[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spakowałamanatki, wsiadła w autobus do Nowego Jorku i tyle ją widzieli.Bidulka, pobyła wtym Nowym Jorku raptem kilka dni i umarła. - Ale przecież Marshall jeszcze wtedy żył.Dlaczego.on jej niepowstrzymał? Przecież mógł, gdyby tyko zechciał. - Oj, Tom, Tom, ty w ogóle nie myślisz.Owszem, Marshall żył imógł ją powstrzymać. - Ale nie powstrzymał! - Nie, nie powstrzymał.Ruszże głową, Tom.Jak myślisz,dlaczego? - Przychodzi mi do głowy tylko jedna odpowiedź - Chciałwszystkim pokazać, że z nim nie ma żartów.Posłużył się nią jako przykładem.Toobrzydliwe. - Zgadza się.Trafiłeś w sedno.Chociaż wahałabym się użyćsłowa "obrzydliwe". - Jak to nie obrzydliwe? Przecież wymyślił tę nieszczęsnąpostać tak, żeby od początku nie chciała wiedzieć, potem napisał, że wyjeżdża zGalen i po tygodniu umiera.Ta nie jest obrzydliwe? - Od tamtego czasu nikt nie próbował uciekać.A ona była dokońca szczęśliwa - pewna, że się wyrwała.A nie wyrwała się. - Bo on tak napisał! Nie miała wyboru! - Umarła robiąc to, na co miała ochotę, Tom.* Phil Moon i Larry Stone pracowali razem na poczcie w Galen.Przyjaźnili się jeszcze na długo przedtem, zanim obaj poślubili siostryChandler, ale podwójne małżeństwo jeszcze bardziej ich zbliżyło. Obaj szaleli za grą w kręgle.Obaj byli właścicielami drogichbrunszwickich kul, z workami do kompletu i gdyby grali jeszcze odrobinę lepiej,mieliby szanse na zawodowstwo.Ponieważ jednak byli tacy jacy byli, grywali wkręgle co środa i co piątek wieczorem w klubie "Harmony Lanes" u Scappy'ego, wpobliskim miasteczku Frederick.Brali na zmianę samochód to jednego, todrugiego, a koszty benzyny dzielili na pół.Od czasu do czasu żony wybierały sięz nimi, ale wiedząc, jak mężowie cenią sobie kawalerskie wieczory, szły wtedy dokina, do restauracji albo na zakupy do domów towarowych w Frederick. Do Frederick można było dojechać dwiema drogami.Albo wskoczyćna autostrady Interstate i zjechać najbliższą odnogą albo wybrać Garah's MillRoad, mniej więcej równoległą do Interstate, która prowadziła do ronda wFrederick, a stamtąd można już było odbić w dowolnym kierunku.Na ogół jeździliMill Road, ponieważ raz zmierzyli czas przejazdu i okazało się, że ta droga jesto cztery minuty krótsza, chociaż z drugiej strony, na Interstate można się byłoprzez milę, dwie, solidnie rozpędzić. Wiedziałem o tym wszystkim tak dokładnie, bo raz wybrałem się znimi na kręgle, a oni po drodze omawiali we czwórkę blaski i cienie środowych ipiątkowych wieczorów. Tego wieczoru, kiedy zdarzył się wypadek, jechali Interstate.Larry za szybko zjeżdżał z autostrady swoim fioletowym 442, wpadł na podłużnąślizgawkę i pędząc wężykiem od bandy do bandy, skosił po drodze znak stopuzatknięty u stóp zjazdu.Z boku najechała na nich ciężarówka firmy Stix, Baer iFuller, która pchała samochód jeszcze przez jakieś dwieście stóp po szosie. Karoseria po stronie Larry'ego była sprasowana jak naleśnik -cud, że Larry wyżył.Jego żona, która siedziała za nim, miała złamane obie nogii prawą raka.Phil doznał poważnego wstrząsu mózgu, a żona Phila złamałaobojczyk. "Kroniki" o niczym podobnym nie wspominały. O wypadku dowiedziałem się od Anny, która zadzwoniła do mnie zeszpitala okręgowego.Opowiedziała mi wszystko z detalami.Głos miała niepewny iprzerażony.Z początku źle sobie tłumaczyłem jej zdenerwowanie, aż miprzypomniała, o co chodzi. Teraz już zupełnie nie rozumiem, co to ma znaczyć, Tomaszu. W tle słyszałem krzątaninę, rozmowy, kogoś wywoływano przezmegafon. - Co? - Po raz pierwszy od czasu, jak zacząłeś pisać biografię, cośposzło nie tak.Nie rozumiem tego. - Słuchaj, Anno, to jeszcze o niczym nie świadczy.Może zawcześnie się ucieszyłaś? Jak wszystko może iść bez zakłóceń, skoro książka niejest jeszcze ukończona? Mówiąc to, zdumiałem się własnej pewności siebie.Mówiłem tak,jakby to była czysta formalność - ja skończę książkę, a Marshall Francepowstanie z martwych. Czekałem, co powie Anna.Przez megafon wzywano niejakiegoDoktora Bradshawa. - Anno? Czy ktoś jest z tobą? - Ryszard.- Odłożyła słuchawkę.* Pracowałem jak opętany.Po dwie, trzy, cztery strony rano, popołudniu lektura materiałów, wieczorem następne trzy albo cztery strony. Szok pognania tajemnicy Galen nie minął, ale ponieważ wiodłemtam zwykłe, codzienne życie, musiałem zaakceptować ten świat.Byłem ćmą, amiasto płomieniem świecy - krążyłem wokół niego, często nie widząc innegowyjścia, jak tylko pisać i pisać. Żyłem wewnątrz największej kreacji artystycznej w dziejachświata.Byłem skromnym kronikarzem życia jej twórcy.Czy moja biografiaprzywróci mu życie, czy też.Nie, nie, to wcale nieprawda.Chciałempowiedzieć, że wszystko mi jedno, czy moja biografia przywróci mu życie, czynie, ale byłoby to łgarstwo.On sam uważał to za możliwe, a jego córka właśniemnie wybrała na wykonawcę zadania.Miedzy innymi dlatego wysłałem Saxony zGalen.Drugim powodem była, nie ukrywam, Anna, chociaż od dnia wypadkusamochodowego nie kochaliśmy się za często.Zakładałem, że Ryszard bez skrupułówrobi swoje, ale nawet to już mnie tak bardzo nie droczyło, ponieważ całą energie- dosłownie całą energie - ładowałem w prace.Nadal byłem ciekaw dlaczego Anna znim sypia, i miałem już na ten temat pewną hipoteza.Załóżmy, że Ryszardowiznudziło się mieszkać w Galen.Skoro jedynymi "normalnymi" mieszkańcamimiasteczka byli Anna i on, to W jaki sposób Anna mogła go tu zatrzymać? Wnajprostszy - sypiając z nim.Facet pokroju Ryszarda nawet w najśmielszychmarzeniach nie myślałby o zdobyciu takiej kobiety jak Anna France.Czyli dopókigo rajcowała i interesowała - należał do niej.I do Galen.Ciekaw byłem, czyżona Ryszarda wie, co go łączy z Anną. Mało wychodziłem z domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]