[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawsze wygl¹da³a w nimblado i niezdrowo, nawet jeœli dobrze siê czu³a.Co gorsza, uwa¿a³a, ¿e w tensposób wygl¹da jak Krystle z "Dynastii", wiec i zachowywa³a siê tak samo: jakistota œwi¹tobliwa, sarniooka i irytuj¹co praktyczna.- Halo, Jack - szepnê³a, a potem nagle odchrz¹knê³a.- Jak siê czujesz? - zapyta³.- Wytr¹cona z równowagi, a jak sadzisz?- A jak b³ogos³awiona Velma?- Wola³abym, abyœ tak jej nie nazywa³.- Zgoda, jak wiêc nie³adna i pospolita Velma?- Dziêkujê, Velma czuje siê ca³kiem dobrze - odrzek³a z grzecznoœci¹ w³aœciw¹prawdziwej nienawiœci.- Herman te¿?- Czuje siê ca³kiem dobrze.- To znakomicie.- Jack energicznie kiwn¹³ g³ow¹.- Herman i Velma, ma³¿eñstwozawarte w niebie.No, przynajmniej w Manitowoc, czyli wed³ug mnie ca³kiem donieba blisko.Maggie prze³knê³a œlinê, a potem nagle wybuchnê³a monotonnym, sycz¹cymprzemówieniem.- Jack, wiem, ¿e ju¿ mnie nie kochasz i jestem ca³kiem przygotowana, by siê ztym pogodziæ, potrafiê siê z tym pogodziæ, mam moj¹ siostrê i moje kursypodnoszenia œwiadomoœci i masê podtrzymuj¹cych na duchu przyjació³, ale mamtakie samo prawo do Randy'ego jak ty i muszê wiedzieæ, gdzie on jest.- Nie mogê ci powiedzieæ, gdzie on jest - rzek³ Jack.- Ale dlaczego? Mam prawo wiedzieæ! To mój syn! Kocham go!- Po prostu nie mogê ci powiedzieæ, gdzie on jest, i to wszystko -powtórzy³Jack.- Przykro mi.- I by³o mu przykro.Cokolwiek s¹dzi³ o Maggie, wiedzia³, ¿eodczuwa³a te same lêki i tê sam¹ niepewnoœæ co do Randy'ego; a by³a to mêka,której nikomu by nie ¿yczy³.- Czy jest bezpieczny? - spyta³a Maggie.Jack skin¹³ g³ow¹.- Tak uwa¿am.- Co to znaczy, ¿e "tak uwa¿asz"? Czy nie masz pewnoœci?- Nie - powiedzia³ Jack.- Jeœli chcesz znaæ prawdê, nie mam.Ale robiêwszystko, co w mojej mocy.- Zamkniêty tutaj? Co ty mo¿esz zrobiæ bêd¹c tutaj zamkniêty?- Nie jestem ca³kiem pewien.Ale mam parê pomys³Ã³w, nad którymi pracujê.- Jack! Pos³uchaj! Rozkazujê ci! Musisz mi powiedzieæ, gdzie on jest!- Przykro mi, Margaret-Ann - odrzek³ Jack.Maggie milcza³a przez parê chwil, zagryzaj¹c wargi i mn¹c chusteczkê.A potemnagle rzuci³a siê na niego, spoliczkowa³a i wczepi³a siê w jego koszulê.- Nienawidzê ciê! - wrzeszcza³a.- Nienawidzê ciê! Nienawidzê ciê!Natychmiast drzwi pokoju widzeñ otworzy³y siê gwa³townie i policjantka wmundurze schwyci³a Maggie za rêkê.Maggie odst¹pi³a od Jacka z twarz¹ zalan¹³zami.- Jeœli zrobi³eœ coœ z³ego naszemu synowi - wyszlocha³a - zabijê ciê!Jack odwróci³ siê do niej plecami.Niczego wiêcej nie móg³ zrobiæ.Us³ysza³ jakjeszcze parê razy zaszlocha³a, a potem opuœci³a pokój, pocieszana przezpolicjantkê.Gdy sobie posz³a, zjawi³ siê sier¿ant Schiller.Przez chwilê sta³ przy Jacku, apotem wyci¹gn¹³ coœ, co trzyma³ za plecami.Zwyk³a, drewniana fujarka i kilkaarkuszy papieru, zapisanych rêcznie.Jack w przelocie zauwa¿y³ imiê "Awen".