[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedziała nakamiennym piecu przy grobowcu; machała w powietrzu krótkimi nogami. Paul Dure uniósł twarz ku niebu. - Nie mogę uwierzyć, że wolą ojca Hoyta było umrzeć, żebym jamógł żyć. Martin Silenus zerknął z ukosa na księdza. - Więc jaka będzie twoja wola, padre? Dure nie zawahał się. - Chcę.modlę się o to.żeby Bóg zakończył plagę tych dwóchobrzydliwości - wojny i Chyżwara - raz na zawsze. Zapanowała cisza.Słychać było odległy świst i jęki wiatru. - Tymczasem - powiedziała Lamia - musimy zdobyć trochę żywnościalbo nauczyć się żywić powietrzem. Dure pokręcił głową. - Dlaczego zabraliście tak mało zapasów? - Wszyscy oczekiwaliśmy, że zginiemy albo zwyciężymy pierwszejnocy - wyjaśnił konsul.- Nie przewidzieliśmy, że tak długo tu zostaniemy. Brawne Lamia wstała i otrzepała spodnie. - Idę - powiedziała.- Dam radę przynieść jedzenia na cztery,pięć dni, jeśli to będą racje polowe. - Ja też pójdę - zaoferował się Martin Silenus. Zapadła cisza.W ciągu tygodniowej pielgrzymki między poetą aLamią kilka razy o mały włos nie doszło do bijatyki; dziewczyna raz groziła, żego zabije.Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę. - W porządku - powiedziała wreszcie.- Pójdźmy teraz do Sfinksapo nasz prowiant i bidony z wodą. Cała grupa ruszyła w górę doliny.Od zachodniej ściany zaczęłyrosnąć cienie.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]