[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nim ju¿ zajmuje siê dobry Bóg — odrzek³ ³agodnie medyk.Po³o¿yli Hala na noszach i ponieœli pod os³onê drzew.Tom obejrza³ siê na zatokê.Z miejsca, gdzie le¿eli na grzbiecie wielkiej bia³ej wydmy, widzia³ obydwa ¿aglowce.By³y ju¿ milê od raf; prowadzi³ zgrabny Seraph, a za nim sun¹³ Minotaur, budz¹cy lêk i respekt swymi czarnymi ¿aglami.Statki kolejno wykona³y zwrot i zawróci³y, ustawiaj¹c siê z powrotem w blokadzie u wylotu przesmyku.Tom uklêkn¹³ na jednym kolanie i spojrza³ ponad wydm¹ na oddalone o dwieœcie kroków œciany fortu.Gêsty armatni dym ju¿ siê rozwiewa³, gnany monsuneni ku morzu.Na blankach roi³o siê od g³Ã³w, pod turbanami i keffija widzia³ brodate smag³e twarze.Obroñcy potrz¹sali triumfalnie muszkietami i podskakiwali radoœnie.Tom s³ysza³ podekscytowany gwar326ich g³osów.Do jego uszu dociera³y pojedyncze obel¿ywe zdania wykrzykiwane pod adresem angielskich statków.— Niechaj Bóg zaczerni twarz niewiernego!— Bóg jest wielki! Zes³a³ nam zwyciêstwo! Tom zaczai wstawaæ.— Coœ posz³o nie tak — powiedzia³.— Powinni ju¿ wysadziæ bramê.- Spokojnie, Klebe — rzuci³ Aboli, chwytaj¹c go za przegub i poci¹gaj¹c ku sobie.— Czekanie jest czasami najwiêksz¹ udrêk¹ bitwy.Wtem us³yszeli z przeciwleg³ej flanki murów ogieñ muszkietów.G³owy wszystkich Arabów tak¿e zwróci³y siê w tamt¹ stronê, a ich krzyki i wiwaty ucich³y.— Niewierny atakuje bramê! — rozleg³ siê arabski g³os i ca³y tabun obroñców rzuci³ siê w kierunku strza³Ã³w.Nawet kanonierzy porzucili swe dzia³a i pobiegli stawiæ czo³o nowemu zagro¿eniu.Blanki opustosza³y i Tom znów chcia³ zerwaæ siê na nogi.— Teraz mamy szansê! Za mn¹! — krzykn¹³.— Cierpliwoœci, Klebe — Aboli ponownie œci¹gn¹³ go na dó³.Tom usi³owa³ wyrwaæ siê z jego uchwytu.— Nie mo¿emy ju¿ d³u¿ej czekaæ! Musimy wydostaæ Dor-ry'ego!— Nawet ty nie dasz rady w pojedynkê przeciwko tysi¹cowi nieprzyjació³ — pokrêci³ g³ow¹ Murzyn.Tom patrzy³ w stronê okienka w murze, za którym, jak pamiêta³, uwiêziony by³ Dorian.— Powinien mieæ doœæ rozumu, ¿eby daæ nam jakiœ sygna³, pokazaæ, gdzie jest.Pomachaæ koszul¹ albo cokolwiek — powiedzia³ podenerwowanym g³osem.Zaraz jednak usprawiedliwi³ brata.— Ale to przecie¿ jeszcze dzieciak, nie zawsze wie, co robi.Odg³osy strzelaniny z drugiego krañca twierdzy przybra³y na sile, przechodz¹c we wœciek³¹ kanonadê.- S³yszysz, Klebe? — uspokaja³ go Aboli.