- Powie mi pan coœ o tym? - zapyta³.- W³aœnie dostarczy³ to urzêdnik pañskiegoadwokata.- Muzyka ludowa - odpar³ Jack.- Muzyka ludowa? Jest pan obwiniony o kidnaping i morderstwo i chce pan graæmuzykê ludow¹?- A co to pana obchodzi?Jack ju¿ dawno siê przekona³, ¿e odgrywanie twardziela odbiera mu tak naprawdêodwagê.Ale wiedzia³ te¿, ¿e jeœli powie cokolwiek sier¿antowi Schillerowi,zniszczy wszelkie szansê powstrzymania Quintusa Millera i ocalenia Randy'ego.Sier¿ant Schiller nigdy nie uwierzy, ¿e istoty ludzkie mog¹ biegaæ w œcianach ichodziæ w ziemi; nie uwierzy, dopóki nie bêdzie za póŸno; i nigdy te¿ niepozwoli Jackowi tropiæ Quintusa Millera.- A co, gdyby mi pan powiedzia³, gdzie pan schowa³ swego ch³opca? - zapyta³sier¿ant Miller.- Wtedy bêdzie móg³ pan dostaæ flet.- Zatrzymaj pan sobie ten cholerny flet - odrzek³ Jack, staraj¹c siê mówiætakim tonem, jakby go to nic nie obchodzi³o.- Kiedyœ bêdzie pan musia³ mi powiedzieæ - ostrzeg³ go sier¿ant Schiller.- Nie mogê powiedzieæ panu czegoœ, czego nie wiem.- Zabi³ go pan, prawda? Daj pan spokój, to mo¿na zrozumieæ.By³ pan w stresie.Pañskie ma³¿eñstwo siê rozpada³o.By³ pan zmêczony odpowiedzialnoœci¹ zazajmowanie siê nim, tak bardzo przypomina³ panu ¿onê, ¿e wybra³ pan ³atwiejszewyjœcie i zabi³ go.Jack odwróci³ siê i popatrzy³ sier¿antowi Schillerowi prosto w oczy.- To - oœwiadczy³ - jest gówno prawda.Sier¿ant Schiller przez chwilê spogl¹da³ na niego, a potem wrêczy³ mu flet.- W ostatnich jedenastu latach, panie Reed, poodwraca³em masê kamieni iznalaz³em pod nimi ca³¹ masê ca³kiem obrzydliwych kreatur.Ale nigdy nieodkry³em niczego podobnego do pana.Z tymi s³owami pstrykniêciem palców przywo³a³ stra¿nika sprzed drzwi i poleci³mu odprowadziæ Jacka z powrotem do celi.Tej nocy ¿¹dni ofiarniczej krwi Quintus Miller i jego ob³¹kañcy szaleli w ca³ymMilwaukee, Madison i wzd³u¿ ³¹cz¹cych je linii ley.W niebie rycza³y gromy, nienaturalne b³yskawice wêdrowa³y na szczud³ach wzd³u¿linii ley, a powietrze by³o gêste od napiêcia zbli¿aj¹cej siê katastrofy.Blisko Dousman piêtnastoletnia córka farmera, Sarah Lee Kodiak, zosta³awci¹gniêta w g³¹b ciemnozielonego pola w³oskiej kapusty.Wleczono j¹ przezdwieœcie jardów po polu, a ona wrzeszcza³a nieziemsko wysokim g³osem, wci¹ganacoraz g³êbiej, po uda, po pas, po szyjê, a¿ wreszcie poch³onê³a j¹ ¿yzna, czarnagleba, podczas gdy jej ojciec i brat jeszcze rozpaczliwie biegli do miejsca, wktórym zniknê³a.W œwietle reflektorów traktora, w deszczu przylepiaj¹cym im w³osy do twarzy,ojciec i brat kopali szpadlami i motykami przez ponad dwie godziny, pochlipuj¹cz ¿alu i wyczerpania, ale nie zdo³ali jej odnaleŸæ.Czarna gleba, plamyszkar³atu, lecz ani œladu Sarah Lee
[ Pobierz całość w formacie PDF ]