[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Natomiast problemy ekologiczne, zatrucie, odpadki, ścieki ierozja - wszystko dało się rozwiązać, gdy ciągła kaskada nowo narodzonych dziecize stale płodnych brzuchów przemieniła się w niewielki strumyczek tryskający codwadzieścia lat. Prędzej czy później ludzie musieli się przyzwyczaić dogospodarki statycznej; dar Anglów umożliwił nam to, póki jeszcze zostało jakieśżycie w oceanach. Ale to wszystko bez znaczenia. Kiedy minął ból po odrzuceniu mojej kandydatury - nie, totylko tak wygląda, jakbym płakała - powróciło dręczące mnie już wcześniejpytanie: Dlaczego tak naprawdę Anglowie opuścili tę rajską planetę, z którejpochodzili? D 1 a c z e g o? - Chcieliśmy zobaczyć inne miejsca - odparł Waefyel.Nudziliśmy się. Ale nie brzmiało to tak jak zawsze.Może telepaciprzekazują swe myśli, czy chcą tego, czy nie? - Waefyelu - co się n a p r a w d ę stało z tamtą drugąrasą, która zamieszkiwała waszą planetę? - Może odjechali, może wymarli.Myślę, że wymarli.Tobrzmiało szczerze. - Wasz lud nie wytępił ich przypadkiem? - Och, nie! NIE! Takiej grozy nie da się podrobić - tak mi się zdaje. - A więc odlecieliście, zabierając swych bogów ze sobą.Aco z Anglami, którzy tam pozostali? Co oni zrobią bez bogów? - Żaden Anglo niezostał, wszyscy są tutaj.Na Księżycu.- Hmm.Nie jesteście zbyt liczną rasą,co? - Trzy, cztery miliony.Wystarczy. - A wasi bogowie? Hej, przecież oni są naprawdę ż y w i,nie? Leżeliśmy na niewielkiej plaży na jednej z Wysp Dziewiczych, dokąd Waefyelmnie zaniósł.Gdybym tylko umiała jeść te jego suchary, jakież podróże mogłybynas czekać! Próbowałam tego świństwa, ale smakowało jak suche kalosze.) - Oczywiście, że żywi - odparł.- Robią różne rzeczy dlanas.Wszędzie tak jest. - U nas nie - powiedziałam leniwie.- Czy inne rasy teżmają żywych bogów? - Tak.- Jego oko miało smutny wyraz.- Oprócz was.Jesteście pierwszymi, których spotkaliśmy - bez żywych bogów.- Hej, ty mówiszpoważnie.Myślałam, że bogowie to wymysł. - Och, nie, oni są prawdziwi.Uważaj, spalisz skórę. - Tak, dziękuję.Dlaczego wasi bogowie chcieli opuścić tęcudowną planetę? - Aby polecieć z nami. - Więc każdy bóg musi iść tam, gdzie się udaje jego lud? Aco się stało z bogami tej drugiej rasy, która wymarła? Co się w ogóle dzieje zbogami ras wymierających? - Zazwyczaj.popatrz, nauczyłem się nowego słowa!Zazwyczaj bogowie też odchodzą.Giną w powietrzu, kończą się.Czasem.nie.-Jego wielkie oko znowu patrzyło z powagą.Nie ze smutkiem, tym razem.- Niewiemy dlaczego. - A więc bogowie martwych ludów po prostu wyparowują.Tosmutne.Hmm.Ale czasem nie, co? Co się dzieje z bogami, którzy żyją bez swegoludu? - Nie wiem.- Usiadł.- Słuchaj, tu jest dla ciebie zagorąco.Słyszę, jak ci się skóra pali. - Przepraszam, nie miałam zamiaru smażyć się na głos.Alezrozumiałam.Co? Po prostu coś.Czas na zmianę tematu, jak zasugerował Waefyel.Może rozmowa robiła się dla niego nudna.Ale chyba nie to.Czułam przez kości,że natrafiłam na coś ukrytego.Coś, czego Anglowie nie chcieli wyjawić. - Mam nadzieję, że wasi bogowie polubią tę nową planetę,którą znajdziecie.Bo wy tam zostaniecie z ludźmi, prawda? - O, tak! -Uśmiechnął się.- Znajdziemy dużą i ładną, gdzie będzie dużo miejsca.Dużokwiatów.- Dotknął wiszącego mu na szyi wianka z mleczów, które mu uplotłam.(Tak, mlecze i trawa rosną nawet na Wyspach Dziewiczych.) - Założę się, że nasi ludzie powrócą tam do epoki kamiennej- powiedziałam leniwie (co do mnie, mógłby to być nawet paleocen, abym tylkobyła tam z nimi).- Hej, może wówczas zaczną czcić tego waszego bożkaplemiennego? - Może.- Jego oko przybrało rozmarzony wygląd, jak gdybybezwiednie. - A kiedy się trochę rozwiną, zaczną czcić ten SymbolPłodności.Chyba się tak skończy.Potem przyjdzie czas na panteony.Słuchaj, tobardzo sprytne! My tu nie mamy żadnych własnych bogów, a wy dostarczacie namkompletny zestaw bogów, zapakowany, do zabrania! Dlaczego nie mamy własnychbogów, jak sądzisz, Waefyelu? Czy coś jest z nami nie w porządku? Przecieżludzie t w o r z ą sobie swych bogów, czyż nie? - Myślę, że tak.Tak.Co jest z wami nie w porządku? Niewiemy.Może macie truciznę w sobie, może zabiliście waszych bogów? - Zaśmiał sięi pogładził mnie po włosach (a miałam wtedy piękne włosy) koniuszkiem swejmacki.- Ale ja tak nie myślę.Niektórzy z mędrców uważają, że zrobiliście sobiezły zestaw bogów: niektórych brakuje, toteż nie powstali inni."Niepełnyzestaw", tak się mówi, co? - Niestety, to istotnie może być prawda.Ciekawe, kogopominęliśmy.A ty wiesz? - Nie.ale myślę, że macie zbyt wielu bogów wojny.A zamało opiekuńczych. - To brzmi rozsądnie.- Prawie już zasypiałam w tym pięknieokolicy, gdzie niewielkie fale omywały różowy piasek, a mój cudowny przyjacielleżał obok mnie. - Sądzę, że powinniśmy wracać.Popatrzeć na telewizję.Poniosę cię. - Och, Waefyelu.(Nie myślcie, że powiem wam o tym dokońca, ale między nami nawiązał się jakiś kontakt fizyczny.Szczególnie w tamtymmomencie.Ale nie to, co myślicie.) W naszym hotelu mieszkał też pewienfacet: poważny starszy człowiek, chyba jakiś uczony.Tego wieczoru zaczęliśmy wtrójkę gadać o tym i o owym, na tarasie o zachodzie słońca.I rzeczywiście, miałon przepiękny zielony kolor.Przepiękna bezpłodność, opadająca ku nam.Awanturao to się jeszcze nie zaczęła.W każdym razie tamten facet zaczął mówić oaniołach.I to z naciskiem.Śmieszne, pomyślałam. - Czy pani wiedziała, że anioły stoją w najniższym szereguistot niebiańskich? - zapytał mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]