[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Co teraz? - pyta Saburo. Odpowiada mu komandor, którego twarz niczym widmo pojawiasię na tle wspaniałego widoku.- Postój dla nabrania paliwa, pułkowniku.Osadazwana Kef.Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko temu - jest to jedynemiejsce na naszych mapach, które zawarło układ z Imperium. - Proszę robić, co do pana należy.- Saburo zwraca się domnie.- Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza. - Nie.- Sięgam w przestrzeń, wzywając Hlutrów.lecz niema żadnego w tym systemie planetarnym ani na wielekroć po siedem parsekówdookoła.Ruszamy dalej i nad pomarańczową krawędzią gazowego giganta wstajeskarlałe słońce; jego światło lśni przez chwilę na wąskim pierścieniu zcząsteczek lodu. Nie ma tu mych braci ani sióstr - słyszę tylko pulsowanieniedalekiej ludzkiej osady, słabe echo, które może być formą rozwijającego siężycia roślinnego na skalistym światku w pobliżu słońca.i powolny,niezrozumiały pomruk wydawany przez krystalicznych Talebbów, rasę, którejistnienia Ludzie nawet nie podejrzewają.Talebbowie podążają własną drogą,przeżywają swe trwające ery geologiczne żywoty w pierścieniach planetarnych,pasach asteroidów i chmurach pierwotnej materii ukrywającej się od ciepła gwiazdtam, gdzie przestrzeń jest niemal płaska, a ich własne słońce tylko jedną zjasnych gwiazd.Od czasu do czasu któryś z nich umiera i płonąc mknie kuwewnętrznemu systemowi.Niekiedy jeden z nich żyje na tyle długo, żeby uderzyć wjakąś planetę i może dać początek nowej rasie skałopodobnych istot, które stanąsię jego następcami. Nie pozdrawiam Talebbów z tego systemu planetarnego.By touczynić, musiałbym żyć tak powoli jak oni, a dla nich Lata Galaktyczne są niczymdni i noce dla innych stworzeń. Saburo zasięga informacji swego komputera i uśmiecha sięszeroko.- Kef to osada krążąca wokół tego gazowego giganta; zdaje się, żedominuje w lokalnym handlu.Mam nadzieję, że będą mieli mapy, które umożliwią cizlokalizowanie tego, czego szukasz. - Nie wiem.- W tej chwili nic nie zakłóca WewnętrznegoGłosu.Pieśń Hlutrów dźwięczy samotnie w całej swej wspaniałości, nietkniętapłaczem Ludzi.Tamto dziecko śpi.albo już nie żyje. - To tu - wskazuje Saburo i Kef pojawia się w poluwidzenia. Osada ta jest niezgrabną konstrukcją ze szkła, metalu iświatła, równie dobrze przypominającą ptasie gniazdo, co statek kosmiczny czyludzkie miasto.Całość otacza czerwonofioletowy pierścień, tak jaskrawy, żesprawia ból moim ludzkim oczom.Nagle rozbrzmiewa głośny sygnał.Saburo i jazrywamy się na równe nogi. - Co to jest? - pyta lekarz. Komandor odpowiada: - Odbieramy transmisję na paśmiezastrzeżonym dla pilnych informacji.Prześlę to na wasz monitor. Ludzka twarz, która wita nas na ekranie, jest wychudzona, onieprzytomnych oczach.- Zawracajcie - skrzeczy mężczyzna wyschniętymi wargami.- Nie zezwalamy na dokowanie. - Jesteśmy jednostką Floty Krediksjańskiej i zatrzymaliśmysię w celu pobrania paliwa. - Dla własnego dobra trzymajcie się od nas z daleka.Nieprzekraczajcie naszego kręgu kwarantanny.Czyż nie rozumiecie? Wszyscyzachorowaliśmy na Czarną Zarazę. Saburo kręci głową.- My już się z nią zetknęliśmy.Potrzebujemy tylko paliwa i chcemy zerknąć na wasze mapy. - Nie.- Twarz mężczyzny jest smutna, lecz pełnadeterminacji równie mocnej jak hlutrańska kora.- W atmosferze tego gazowegoolbrzyma jest dość wodoru - jesteście okrętem wojennym, możecie pobrać paliwo zapomocą czerpaków.Możecie też połączyć wasz komputer pokładowy z naszymcentralnym komputerem, jeśli sądzicie, iż nasze mapy mogą się wam na cośprzydać.Tylko trzymajcie się od nas z daleka. - Nic nie rozumiem.Jeśli jesteście już zarażeni, jakmożecie myśleć, iż pogorszylibyśmy sprawę? Mężczyzna potrząsa przecząco głową.- Poprzez dalszerozprzestrzenianie zarazy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]