— Ojciec z Du¿ym Danielem ju¿ pewnie k³ad¹ ³adunki pod bram¹.To nie potrwa d³ugo.I rzeczywiœcie, po krótkiej chwili powietrze rozdar³ straszliwy huk eksplozji, niemal ich og³uszaj¹c.W niebo strzeli³ potê¿ny s³up dymu i py³u, rozpoœcieraj¹c siê w sk³êbion¹ chmurê.327Fruwa³y w niej kawa³ki ska³ i p³on¹ce drzazgi, ci¹gn¹ce za sob¹ ciemne smugi.Tom zobaczy³, jak ciê¿kie br¹zowe dzia³o wylatuje sto stóp w górê.Jeszcze wy¿ej ciœniête zosta³y ludzkie cia³a, oderwane koñczyny oraz fragmenty ciê¿kich belek.Tom nie zdo³a³ dojœæ do siebie po wybuchu, a Aboli pêdzi³ ju¿ przez otwart¹ przestrzeñ, dziel¹c¹ ich od murów.Ch³opak skoczy³ za nim, lecz d³ugie fa³dy burnusa utrudnia³y mu bieg i dogoni³ przyjaciela dopiero pod sam¹ œcian¹.Aboli klêkn¹³ i zrobi³ siode³ko z d³oni.Tom, nie zatrzymuj¹c siê, natychmiast na nim stan¹³ i Murzyn podniós³ go wysoko, by móg³ dosiêgn¹æ ga³êzi kar³owatego figowca, wczepionego korzeniami w spojenia œciany.Wspina³ siê zwinnie jak ma³pa; nie przeszkadza³a mu ani obijaj¹ca siê o nogi broñ, ani ucisk pary pistoletów za pasem.Aboli z trzema marynarzami pod¹¿yli jego œladem.Tom chwyci³ siê rozpadliny w wykruszonej skale i przerzuci³ nogi ponad parapetem blanek.Ujrza³ przed sob¹ zaskoczon¹ brunatn¹ twarz.Jeden z Arabów pozosta³ na swoim stanowisku mimo wrzawy przy atakowanej bramie.Z okrzykiem przestrachu odskoczy³ do ty³u przed Tomem i podniós³ muszkiet.Zagiêty kurek zahaczy³ jednak o fa³dy jego szaty i zanim go wypl¹ta³, z pochwy u pasa Toma wyfrunê³a niczym ptak jego szpada.Ciêcie trafi³o w szyjê, przerywaj¹c struny g³osowe i krtañ.Nastêpny krzyk Araba by³ ju¿ niemy.Mê¿czyzna zatoczy³ siê i run¹³ na wznak na kamienny dziedziniec.Podczas gdy Aboli z marynarzami gramolili siê na blanki, Tom szybkim rzutem oka zlustrowa³ ca³¹ budowlê.Wœród k³êbów dymu dostrzeg³ na dziedziñcu niewyraŸne postacie Arabów, uciekaj¹cych od ruin bramy.Obroñcy na murach, wyj¹c z przera¿enia i przepychaj¹c siê jeden przez drugiego, tak¿e usi³owali znaleŸæ siê jak najdalej od dymi¹cego gruzowiska.Potem przez roztrzaskane wrota wla³a siê do wnêtrza twierdzy falanga wrzeszcz¹cych dziko angielskich marynarzy.Czêœæ wspiê³a siê po rampach na fortyfikacje, atakuj¹c piratów na blankach.Pad³o kilka strza³Ã³w z muszkietów, jeden z marynarzy run¹³ z muru, a potem obie strony star³y siê, tworz¹c k³êbowisko krzycz¹cych, siek¹cych kordami i walcz¹cych wrêcz ludzi.Tom szuka³ wzrokiem ojca.Wzrost Hala i jego ciemna broda pozwala³y go zawsze ³atwo dostrzec nawet w najwiêk-szym zamieszaniu.Tym razem go nie dojrza³, lecz nie mia³ czasu na d³u¿sze rozgl¹danie siê.- Têdy! — zawo³a³, prowadz¹c swój oddzia³ek ku rampie najdalszej od bramy.Arabskie stroje dobrze ich maskowa³y i ¿aden z mijanych obroñców nie próbowa³ ich zatrzymywaæ.Tom pogna³ na platformê biegn¹c¹ w po³owie wysokoœci muru.Prowadzi³o st¹d do wnêtrza budowli ³ukowato sklepione przejœcie.Pilnowali go dwaj wartownicy.Jeden z nich, spostrzeg³szy jasne oczy Toma i jego europejskie rysy, uniós³ nad g³owê bu³at
[ Pobierz całość w formacie PDF ]