyta³a nagle.- Dlaczego mapy i dziennik?- Mapy? - zawo³a³a Grum.- On ukrad³ mapy? Myœla³am, ¿e wziê³aœ je ze sob¹.No, to na pewno by³ szaleniec.- Myœlê, ¿e masz racjê.Musia³ nim byæ".- Ci¹gle nie mog³a siebie przekonaæ.- Mapy! - powtórzy³a Grum.Gniew i z³oœæ Grum zdawa³y siê przez chwilê przewy¿szaæ wœciek³oœæ Gady.Jednak¿e niepokoi³o Gadê zaskoczenie w g³osie starej kobiety.Dziewczyna ujrza³a nagle cieñ" w pobli¿u.Równie zaskoczony zbieracz odskoczy³ w ty³.Gada odetchnê³a, gdy zobaczy³a jednego z czyœcicieli, którzy zbierali ka¿dy kawa³ek metalu, drewna, tkaniny, skóry - odpady z innych obozowisk.Te rzeczy by³y dla nich u¿yteczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]