[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A tak to wszystko idzie automatycznie.Wysyłamy was, a po pewnym, zgóry określonym czasie, automaty ściągają was z powrotem.Mamy przynajmniejpewność, że wrócicie. - Zbyt wysoko nas cenisz - sucho odparł Blaine. - To niezupełnie tak - dodał szybko Rand.- Czy wiesz, ilew was zostało zainwestowane? Czy zdajesz sobie sprawę, ilu musimy przesiać, bywybrać jednego? Kogoś, kto jest zarówno telepatą i teleporterem szczególnegorodzaju, kogoś o tak zrównoważonym umyśle, że podoła psychicznie presji tegowszystkiego, na co się może natknąć.I w końcu rzecz niebagatelna: kogoś, ktojest gotów dochować wiary Fishhookowi. - Kupujecie naszą lojalność.Nie spotkasz wśród nas nikogo,kto uskarżałby się na brak pieniędzy. - To akurat nie jest żadna wada - roześmiał się Rand.-Poza tym wiesz doskonale, że nie o tym mówię. A ty - rzucił w myśli Blaine pod adresem Randa - a ty,jakie masz kwalifikacje na ochroniarza.Tu potrzebny jest sprawny szperacz.Gdybyś sam posiadał naturalne predyspozycje na szperacza, nie zatrudniałbyśinnych.- A na głos powiedział: - Ale ja w dalszym ciągu nie widzę powodów, dlaktórych nie chcecie dać nam czasu wedle własnego uznania.Moglibyśmy przecież. - A ja nie widzę powodu, byś tak się tym gryzł - odparłpogodnie Rand.- Wróciłeś dopiero co na swoją drogocenną planetę, ale zawszemożesz powrócić tam, skąd przybyłeś. - Oczywiście, że wrócę - odrzekł Blaine i dopił do końcawhisky.Odstawił pustą szklankę na biurko.- Okay, musze już zmykać.Wielkiedzięki za drinka. - Okay, skoro musisz, nie zatrzymuje.Wpadniesz jutro? - O dziewiątej rano.Na analizę.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]