[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Straci zapał.do momentu, gdyprzedstawimy mu Cirillę, księżniczkę Cintry. - Ach, gdybym mogła w to uwierzyć - Zuleyka załamała ręce,wzniosła oczy.- Gdybym mogła w to uwierzyć! - W potęgę magii - Sheala de Tancarville uśmiechnęłasię, niespodziewanie nawet dla siebie - czasami trudnouwierzyć, Wasza Królewska Wysokość.I tak zresztą byćpowinno.***** Filippa Eilhart poprawiła cieniutkie jak pajęczynaramiączka przejrzystej nocnej koszuli, starła z dekolturesztkę śladu szminki.Taka mądra kobieta, pomyślałaz lekkim niesmakiem Sheala de Tancarville, a nie umieutrzymać hormonów na wodzy. - Możemy rozmawiać? Filippa otoczyła się sferą dyskrecji. - Teraz tak. - W Kovirze wszystko załatwione.Pozytywnie. - Dziękuję.Dijkstra już odpłynął? - Jeszcze nie. - Dlaczego zwleka? - Prowadzi długie konwersacje z Esteradem Thyssenem -skrzywiła wargi Sheala de Tancarville.- Dziwnieprzypadli sobie do gustu, król i szpieg.***** - Znasz te żarty o naszej pogodzie, Dijkstra? O tym,że w Kovirze są tylko dwie pory roku. - Zima i sierpień.Znam. - A wiesz, jak poznać, że w Kovirze już nastało lato? - Nie.Jak? - Deszcz robi się trochę cieplejszy. - Ha, ha. - Żarty żartami - rzekł poważnie Esterad Thyssen -ale te coraz to wcześniejsze i dłużej trwające zimy niecomnie niepokoją.To było prorokowane.Czytałeś, jak mniemam,przepowiednię Itliny? Mówi się tam, że nadejdądziesiątki lat nieustającego zimna.Niektórzy twierdzą, żeto jakieś alegorie, ale ja trochę się obawiam.W Kovirzemieliśmy kiedyś cztery lata zimna, słoty i nieurodzaju.Gdyby nie potężny import żywności z Nilfgaardu, ludziezaczęliby masowo umierać z głodu.Wyobrażasz to sobie? - Szczerze mówiąc, nie. - A ja tak.Oziębienie klimatu może nas wszystkichzagłodzić.Głód to wróg, z którym cholernie trudno walczyć. Szpieg kiwnął głową, zamyślony. - Dijkstra? - Wasza Królewska Mość? - Wewnątrz kraju masz już spokój? - Nie bardzo.Ale staram się. - Wiem, głośno o tym.Z tych, którzy zdradzili naThanedd, żywy został tylko Vilgefortz. - Po śmierci Yennefer, tak.Wiesz, królu, że Yenneferponiosła śmierć? Zginęła ostatniego dnia sierpnia, w zagadkowychokolicznościach, na osławionej Głębi Sedny,między Wyspami Skellige a przylądkiem Peixe de Mar. - Yennefer z Vengerbergu - powiedział wolno Esterad- nie była zdrajczynią.Nie była wspólniczką Vilgefortza.Jeśli chcesz, dostarczę ci na to dowodów. - Nie chcę - odparł po chwili milczenia Dykstra.-A może zechcę, ale nie teraz.Teraz wygodniejsza jest dlamnie jako zdrajczyni. - Pojmuję.Nie ufaj czarodziejkom, Dijkstra.Filippiezwłaszcza. - Nigdy jej nie ufałem.Ale musimy współpracować.Bez nas Redania pogrąży się w chaosie i zginie. - To prawda.Ale jeśli mogę ci radzić, pofolguj nieco.Wiesz, o czym mówię.Szafoty i izby tortur w całym kraju,okrucieństwa popełniane na elfach.I ten straszny.fort, Drakenborg.Wiem, że robisz to z patriotyzmu.Alebudujesz sobie złą legendę.Jesteś w niej wilkolakiem,chłepcącym niewinną krew. - Ktoś to musi robić. - I na kimś musi się skrupić.Wiem, że starasz się byćsprawiedliwy, ale przecież nie unikniesz pomyłek, bo nieda się ich uniknąć.Nie da się też pozostać czystym, babrającsię we krwi.Wiem, żeś nigdy nie skrzywdził nikogo dlaprywaty, ale kto w to uwierzy? Kto będzie chciałw to wierzyć? W dniu, gdy los się odwróci, przypiszą ci mordowanieniewinnych i czerpanie z tego korzyści.A kłamstwo lepisię do człowieka jak smoła. - Wiem. - Nie dadzą ci szansy na obronę.Takim jak ty nigdynie daje się szansy.Oblepią cię smołą.później.Po fakcie.Strzeż się, Dijkstra. - Strzegę się.Nie dostaną mnie. - Dostali twego króla, Vizimira.Słyszałem, sztyletw bok aż po gardę. - Króla łatwiej ugodzić niż szpiega.Mnie nie dostaną.Nigdy mnie nie dostaną. - I nie powinni.A wiesz, dlaczego, Dijkstra? Bo natym świecie musi być, kurwa, jakaś sprawiedliwość.***** Przyszedł taki dzień, gdy przypomnieli sobie tę rozmowę.Obaj.Król i szpieg.Dijkstra przypomniał sobie słowaEsterada w Tretogorze, gdy nadsłuchiwał kroków mordercównadchodzących ze wszystkich stron, wszystkimi korytarzamizamku.Esterad przypomniał sobie słowa Dijkstry nareprezentacyjnych marmurowych schodach, wiodących zEnsenady do Wielkiego Kanału.***** - Mógł walczyć - zamglone, niewidzące oczy GuiscardaVermuellena patrzyły w otchłań wspomnień.- Zamachowcówbyło tylko trzech, dziadek był silnym mężczyzną.Mógł walczyć, bronić się do chwili, gdy nadbiegłabystraż.Mógł też po prostu uciec.Ale była tam babka Zuleyka.Dziadek osłaniał i chronił Zuleykę, tylko Zuleykę,o siebie nie dbał.Gdy wreszcie przyszła pomoc, Zuleykanie była nawet draśnięta.Esterad dostał ponad dwadzieściapchnięć.Umarł po trzech godzinach, nie odzyskawszy przytomności.***** - Czytałeś kiedy Dobrą Księgę, Dijkstra? - Nie, Wasza Królewska Mość.Ale wiem, co tam jestnapisane. - Ja, Wyobraź sobie, wczoraj otworzyłem na chybiłtrafił.I trafiłem na takie zdanie: Na drodze do wiecznościkażdy stąpać będzie po swych własnych schodach, niosącswoje własne brzemię.Co o tym myślisz? - Czas na mnie, królu Esteradzie.Pora nieść własnebrzemię. - Bywaj w zdrowiu, szpiegu. - Bywaj w zdrowiu, królu.Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]