[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja z kolei, uważając toza swój obowiązek, zabierałem uczniów na pływackie wyprawy, chociaż nurkując wgłębokiej wodzie ciągle jeszcze nie modem pozbyć się uczucia strachu. A potem, zupełnie niespodziewanie, jak się wydawało, zrobiłosię za zimno na pływanie, pewnego zaś poranka starte kamienie Starego Dziedzińcaroziskrzyły się igiełkami szronu, a na naszych talerzach pojawiła się świeżawieprzowina - nieomylny znak, że do znajdujących się poniżej miasta wzgórzdotarł już prawdziwy mróz.Zastałem wezwany przed oblicze mistrza Gurloesa imistrza Palaemona. - Dochodzą nas pochlebne opinie na twój temat, Severianie -odezwał się pierwszy mistrz Gurloes.Okres twojej uczniowskiej służby dobiegajuż końca. - Wiek chłopięcy jest za tobą, a męski przed tobą - dodałniemal szeptem mistrz Palaemon.Jego głos był pełen ciepła i serdeczności. - Otóż to - ciągnął dalej mistrz Gurloes.- Zbliża się świętonaszej patronki.Przypuszczam, że myślałeś już o tym, nieprawdaż? Skinąłem głową. - A teraz kapitanem uczniów będzie Eata. - A ty? Nie rozumiałem pytania, co widząc mistrz Palaemon powtórzyłłagodnie: - A kim ty będziesz, Severianie? Katem? Wiesz, że jeśli chcesz,możesz opuścić nasze bractwo.Odpowiedziałem, że taka możliwość nigdy nawet nieprzeszła mi przez myśl.Starałem się, żeby zabrzmiało to tak, jakbym był wręczzaszokowany jego słowami, ale było to kłamstwo.Wiedziałem, podobnie jak każdy zuczniów, że rzeczywistym członkiem konfraterni zostawało się wówczas, kiedybędąc już mężczyzną, świadomie i dobrowolnie zgłaszało się do niej akces.Cowięcej, chociaż kochałem nasze bractwo, również go nienawidziłem - nie zacierpienia, które zadawało często niewinnym klientom, przewyższające nierzadkowielokrotnie ciężar win, jakie mogli oni popełnić, ale za to, że jego działaniabyły bezskuteczne i bezowocne, służące władzy nie tylko nieefektywnej ale iniewidocznej.Nie potrafię chyba lepiej oddać moich uczuć niż mówiąc, żenienawidziłem go za to, że mnie głodziło i upokarzało, a kochałem dlatego, żebyło moim domem, zaś kochałem je i nienawidziłem jednocześnie dlatego, żestanowiło przeżytek dawnych czasów, że było słabe i dlatego; że wydawało sięniezniszczalne. Rzecz jasna nie podzieliłem się tymi myślami z mistrzemPalaemonem, chociaż może bym to nawet uczynił, gdyby nie obecność mistrzaGurloesa.Wydawało się nieprawdopodobne, żeby ta deklaracja lojalności,uczyniona przez odzianego w łachmany wyrostka, została wzięta na serio, ale takwłaśnie się stało. - Niezależnie od tego, czy zastanawiałeś się nad tym, czy nie,ta możliwość stoi jeszcze przed tobą otworem.Wielu powiedziałoby, że głupotąjest odsłużyć ciężkie, uczniowskie lata i odmówić wejścia w poczet czeladnikówbractwa, ale możesz tak uczynić, jeżeli taka będzie twoja wola. - Dokąd miałbym pójść? - Nie mogłem im tego powiedzieć, ale towłaśnie była główna przyczyna, dla której zdecydowałem się pozostać.Wiedziałem,że zaraz za murami Cytadeli, a właściwie za murami naszej wieży zaczyna sięszeroki świat, ale nie mogłem sobie wyobrazić, że mógłbym znaleźć w nim dlasiebie jakieś miejsce.Miałem do wyboru niewolę lub pustkę wolności. - Wychowałem się w naszym bractwie - dodałem w obawie, żeznajdą odpowiedź na moje pytanie. - Tak - skinął poważnie głową mistrz Gurloes.- Ale nie jesteśjeszcze katem.Nie przyodziałeś się w fuligin. Dłoń mistrza Palaemona, sucha i pomarszczona niczym dłoń mumii,zacisnęła się na mojej. - Neofici powiadają: "Znak pozostanie z nami już na zawsze".Chodzi tu nie tyle o ich wiedzę i wiarę, w o krzyżmo, które noszą.Ty wiesz,jakie jest nasze. Pochyliłem potwierdzająco głowę. - Jest jeszcze trudniejsze do zmycia.Gdybyś opuścił nas teraz,ludzie mówiliby: "Był wychowany przez katów".Kiedy jednak przekroczysz tenpróg, nikt nie powie inaczej, jak tylko: "On jest katem".Cokolwiek byś robił,zawsze i wszędzie będziesz słyszał: "On jest katem".Rozumiesz? - Nie chcę słyszeć nic innego. - To dobrze - powiedział mister Gurloes i niespodziewanieobydwaj uśmiechnęli się, mistrz Palaemon pokazując swoje starte, zużyte zęby, aGurloes prostokątne i żółte niczym zęby martwego kucyka.- Nadszedł w takimrazie czas, żebyśmy wyjawili ci ostateczną tajemnicę.- Nawet teraz, kiedy piszęte słowa, słyszę jeszcze dobitny, podniosły ton jego głosu.- Lepiej, żebyś miałczas przemyśleć ją, zanim rozpocznie się ceremonia. Po czym wyjawili mi sekret, którego istota stanowi serce i sensistnienia naszej konfraterni, i który jest tym bardziej święty, ponieważ niechroni go żadna liturgia, tylko leży nagi w objęciach Wszechstwórcy.Zaprzysięgli mnie, żebym nigdy nikomu go nie wyjawił, tylko wtedy, gdy tak jakoni będę kiedyś wprowadzał mego ucznia w tajemnice naszego bractwa.Złamałem tęprzysięgę, podobnie jak wiele innych.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]