[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nigdy przedtem nie by³a z mê¿czyzna, który nie umia³ kontrolowaæ swojej p³odnoœci.Faktem jest, ¿e to wprawia³o j¹ w lekkie zak³opotanie, nie mog³a zaprzeczyæ.Jej samokontrola by³a bez zarzutu; mia³a do siebie w tej dziedzinie ca³kowite zaufanie.A zreszt¹, gdyby przez jakaœ ironiê losu zasz³a w ci¹¿ê, ³atwo mog³a j¹ usun¹æ, nie wywo³uj¹c takich skutków ubocznych jak u Lei.Nie, jej niepokój niewiele mia³ wspólnego z konsekwencjami tej nocy.To po prostu œwiadomoœæ u³omnoœci Gabriela odpycha³a j¹ od niego.Wychowa³a siê w przekonaniu, ¿e jej kochankowie bêd¹ siê kontrolowali, wiedz¹c ¿e ona bêdzie czyniæ to samo.Nie mog³a mieæ takiej pewnoœci z Gabrielem, chocia¿ k³opoty, jakie prze¿ywa³, nie by³y przezeñ zawinione.Po raz pierwszy zrozumia³a w pe³ni, jak samotny musia³ byæ przez ostatnie trzy lata i jakie reakcje wzbudza³ w innych ludziach.Westchnê³a smutno i zaczê³a go g³askaæ.Przesuwa³a opuszkami palców po skórze, budz¹c go ³agodnie, zapominaj¹c o swoim wahaniu i niepokoju.Gada schodzi³a po urwisku, nios¹c torbê z wê¿ami.Sz³a do B³yskawicy.Musia³a te¿ zajrz¹; do kilku swoich pacjentów w mieœcie, a przez ca³e przedpo³udnie mia³a zamiar prowadziæ szczepienia.Gabriel zosta³ w domu ojca, pakowa³ siê i przygotowywa³ do podró¿y.Lisek i B³yskawica a¿ lœni³y, tak by³y zadbane.Stajennego Rasa nigdzie nie by³o widaæ.Gada wesz³a do boksu Liska, ¿eby obejrzeæ jego nowo podkut¹ nogê.Podrapa³a go za uchem.Na stryszku ponad jej g³owa zaszeleœci³o siano, ale chocia¿ Gada czeka³a, nie us³ysza³a nic wiêcej.- Bêdê musia³a poprosiæ stajennego, aby przegoni³ ciê po wybiegu - powiedzia³a i znów zaczê³a nas³uchiwaæ.- Objadê go dla pani - wyszepta³o dziecko.- A skyd mogê wiedzieæ, czy potrafisz jeŸdziæ?-Potrafiê.- ChodŸ na dó³, proszê.Dziewczynka wyszia powoli przez otwór w suficie, zwiesi³a siê.na rêkach i skoczy³a tai pod nogi Gady.Stanê³a ze spuszczona g³ow¹.- Jak masz na imiê?Ma³a wymamrota³a jakieœ dwie sylaby.Gada przyklêk³a i z³apa³a j¹ za ramiê.- Przepraszam, nie us³ysza³am.Dziewczynka podnios³a wzrok.Siniec schodzi³ jej ju¿ z twarzy.- M.Melissa.Powiedzia³a swoje imiê tak, jakby chcia³a siê przed czymœ obroniæ lub sprowokowaæ Gadê, aby ta jej zaprzeczy³a.Gada zastanawia³a siê, co dziecko rzek³o za pierwszym razem.- Melissa - powtórzy³a dziewczynka, jakby ws³uchuj¹c siê w brzmienie tego s³owa.- Ja mam na imiê Gada, Melisso - Gada poda³a jej rêkê, któr¹ dziecko ostro¿nie potrz¹snê³o.- Objedziesz Liska dla mnie?-Tak.- Mo¿e trochê wierzgaæ.Melissa z³apa³a za krawêdŸ* drzwi stajni i podci¹gnê³a siê na rêkach.