[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po czym wyj¹³em cudown¹ Dziewi¹t¹ z jej koszulki, tak ¿e Ludwik Van te¿ by³ nagi, i puœci³em ig³ê w syk na koñcow¹ czêœæ, co jest sama rozkosz.No i rozleg³o siê, basowe struny jakby mi gada³y spod ³Ã³¿ka z reszt¹ orkiestry, a potem ludzki g³os wszed³ i mówi³ im wsiem, ¿eby siê daæ w radochê, a potem ta przekrasna b³oga melodia ca³a o Radoœci, jaka to przewoschodna iskra z nieba, i zaraz poczu³em, jak we mnie skoczy³y w œrodku te stare tygrysy i rzuci³em siê na te dwie psiczki.Teraz ju¿ nie widzia³o im siê, ¿e to figle, i nie z uciechy krzycz¹c przysz³o im siê zdaæ na czudackie i dzikie ¿¹dze Aleksandra Ogromniastego, a chuci te, przez Dziewi¹t¹ i dziab na dodatek, by³y wprost nies³ychane i gromadne i nadzwyczaj wymagaj¹ce, o braciszkowie moi.Tylko ¿e obie dziuszki by³y ju¿ oczeñ oczeñ na cyku i nie mog³y za wiele czuæ.Jak ostatnia czêœæ sz³a po raz drugi z ca³ym tym gromem i krzykiem ¿e Frojda Frojda Frojda, to te dwie dycholatki ju¿ wcale nie by³y wielkie damy i wyrafino.Tak jakby siê obudzi³y od tego, co im siê robi w te ma³e osóbki, i ¿e chc¹ do domu i ¿e jestem ta wœciek³a bestia.A wygl¹da³y jak po wielkim zra¿aniu siê, no i faktycznie by³y, ca³e obite i spuchniête na ryju.Trudno, jak siê nie idzie do szko³y, to trza siê inaczej pouczyæ.No i w³aœnie nauczy³y siê.A teraz krzycza³y i robi³y o! o! o! wci¹gaj¹c na siebie ciuszki, i ciupcia³y mnie tymi pi¹steczkami, a ja le¿a³em rozwalony, brudny i go³y na tym wyrku, zrypany i spluty.Ta ma³a Sonietta krzycza³a: - Pod³e zwierzê i bestia! Wstrêtna ohyda! - Wiêc da³em im pozbieraæ swoje barachlo i sp³yn¹æ, i zrobi³y to, jêcz¹c, ¿e powinny siê mn¹ zaj¹æ polucyjniaki i ca³y ten szajs.No i podra³owa³y w dó³ po schodach, a ja odp³yn¹³em w kimono, ci¹gle przy tym Frojda Frojda Frojda Frojda na ca³ego w grzmocie i wrzasku.5A faktycznie tak wysz³o, ¿e zbudzi³em siê póŸno (ko³o siódmej trzydzieœci na moim zegarku) i pokaza³o siê, ¿e to nie by³o rozumne.Zrazu widaæ, jak wszystko liczy siê na tym niecharoszym œwiecie.W try miga pajmiosz, jak jedno prowadzi do drugiego.Recht recht recht.Moje stereo ju¿ nie zasuwa³o ¿e Radoœæ i ¿e Uœcisk Uœcisk Wam Miliony, wiêc ktoœ je musia³ wykluczyæ, czyli ¿e ojczyk albo maciocha, oboje teraz dawszy siê odliczno s³yszeæ w bywalni (to znaczy sto³owej) i s¹dz¹c po tym brzêk brzêk talerzy i siorb siorb czaju ze stakanów, siedz¹cy przy swoim wymêczonym ¿arciu po ca³ym dniu pracolenia on w tej farbami a ona w magazynie.Bidne chryki.Pieczalne drewniaki.W³o¿y³em podom i wyjrza³em do nich, przebrany za kochaj¹cego jedynaka.- Czeœ czeœ czeœ - zagai³em.- Odpuœci³em se ten dzionek i ju¿ mi git.Teraz mogê iœæ na wieczór popracoliæ, ¿eby ciut zarabotaæ.- Bo w tym czasie oni dowierzali, albo tak mówili, ¿e ja siê tym zajmujê.- Mniam niam, maæku! A mogê tego dostaæ? - To by³ taki jak gdyby paj w mro¿once, który ona rozmroz i potem odgrza³a nie wygl¹da³ zbyt apetycznie, ale wypada³o to skazaæ.Facio ³ypn¹³ na mnie tak jakby podejrzliwie i nie za oczeñ mu coœ ponrawiwszy siê, ale milcza³, bo ju¿ wiedzia³ ¿e morda i ani gu gu, a maciocha da³a siê w taki ustawszy jakby œmieszek, co to synu jedyny owocu mego ¿ywota i te pe.Wytañczy³em ja do ³azienki i da³em se bardzo skory prysk na ca³ego, czuj¹c siê brudny i klejaszczy, a potem do nory i w ciuch na wieczór.Po czym ju¿ œwiec¹cy siê, uczesany, wyszczotko i git galant z kiciorem, przysiad³em na kusoczek paju.Ojczyk zagai³:- Nie ¿ebym siê chcia³ wtr¹caæ, synu, ale w³aœciwie gdzie ty chodzisz wieczorami do pracy?- Ooch - ¿wykn¹³em z pe³nej gêby - ró¿nie, tak pomagam i w ogóle.Tu i tam, jak siê hapnie.- I pog³aziwszy mu tak szmucyk prosto w œlepia, jakby mówi¹c, ¿e niech uwa¿a co jest jego brocha, a co moja to moja.