[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obraziła się na kuzynkę i opuściła wesele.Prawdopodobniebardzo chętnie poszła w las z mordercą, choć nie wiedziała, że idzie po swojąśmierć.Co zaś tyczy starej Jastrzębskiej, to bez przerwy opowiadała wszystkim,jak to ona jeszcze nie tak dawno z wszystkimi się puszczała, jak to do niej,jako wdowy, przychodził każdy po przyjemność.Żałowała tamtych czasów i tamtychchwil, wyrzekała na swoją starość, że tego już robić nie może. - To prawda - zgodził się Niegłowicz, przypominając sobie, comówiła Jastrzębska do Joachima przed tablicą ogłoszeniową. - I jeszcze jedno było dla nich wspólne - rzekł Śledzik.-Wszystkie trzy były słabe fizycznie.Morderca, doktorze, nie jest żadnymosiłkiem.Wybiera ofiary, które się będą słabo broniły.Nie napada na kobietysilne i rosłe.To jakiś chuderlak. - Albo starzec - zauważył przekornie Niegłowicz. - Nie, doktorze.On pastwił się nad ofiarami, deptał jekolanami, łamał żebra, wyłamywał palce.To wyraz młodej męskiej nienawiści,zadraśniętej młodej męskiej dumy.Morderca jest mężczyzną stosunkowo młodym, alechuderlak.Doktorze, błagam pana, niech pan pomyśli, kto w tej wsi tak bardzonienawidzi kobiet! Niegłowicz ukrył twarz w dłoniach.Głos jego brzmiał terazgłucho i niewyraźnie. - Od dnia zabójstwa Haneczki niemal noc w noc wstawałem z łóżkai ze strzelbą w dłoni skradałem się na tamtą polankę, łudząc się, że go tamnapotkam, gdy spróbuje napaść na nową ofiarę albo po prostu przyjdzie na miejscezbrodni, aby odtworzyć ją sobie w wyobraźni i doznać ponownej radości.Takprzecież bywa z podobnymi osobnikami.Prawie noc w noc, kapitanie, skradałem sięz bronią w ręku, aby go dopaść i zabić.Tak, przyznaję, zamierzałem go zabić.Teraz wiem, że musiał mnie zauważyć, że podjął ze mną jakąś straszną grę.Następną ofiarę zamęczył jeszcze bliżej mojego domu, w dole po sadzonkach.Czyto nie było jego wyzwanie dla mnie? Czy nie słyszy pan, jak on sobie ze mniedrwi, jak śmieje się szyderczo? Następną dziewczynę zadusił w końcu listopada,zapewne tej właśnie nocy nie poszedłem w stronę polanki.A może uczynił to,zanim wyruszyłem z domu albo wówczas, gdy już do swego domu powróciłem? Możewidział, jak przechodząc obok dołu po sadzonkach mijałem zwłoki zamordowanejprzez niego dziewczyny i doznawał podwójnej radości: że znowu zabił i że ja otym nie wiem? Myślę, że on czuje się przez to w pewien sposób Wywyższony,rozpiera go duma i poczucie bezkarności. - Czy we wsi wiedzą, że pan tam prawie co noc chodzi i chcezabić mordercę? - cichym głosem zapytał Śledzik. - Nie wiem, czy wiedzą, że tam chodzę.Ale domyślają się, żepostanowiłem go zabić. Nastała chwila milczenia, którą przerwał Śledzik. - To nie jest gra tylko między nim i panem, doktorze.Trzeciąofiarą miała być stara Jastrzębska, którą napadł w najbardziej uczęszczanymmiejscu w wiosce, przy drodze koło cmentarza.Ta okropna gra toczy się takżemiędzy nim i ludźmi w wiosce, którzy budzą w nim wstręt i nienawiść; ponieważulegają swoim namiętnościom.Plotkarze twierdzą, że raz w roku wszyscy żyją tuze wszystkimi jak zwierzęta.Czy bez żadnej przyczyny pan Porwasz nazwałSkiroławki kochanym kurwidołkiem? Jest to również gra między prawem ibezprawiem, między sprawiedliwością i niesprawiedliwością.Ma pan rację, żezabójcę rozpiera duma i poczucie wyższości.W tej potrójnej czy poczwórnej grzeon jest na razie zwycięzcą i tryumfatorem.Dlatego, moim zdaniem, spróbujedokonać kolejnej zbrodni.Albo jeszcze bliżej pańskiego domu lub niemal naoczach całej wsi. Śledzik spojrzał na zegarek, zamknął czerwony notes ipodziękował za kolację.Następnie pożegnał doktora i wsiadł do samochoduoczekującego przed bramą domu na półwyspie.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]