- Widzi pani tego tam?Na pastwisku za droga sta³ wspania³y srokary ogier, wysoki na ponad siedemnaœcie d³oni.Gada zauwa¿y³a go wczeœniej; kuli³ uszy i szczerzy³ zêby, ilekroæ ktoœ przechodzi³ obok.- Je¿d¿ê na nim - powiedzia³a Melissa.- O moi bogowie! - Gada wyrazi³a najszczerszy podziw.- Tylko ja potrafiê - powiedzia³a Melissa.- Ja i jeszcze jeden.-Kto, Ras?- Nie - odpar³a Melissa z pogard¹.- On nie.Tamten z zaniku, co ma ¿Ã³³te w³osy.-Gabriel?- Chyba tak.Ale on nie schodzi tu czêsto, wiêc obje¿d¿am jego konia.- Melissa zeskoczy³a na pod³ogê.- On jest znakomity.Ale pani kucyk jest bardzo mi³y.Wobec kompetencji dziewczynki.Gada nie mia³a dalszych obiekcji.- Dziêkujê zatem.Bêdê szczêœliwa, ¿e jeŸdzi na nim ktoœ, kto zna siê na rzeczy.Melissa wspiê³a siê na ¿³Ã³b i zniknê³a na stryszku, nim Gada zdo³a³a zainteresowaæ czymœ dziewczynkê i jeszcze z ni¹ porozmawiaæ.Bêd¹c na górze, Melissa poprosi³a nieœmia³o:- Niech mu pani powie, ¿e mam pozwolenie, dobrze? - Chwilowa pewnoœæ siebie zniknê³a z jej g³osu.- Oczywiœcie, powiem - przyrzek³a Gada.Melissa ju¿ siê wiêcej "ie odezwa³a.Gada osiod³a³a B³yskawicê i wyprowadzi³a j¹ na zewn¹trz, gdzie natknê³a siê na stajennego.- Melissa ma zamiar objechaæ dla mnie Liska - poinformowa³a go.- Powiedzia³am, ¿e mo¿e.-Kto?- Melissa.- Twoja pomocnica • powiedzia³a Gada.- Rudow³ose dziecko.- Mówi pani o Brzydaku? - Rozeœmia³ siê.Gada poczu³a, ¿e czerwieni siê ze z³oœci.- Jak œmiesz piêtnowaæ dziecko w ten sposób?- Piêtnowaæ? J¹? W jaki sposób? ¯e mówiê jej prawdê? Nikt nie chce na ni¹ patrzeæ, wiêc lepiej, ¿eby o tym nie zapomina³a.Czy niepokoi³a pani¹?Gada wsiad³a na konia i spojrza³a na niego z góry.- A piêœci u¿ywaj lepiej wobec kogoœ swoich rozmiarów.Spiê³a obcasami klacz, która wyrwa³a do przodu, zostawiaj¹c z ty³u i Rasa, i zamek, i burmistrza.Dzieñ przeszed³ szybciej, ni¿ Gada siê spodziewa³a.Kiedy ludzie dowiedzieli siê, ¿e w Podgórzu jest uzdrowicielka, zaczêli pod¹¿aæ do niej z ca³ej doliny.Przyprowadzali ma³e dzieci, aby je zaszczepi³a i starszych ludzi z chronicznymi dolegliwoœciami, którym -podobnie jak Grum z jej artretyzmem - nie mog³a za bardzo pomóc.Szczêœcie jej nie opuszcza³o, bo mimo, i¿ mia³a kilku pacjentów z powa¿nymi infekcjami, guzami, a nawet parê przypadków chorób zakaŸnych, nie by³o nikogo, kto by umiera³.Ludzie z Podgórza byli niemal tak samo zdrowi, jak piêkni.Spêdzi³a ca³e popo³udnie, pracuj¹c na parterze t&spody, w której pierwotnie mia³a siê zatrzymaæ.By³ to centralny punkt miasta.W³aœcicielka przywita³a j¹ serdecznie.Wieczorem ostami z rodziców wyprowadzi! z pokoju ostatnie, zap³akane dziecko.Gada ¿a³owa³a, ¿e nie ma tu Pauli, która opowiada³aby maluchom dowcipy i historyjki.Oparta o krzes³o, przeci¹ga³a siê t ziewa³a.Zamknê³a oczy.Nagle otworzy³y siê drzwi.Us³ysza³a kroki i szelest d³ugiej sukni, a do jej nozdrzy dolar³ ciep³y aromat zio³owej herbaty.Lainie, w³aœcicielka, postawi³a tacê na stole obok.Lainie by³a przystojn¹, mi³¹ kobiet¹ w œrednim wieku, doœæ mocno zbudowana.Przysiad³a obok, nala³a dwa kubki herbaty i poda³a jeden dziewczynie.- Dziêki.- Gada wdycha³a parê.Pi³y herbatê przez parê minut, a¿ Lainie przerwa³a milczenie:- Cieszê siê, ¿e przyjecha³aœ - powiedzia³a.- Dawno ju¿ w Podgórzu nie by³o ¿adnego uzdrowiciela.- Wiem - przyzna³a Gada.- Nie mo¿emy zbyt czêsto zagl¹daæ tak daleko na po³udnie.Ciekawi³o j¹, czy Lainie tak samo jak ona wie, ¿e te nie odleg³oœæ miêdzy Podgórzem a oœrodkiem uzdrowicieli stanowi³a problem.- Gdyby jakiœ uzdrowiciel siê tu osiedli³.- zagai³a Lainie - miasto chêtnie okaza³oby sw¹ wdziêcznoœæ.Jestem pewna, ¿e burmistrz bêdzie chcia³ z tob¹ o tym porozmawiaæ jak nieco wydobrzeje.Ja jestem cz³onkiem rady i mogê ciê zapewniæ, ¿e jego propozycja znajdzie poparcie.- Dziêkuje.Lainie.Bêdê o tym pamiêtaæ.- To znaczy, ze mog³abyœ zostaæ?- Ja.- Wpatrywa³a siê w herbatê, zaskoczona.Nawet jej nie przysz³o do g³owy, ¿e Lainie kierowa³a zaproszenie bezpoœrednio do niej.Podgórze ze swoimi piêknymi j zdrowymi mieszkañcami by³o œwietnym miejscem dla uzdrowiciela, który chcia³by osiedliæ siê po ¿yciu spêdzonym na ciê¿kiej pracy.- Nie, ja nie mogê.Wyje¿d¿am jutro rano.Ale gdy wrócê do domu, powiem innym uzdrowicielom o waszej ofercie.- Jesteœ pewna, ¿e nie chcesz zostaæ?- Nie mogê.Nie mam jeszcze seniorstwa, aby móc zaakceptowaæ tak¹ propozycjê.-1 musisz jutro wyjechaæ?- Tak.Szczerze mówi¹c, nie mam zbyt wiele pracy w Podgórzu.Jesteœcie wszyscy zdrowi - uœmiechnê³a siê.Lainie zaœmia³a siê szybko, ale nadal mówi³a powa¿nie:- Je¿eli czujesz, ¿e musisz odjechaæ, bo miejsce, w którym siê zatrzyma³aœ.bo potrzebujesz czegoœ bardziej stosownego do pracy.- zawaha³a siê - moja gospoda stoi przed tob¹ otworem.- Dziêkujê.Jeœli mia³abym zostaæ d³u¿ej, to bym siê tu przeprowadzi³a.Nie chcia³abym nadu¿ywaæ goœcinnoœci burmistrza.Ale naprawdê muszê jechaæ.Zerknê³a na Lainie, która znów siê zaœmia³a.Rozumia³y siê.- Czy zostaniesz na noc? - spyta³a Lainie.- Musisz byæ zmêczona, a droga jest daleka.- Och nie, to przyjemna przeja¿d¿ka - powiedzia³a.- Odprê¿a.Gada ruszy³a do rezydencji burmistrza ciemnymi uliczkami.Rytmiczny stukot kopyt B³yskawicy tworzy³ t³o dla marzeñ.Gada drzema³a, a klacz sz³a sama
[ Pobierz całość w formacie PDF ]