[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Panowie- powiedział- nie rozumiem.- Twarze siedzących oblało jaskrawe światło błyskawicy, a szyby zadrżały od potężnego grzmotu.Admirał opuścił głowę, czekając przez kilka chwil, aż wszystko ucichnie, po czym mówił dalej -Nie rozumiem waszych obiekcji.Wcześniej czy później inni naukowcy też dojdą do przekonania, że istnieje współzależność pomiędzy grawitacja a wymiarem czasu Możemy wprawdzie zapobiec temu, aby inni zajęli się owym problemem zbyt gorliwie, ale dlaczego nie mielibyśmy wykorzystać przewagi, jaka posiadamy Panowie, przecież tu chodzi o trwałość naszego narodu, ach, co też ja mówię, o trwałość całej cywilizacji Zachodu! Jesteśmy przy piłce i musimy wykorzystać te szansę.Dysponujemy wystarczającymi środkami, aby odpowiednio ustawić zwrotnice, zapewniając Zachodowi dobrobyt, a więc tak właśnie musimy postąpić; zanim inni znajda dostęp do dźwigni.To jest, moi panowie, jedyny argument, jaki się liczy.Profesor Samuel Fleissiger, wyrośnięty, nieco niezgrabny mężczyzna zbliżający się do czterdziestki o ciemnych, lekko kędzierzawych włosach wokół zaznaczającej się już łysiny, uniósł głowę znad papierów leżących przed nim na stole i skierował spojrzenie swych jasnoszarych oczu na admirała, jakby miał przed sobą nieco tępego ucznia.- Właśnie dlatego zgłaszam obiekcje, admirale Francis-odezwał się, akcentując przesadnie zdziwienie.W jego głosie dźwięczała gryząca drwina.-Ponieważ chodzi o zachowanie cywilizacji Zachodu i dobro świata zachodniego, musimy przede wszystkim rozważyć starannie wszelkie projekty mające zrealizować te zamierzenia.Zbytni pośpiech nie jest tu wskazany, gdyż każda "przewaga", jak pan to nazywa, jest iluzja.Uganiałby się pan za zjawą i przypominałby zająca, który ściga się z jeżem.Niezależnie od tego, jak bardzo by się pan starał, po przybyciu na metę okazałoby się, że jeż jest już na miejscu.- A więc to my musimy być tym jeżem-odparł admirał, nie rozumiejąc aluzji.Oparł się wygodnie w fotelu i spojrzał znacząco na obydwu dyrektorów technicznych z NASA, jakby prosząc ich o wsparcie.Doktor Herbert H.Hollister uśmiechnął się wzgardliwie, spełniając w ten sposób swą powinność i zwrócił głowę w stronę Fleissigera, podczas gdy inżynier Walter W.Berger z kwaśna mina wpatrywał się w rozpostarte papiery.Interesowały go jedynie fakty i techniczny aspekt projektu, teoretyczne dygresje naukowców uważał natomiast za stratę czasu.- Gdyby to było takie proste-odezwał się Fleissiger.Westchnął z rezygnacja i splótł dłonie.- A co ty o tym sadzisz, Nobuyuki?Profesor Nobuyuki Kafu, niski, krępy Japończyk o kulistej czaszce i lśniących, czarnych włosach przetkanych tu i ówdzie siwizną, był mniej więcej rówieśnikiem Samuela Fleissigera.Miał na sobie śnieżnobiałą koszulę i elegancki, granatowy garnitur, którego nieskazitelny krój tuszował nieco jego toporną, nieproporcjonalni sylwetkę.Mimo to wyglądał bardziej na boksera wagi średniej, który zmusił się do założenia rzadko noszonego garnituru, aby wywrzeć dobre wrażenie podczas bankietu, niż na uczonego fizyka uczestniczącego w sesji naukowej.Wraz z Fleissigerem opracowywali kiedyś program badań nad falami i polami grawitacji, przy czym z racji wyliczania modeli ekstremalnych warunków grawitacji, występujących w przypadku pulsarów i "czarnych dziur" odkryli zależność między takimi polami a osobliwymi zjawiskami chronometrycznymi charakterystycznymi dla częstotliwości pulsarów.Odkrycie to skłoniło ich do sformułowania dziwacznego wniosku: w ekstremalnie silnych polach grawitacji cząsteczki masy mogą znikać w kierunku przeszłości.Opierając się na tej podstawie wspólnie wypracowali teoretyczne podłoże chronotronu, hipotetycznego przyrządu umożliwiającego wytwarzanie sztucznych pól grawitacyjnych, oczywiście pod warunkiem zastosowania dużych nakładów energii.Od momentu rozpoczęcia badań upłynęło już ponad osiem lat.Profesor Kafu, któremu mimo chłodu panującego w pomieszczeniu pot spływał obficie po szerokim nosie i wargach, zamrugał skośnymi oczyma jak ktoś wyrwany nieoczekiwanie z zasłużonej drzemki, spojrzał najpierw na swego długoletniego kolegę i przyjaciela, następnie obiegł spojrzeniem wszystkich siedzących na sali, aby wreszcie powiedzieć swym zaskakująco wysokim, nieco nosowym głosem:- Wydaje mi się, że powinniśmy omówić przede wszystkim problemy natury technicznej, a rozważania teoretyczne odłożyć na bok, aby nie zanudzić panów z NASA.Berger wzrokiem wyraził swoją aprobatę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]