- O pieni¹dze nigdy nie proszê, recht? Na ³achy ani te¿ na ubaw, nikagda, co? No to czego siê rozpytywaæ?Facio od razu grzeczniulko bube³ w kube³.- Przepraszam, synu - powiada.- Tylko tak siê czasami martwiê.Czasem mi siê coœ przyœni.Mo¿esz siê z tego œmiaæ, ale mimo wszystko coœ w tych snach jest.Zesz³ej nocy przyœni³eœ mi siê i bardzo mi siê ten sen nie podoba³.- O? - Teraz miê zainteresowa³, ¿e tak œni o mnie.I lak mi siê przywidzia³o, ¿e ja chyba te¿ mia³em jakiœ sen, ale nie mog³em go tak naisto wspomnieæ.- No no? - zapyta³em przestawszy ¿wykaæ tego klej¹cego siê paja.- To by³o jak ¿ywe - powiedzia³ facio.- Widzia³em, jak le¿ysz na ulicy, a inni ch³opcy ciê bij¹.Wygl¹dali jak ci ch³opcy, z którymi siê zadawa³eœ, zanim ciê skierowano ostatni raz do szko³y poprawczej.- Tak? - Zeœmia³em siê z tego w œrodku, ¿e mój ojczyk dowierza, ¿e ja siê faktycznie naprostowa³em, albo stara siê dowierzaæ w to, ze dowierza.I tu przypomnia³em sobie mój drzym, co go mia³em dziœ rano, jak Georgie wydaje te generalskie rozkazy, a stary Jo³op siê obœmiewa bez zêbów i siepie batem.Ale mówiono mi, ¿e w snach to idzie na odwrót.- Nie martw siê o twego syna jednorodzonego i dziedzica, o mój zaprawdê ojcze! - rzek³em.- Zb¹dŸ siê trwóg.On w¿dy poradziech sobie zdoli albowiem.- A ty - snuje mój ojczyk - le¿a³eœ ca³kiem bezradny we krwi i nie mog³eœ siê broniæ.-To ju¿ by³o na huzia i na odwrót, wiêc apiaæ siê w sobie po cichu z lekka obszczerzy³em, po czym wygrzeba³em wsie dziengi z karmanów i dŸwiêkn¹lem je na zaœwiniony od sosów obrus.- Na tu, faæku - powiadam - niewiele tego.Tyle co zarabota³em przesz³ej nocy.Mo¿e starczy na jeszcze jednego szkota dla ciebie i maæki gdzieœ w mi³ym zaciszu.- Dziêkujê, synu - odpowiedzia³.- Ale my teraz niedu¿o wychodzimy.Boimy siê za du¿o wychodziæ, kiedy tak siê zrobi³o na ulicy.Ci m³odzi chuliganie i tym podobne.Ale dziêkujê ci.Jutro przyniosê jej za to jak¹œ butelczynê.- I zgarn¹³ te nieuczciwie nabyte golce do karmanu w sztanach, bo maæ zmywa³a jak raz posudê w kuchni.A ja wyby³em, ca³y krugom w kochaj¹cych u³ybkach.Jak znalaz³em siê po schodach na dole budynku, to siê nieco zdziwi³em.A nawet wiêcej.Bo stan¹³em z jap¹ szeroko rozpachniêt¹ jakby mi ziewak w rozdziaw zaskoczy³.Oni przyszli mnie spotkaæ.Czekali ko³o pogryzmolonego na gêsto municypalnego malowid³a nagiej godnoœci trudu, go³oguzych mu¿yków i psioch z powag¹ u kó³ napêdowych przemys³u, jak ju¿ mówi³em, z ca³ym tym szajsem wypisanym z ich ust przez niegrzecznych malczyków.Jo³op mia³ wieli gruby œryk z czarnej farby t³uszczowej i gwazdra³ nim brudne s³owa, du¿e i na balszoj, po naszym fresku municypalnym i jak to Jo³op dawa³ ten swój rechot - ³uuu hu hu hu! - zatrudniaj¹c siê tym.Ale obróci³ siê, jak Georgie i Pete dali mi stary czeœ prywiet, oba w b³ysk b³ysk ukazuj¹c po dru¿eski kafle, i tr¹bn¹³: On jest, on przybywszy, ura! - i puœci³ siê w kilka nie³owkich piruetów.- Ju¿ martwiliœmy siê - powiada Georgie.- My tam czekamy i doimy se mleczko na brzytwach, a ciebie mo¿e to czy tamto oskorbi³o, no to wpadli my do twojej katedry.Tak to rychtyk i by³o, Pietia, recht?- Ano ja ¿e recht! - mówi Pete.- Prze pieprzê praszam - powiedzia³em ostro¿no.- Baszka mnie ciut poboliwa³a i musia³em przekimaæ.Nie zbudzili mnie jak przykaza³em.Ale wiêc jesteœmy w kupie i gotowi po³uczyæ, co ta stara noc nam przyniesie, tak? - Jak gdyby przej¹³em to: tak? od P.R.Deltoida, mojego post kurwatora.A¿ dziwne.- To przykre, ¿e ciê bola³o - wstawia ¯or¿yk, tak niby ¿e oczeñ troskliwie.- Mo¿e za du¿o nadu¿ywasz tej baszki, co? Na to rozkazywanie i dyscyplinê i te pe.A na pewno ju¿ ból ci przeszed³? A na pewno ci nie lepiej wleŸæ abratno do wyrka? - I wszyscy siê z lekka obœmiali.- Nu pagadi - odkaza³em
[ Pobierz całość w formacie PDF ]