[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skowyt oznajmił jej, że jeden z nich niechybił celu.Hieny się cofnęły ponownie poza zasięg procy, gdy tymczasem kobietanacierała na nie pełna sprawiedliwego gniewu. - Macie! - To powinno trzymać je z dala, pomyślała, stającokrakiem nad kociakiem.Wtem przez twarz przebiegł jej krzywy uśmiech.- Co jarobię? Po co odpędzam je od kociaka, który i tak zdechnie? Jeżeli dopuszczę doniego hieny, to nie będą mnie więcej niepokoić. Nie mogę go z sobą zabrać.Nawet bym go nie uniosła.Nie całądrogę.Muszę się martwić tym, jak dociągnąć renifera.To niedorzeczne zawracaćsobie głowę kociakiem. Niedorzeczne? A gdyby Iza mnie wtedy zostawiła? Creb mówił, żezostałam umieszczona na jej ścieżce przez ducha Ursusa, a może ducha LwaJaskiniowego, ponieważ nikt inny nie zatrzymał się przy mnie.Nie mogła znieśćwidoku kogoś chorego lub rannego, musiała mu pomóc.To dzięki temu była takdobrą uzdrowicielką. Ja jestem uzdrowicielką.Może ten kociak znalazł się na mejdrodze po to, abym go znalazła.Gdy pierwszy raz przyniosłam do jaskini małegozajączka, ponieważ był ranny, Iza powiedziała, że to znaczyło, iż moimprzeznaczeniem było zostać uzdrowicielką.No cóż, to małe jest ranne.Nie mogęgo tak po prostu zostawić tym wstrętnym hienom na pożarcie. Ale jak zabiorę tego kociaka do jaskini? Złamane żebro możeprzebić mu płuco, jeżeli nie będę uważała.Będę musiała go obwiązać, nim ruszęgo z miejsca.Ten szeroki rzemień, którego używałam jako wędzidła, powinnien byćdobry.Mam go z sobą. Ayla zagwizdała na konia.O dziwo, bagaż, który Whinneyciągnęła, nie zaczepił się o nic, ale młoda klacz była nerwowa.Nie podobało jejsię przebywanie na terytorium lwa jaskiniowego; ona również należała do jegonaturalnych ofiar.Była nerwowa już od czasu polowania i przystawała co kilkachwil, aby się uwolnić od krępującego bagażu, co nie przyczyniało się do jejuspokojenia. Ayla skupiona na małym lwiątku nie zwracała uwagi na niepokójkonia.Owinęła już kociakowi żebra, lecz jedynym sposobem na zabranie go dojaskini, jaki jej przychodził do głowy, było położenie go na grzbiecie Whinney. Ale tego było już młodej klaczy za wiele.Gdy kobieta podniosławielkiego kociaka i spróbowała ułożyć go na jej grzbiecie, klacz stanęła dęba.Wpanice podskakiwała i rzucała się, próbując pozbyć się ciężaru i uwiązanejkonstrukcji, potem pognała w podskokach przez step.Renifer okręcony matą ztrawy, podskakiwał trząsł się za koniem, wtem zahaczył się o kamień.Opór, jakizaczął stawiać, zwiększył tylko panikę Whinney, doprowadzając ją do szału. Nagle rzemienie pękły, a kosze się przekręciły, ponieważprzeważyły tkwiące w nich długie ciężkie dzidy.Z otwartymi ze zdumienia oczymaAyla patrzyła, jak oszalały koń pognał przed siebie. Zawartość koszy wysypała się na ziemię, pozostały tylkosolidnie umocowane dzidy.Nadal przyczepione do koszy wiszących na klaczy dwadługie drzewca ciągnęły się za nią, ostrzami w dół, nie hamując wcale jej biegu. Ayla natychmiast spostrzegła, co dawało takie rozwiązanie,męczyła się przecież próbując wymyślić sposób na przetransportowanie ubitegorenifera i kociaka do jaskini.Trochę trwało, nim Whinney się uspokoiła.Aylaobawiając się, że koń może się pokaleczyć, gwizdała i wołała.Chciała iść zanim, ale obawiała się zostawić rena i kociaka na pastwę hien.Gwizdanie jednakprzyniosło skutek.Dźwięk ten kojarzył się Whinney z pieszczotami ibezpieczeństwem.Zataczając szerokie koło, klacz zakręcała w kierunku kobiety. Gdy w końcu wyczerpana i spieniona klacz się zbliżyła, Aylaobjęła ją z ulgą.Odwiązała uprząż i popręg i obejrzała ją dokładnie, aby sięupewnić, czy nie jest pokaleczona.Whinney pochyliła się do kobiety, rżąc cichoz udręczenia, przednie nogi rozstawiła szeroko, oddychała ciężko i trzęsła się. - Odpocznij, Whinney - powiedziała Ayla, gdy koń przestał drżeći zdawał się uspokajać.- I tak muszę to dopracować.Kobiecie nie przyszło namyśl, aby się gniewać na konia za to, że skakał, uciekł i wysypał jej rzeczy.Nie traktowała zwierzęcia jak swej własności mającej spełniać jej rozkazy.Whinney była raczej przyjacielem, towarzyszem.Jeżeli koń wpadł w panikę, tomusiał mieć ku temu powód.Proszono go o zbyt wiele.Ayla czuła, że powinnalepiej poznać możliwości konia, a nie próbować uczyć go lepszego zachowania.Wpojęciu Ayli, Whinney pomagała jej z własnej woli, ona zaś opiekowała się koniemz miłości. Kobieta pozbierała wszystko, co udało jej się znaleźć zzawartości koszy, potem przerobiła popręgowo-koszową uprząż, mocując dwie dzidyw taki sposób, w jaki same opadły, ostrzami w dół.Przymocowała do nich matę,którą był okręcony jeleń, tworząc w ten sposób pomiędzy nimi rodzaj noszy -znajdujących się za koniem, ale nie na ziemi.Przywiązała do nich rena, a potemostrożnie uwiązała nieprzytomnego kociaka.Whinney, gdy się uspokoiła, zdawałasię łatwiej akceptować popręg i uprząż, i spokojnie stała, kiedy Ayla jądopasowywała. Gdy już kosze były na miejscu, Ayla jeszcze raz sprawdziłakociaka, i dosiadła Whinney.W czasie jazdy do doliny kobieta była zdumionaefektywnością nowej metody transportu.Jedynie końce dzid ciągnęły się po ziemii ładunek nie zaczepiał o każdą napotkaną na drodze przeszkodę.Dzięki temu końmógł ciągnąć go z mniejszym wysiłkiem.Ayla odetchnęła spokojniej dopiero wtedy,gdy dotarli do doliny i jaskini. Zatrzymała się, aby Whinney odpoczęła i napiła się, a samaposzła dojrzeć kociaka.Nadal oddychał, ale nie była pewna, czy przeżyje.-Dlaczego znalazł się na mojej drodze? - zastanawiała się.Od chwili, gdy ujrzałalwiątko, myślała o swym totemie - czy to duch Lwa Jaskiniowego chciał, aby sięnim zajęła? Wtem inna myśl przyszła jej do głowy.Jeżeli nie zdecydowałabysię zabrać z sobą kociaka, to nigdy nie wpadłaby na pomysł z noszami.Czy jejtotem chciał jej to pokazać? Czy to był dar? Bez względu na to, czym to było,Ayla była pewna, że kociak nie bez powodu znalazł się na jej drodze i ona zrobiwszystko, co w jej mocy, aby uratować mu życie.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]