[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.¯adnych odg³osów œwiadcz¹cych o u¿yciu ciê¿kiej broni czy promieni.Skoñczy³o siê ju¿, cokolwiek to by³o.Przyjd¹ i zabior¹ swoich, rozpoznaj¹c ich po rogach i przenios¹ do nowych nieznanych baz.Albo wiêc tu zostanê, gnij¹c z bezczynnoœci, albo wyjdê na zewn¹trz i spróbujê wzi¹æ aktywny udzia³ w wydarzeniach.Otworzy³em drzwi i ostro¿nie wyszed³em na zewn¹trz, trzymaj¹c siê blisko muru budynku i przywo³uj¹c ca³e swoje doœwiadczenie, by staæ siê jak najmniej widocznym celem dla kogoœ, kto nie potrafi utrzymaæ nerwów na wodzy.Przyznajê, ¿e w tej sytuacji czu³bym siê o wiele pewniej maj¹c w rêku pistolet laserowy.A przecie¿ musia³em byæ na zewn¹trz, choæby po to, by nawi¹zaæ jakieœ kontakty.Zastanawia³em siê, gdzie te¿ mo¿e byæ teraz Zala.Jeœli tkwi³a w tym a¿ po uszy - a na to wygl¹da³o - by³aby mi bardzo przydatna; potrzebowa³em przyjaciela, który wprowadzi³by mnie we w³aœciwe towarzystwo.Przez kilka minut nikt siê nie porusza³, z wyj¹tkiem kilku biedaków, postrzelonych w pobli¿u skrzy¿owania.NajwyraŸniej promienie ju¿ ich tam nie dosiêg³y.Ze znajduj¹cych siê w pobli¿u ¿o³nierzy pozosta³y jedynie krwawe strzêpy, a krew ich zbryzga³a czyste, bia³e œciany budynków.Wkrótce jednak na plac - a raczej na to, co z niego pozosta³o - zaczê³y nap³ywaæ jakieœ postaci.Pierwsze pojawi³y siê dwa okropnie wygl¹daj¹ce stwory, które sfrunê³y z pobliskiego dachu.By³y to dziwne istoty, pokryte zarówno futrem; jak i z³ocistymi i br¹zowymi piórami.Ich nietoperzowe skrzyd³a nie zwija³y siê i nie przylega³y do cia³a, a jedynie sk³ada³y siê w formie akordeonu na ich grzbietach.Posiada³y obrzydliwe, ptasie g³owy z wielkimi oczami i dziobami, które - mimo swego wygl¹du - robi³y wra¿enie ludzkich.By³y tak okropne, ¿e przez moment myœla³em, ¿e jest to jakiœ miejscowy, charonejski gatunek padlino¿erców.Jednak celowoœæ ich ruchów i sposób, w jaki ogl¹dali i sprawdzali nieprzytomnych i martwych wskazywa³, i¿ s¹ odmieñcami.Nie dziwi³o mnie uczestnictwo odmieñców w tych wydarzeniach, ale fakt, ¿e dwa spoœród nich wygl¹daj¹ identycznie by³ wielce interesuj¹cy.Na gest wykonany przez wielkie, szponiaste ³apy, ze wszystkich g³Ã³wnych ulic wychynê³y koszmarne stworzenia, stworzenia, które mog³y jedynie powstaæ w umyœle cz³owieka, a nie w wyniku ewolucji.Kud³ate, ma³pie stwory, czo³gaj¹ce siê, chodz¹ce na czterech ³apach, skacz¹ce, p³ywaj¹ce - ca³a nie koñcz¹ca siê kolekcja cz³ekopodobnych monstrów, tym bardziej przera¿aj¹ca, ¿e w ich ruchach i gestach, a czasami tak¿e w ich rysach mo¿na by³o dostrzec tkwi¹ce gdzieœ w g³êbi cz³owieczeñstwo.Nie wszystkie jednak budzi³y odrazê; niektóre by³y piêkne i pe³ne gracji i przypomina³y owe egzotyczne stworzenia z ludzkich mitów i wyobra¿eñ.Rozgl¹da³em siê szukaj¹c jakiegoœ œladu Zali czy chocia¿by Tully Kokula, ale nie dostrzeg³em ¿adnego z nich.Odczu³em nagle z ca³¹ moc¹ sw¹ samotnoœæ na tym placu, gdzie by³em jedyn¹ ca³¹ i przytomn¹ istot¹ ludzk¹, nie naznaczon¹ ¿adnym czarem jako przyjaciel lub wróg.Nagle ogarnê³y mnie w¹tpliwoœci, czy dobrze uczyni³em wychodz¹c na zewn¹trz.Powoli zacz¹³em siê wycofywaæ w kierunku drzwi wejœciowych, kiedy nagle dwa stworzenia: jedno wê¿owate i wyposa¿one w macki, a drugie szare i przypominaj¹ce prymitywn¹, kamienn¹ rzeŸbê - spostrzeg³y moj¹ obecnoœæ.Niewiele mog³em uczyniæ.To one mia³y broñ, wiêc tylko siê wyprostowa³em, odszed³em od œciany i unios³em rêce do góry.- Chwileczkê! Nie strzelajcie! - zawo³a³em.- Nie jestem waszym wrogiem.Jestem mê¿em Zali! No, wiecie.Zali.Jednej z waszych!Istota wygl¹daj¹ca jak chodz¹ce drzewo powiedzia³a coœ, czego nie zrozumia³em, do tej wê¿owatej.Ta jej odpowiedzia³a.Dostrzeg³em wzruszanie ramion i niezdecydowanie u tych bardziej ni¿ inne humanoidalnych, które przerwa³y na chwilê sw¹ pracê, zwi¹zan¹ z ustalaniem to¿samoœci rogatych ofiar wydarzeñ.I wtedy podszed³ do nich cz³owiek - ¿aba i powiedzia³ zupe³nie wyraŸnym g³osem:- To miejski ksiêgowy, przedstawiciel rz¹du.Pozb¹dŸcie siê go!Jedna ze skrzydlatych istot skinê³a g³ow¹, wyci¹gnê³a pistolet i wymierzy³a we mnie.- Chwileczkê! Czekajcie! - wrzasn¹³em.W tym momencie poczu³em silne uderzenie i straci³em przytomnoœæ.Rozdzia³ dziewi¹tyODMIENIECOdzyskiwa³em powoli przytomnoœæ, ale by³em bardzo s³aby i odczuwa³em takie zawroty i ból g³owy, jak nigdy przedtem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]