[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Roboty z ziaren Kobaltu - Kadmusa są mocne i agresywne,pancerze odporne na pociski, nawet eksplodujące i kumulujące, ale najprostszypistolet plazmowy pozwala je zniszczyć. No i świetnie! - pomyślał Jason. Ale to nie było jeszcze wszystko.Midi udzieliła mu dwóchważnych rad.Pierwsza: należy wsadzać ziarna do ziemi nie jednocześnie, a pokolei, bo wtedy można będzie niszczyć roboty w miarę ich powstawania.I druga:na wypadek, gdyby ten proces stał się zbyt szybki, daruje mu specjalnydezintegrator, udający zwyczajny odłamek granitowej skały.Należy go cisnąć wnajwiększy gąszcz wrogów, a wtedy, dzięki awarii w swoich programach, zaczną sięniszczyć nawzajem. Jason szczerze podziękował za wszystko, a kamyk - dezintegratorstarannie ukrył w wewnętrznej kieszeni kurtki astrokomandosa.Ale na tyminstruktaż się nie zakończył. - Jesteś najsilniejszy, Jasonie, jesteś najmądrzejszy -szeptała Midi.- Najpiękniejszy - dodała, wyraźnie przesadzając.Ale i tacyherosi jak ty popełniają czasem błędy.Dlatego na wszelki wypadek weź jeszczeto.Chcę, żebyś się nie przejmował żadnymi błędami, jakie popełnisz w walce zrobotami Kadmusa.Połkniesz moje tabletki, przyciśniesz ten guzik i możesz wejśćnawet pod ogień artyleryjski. Jason przyjął i ten dar.Przeczytał oznaczenia na cienkiejplastikowej fiolce z jasnopomarańczowymi kapsułkami i zaniemówił ze zdumienia.Była to psyrocylina - preparat od dawna zakazany w Galaktyce: sześciokrotniezwiększał siłę biopola człowieka.Jego skutki uboczne były nieprzewidywalne,dlatego śmiertelnie niebezpieczne, ale badania wykazały, że wszystkie dodatkoweefekty ściśle zależały od czasu oddziaływania preparatu na ludzki organizm.Znaczyło to, że odpowiednio krótkie oddziaływanie można było uważać zapraktycznie nieszkodliwe.Na opakowaniu widniała również wyrazista jakreklamówka uwaga: lekarstwo ma działanie impulsowe, czyli mechanizm wzmocnieniabiopola włącza się tylko w razie absolutnej konieczności i na bardzo krótko.Ograniczało to szkodliwe oddziaływanie do minimum.Jason słyszał kiedyś o tymwynalazku, ale nigdy wcześniej nie miał go w ręku.Miniaturowy przyrząd byłprostym, ale nadzwyczaj wygodnym transformatorem energii psi naelektromagnetyczną, z automatycznym przestrajaniem.Krótko mówiąc, włączywszyurządzenie i łyknąwszy tabletki, każdy mógł, mając do dyspozycji tylko swojeciało, odbijać pociski, bomby, czołgi w ich pełnym biegu i strategicznegwiazdoloty w maksymalnym ciągu. - Dziękuję - szepnął Jason raz jeszcze.- Nigdy nie zapomnętwojej pomocy. Midi milczała i patrzyła na swego przybysza oczyma pełnymi łez.Nie wiadomo, czy przewidziała, że ich znajomość skończy się wielkim oszustwem,czy dręczyła ją popełniona wobec ojczyzny zdrada, a może zazdrość o wspaniałąblondynkę, która przyleciała z Jasonem.W każdym razie gwiezdny włóczęga,honorowy Pyrrusanin i następca tronu Jason dinAlt nagle poczuł współczucie dlatej kruchej dziewczyny, która z potrzeby serca ratowała mu życie.Zrobił krok doprzodu, objął ją, nawet na sekundę nie zapominając o Mecie, i., pocałował,wyobrażając sobie, że całuje swą ukochaną walkirię. Nie należało tego robić.Pocałunek był nad wyraz długi.Jasonbardzo szybko poczuł, że choć to nie Meta lgnie do niego, odczuwa wielkąprzyjemność.Zawstydził się, zasmucił, zrobiło mu się przyjemnie i strasznie.Czyżby on też się zakochał? Tego jeszcze brakowało! Oderwał ją od siebie i patrząc w płonące radością czarne oczy,powiedział poważnie: - Żegnaj.Naprawdę nigdy nie zapomnę twojej pomocy. - Do widzenia - poprawiła go Midi, oślepiając uśmiechem.-Zobaczymy się jutro.Tu, o tej samej porze.Wszystko będzie dobrze, ale.Musisz jeszcze zabrać okrotkawi z magicznego Lasu Arskiego, a nie zdołasz tegodokonać beze mnie.Do widzenia, Jasonie! Jason wypadł na ulicę i spazmatycznie wdychał nocną wilgoć,przepełnioną aromatem kwiecia i morza.Odruchowo wyjął z kieszeni paczkępapierosów, zacisnął papierosa w zębach i długo szukał w kieszeniachzapalniczki. Jego ręce może nie drgały, ale poruszały się dość chaotycznie. - Meto, daj ognia! Też pomysł. - Guza tam! - uśmiechnęła się mściwie Meta.- Palenie osłabiaprzyrodzenie.A jeśli jutro na polu bitwy będziesz tak samo machał rękami, toraczej nie dostaniemy tu niczego poza pociskami i napalmem. - Niepotrzebnie się złościsz - powiedział Jason, stopniowo sięuspokajając.- Ta dziewczyna w świątyni dała mi broń, zapewnia zwycięstwo iwcale nie usiłowała mnie skusić.Tak więc wszystko będzie dobrze.Gorzej potem,na końcu i o tym należy już teraz myśleć. Odnalazł w końcu zapalniczkę - przypomniał sobie o standardowymodpalaczu w sygnecie i chciwie się zaciągnął. Meta nawet na niego nie spojrzała i choć doszli do hotelu oboksiebie, nie zamienili nawet jednego słowa.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]