[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - W takim razie to są moje żony. - Rozumiem.Wyjaśnij im może przy sposobności, żeco było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. - Wyjaśniałem.Ale baby jak to baby.Mniejsza z tym.Opowiadaj, Yennefer.Interesują mnie postępy w twej pracy. - Niestety - czarodziejka zagryzła wargi - postępy sąznikome.A czas ucieka. - Ucieka - kiwnął głową jarl.- I wciąż przynosi nowesensacje.Otrzymałem wieści z kontynentu, powinny cięzainteresować.Pochodzą one z korpusu Vissegerda.Wiesz,mam nadzieję, kim jest Vissegerd? - Generał z Cintry? - Marszałek.Dowodzi wchodzącym w skład armiitemerskiej korpusem złożonym z cintryjsidch emigrantówi wolentarzy.Służy tam dość ochotników z wysp, bymmiał wieści z pierwszej ręki. - I co masz? - Ty trafiłaś tu, na Skellige, dziewiętnastego sierpnia,dwa dni po pełni.Tego samego dnia, dziewiętnastego,znaczy, korpus Vissegerda w czasie walk nad Iną zagarnąłgrupę zbiegów, wśród których byli Geralt i ten jegoznajomy trubadur. - Jaskier? - Właśnie.Vissegerd oskarżył obu o szpiegostwo,uwięził i bodaj zamierzał stracić, ale obaj więźniowie zbieglii sprowadzili na Vissegerda Nilfgaardczyków, z którymibyli jakoby w zmowie. - Bzdura. - Też mi się tak wydaje.Ale chodzi mi po głowie, żeWiedźmin, wbrew temu, co sądzisz, realizuje może jakiśsprytny plan.Chcąc ratować Ciri wkrada się w łaski Nilfgaardu. - Ciri nie ma w Nilfgaardzie.A Geralt nie realizujeżadnego planu.Planowanie nie jest jego najmocniejsząstroną.Zostawmy to.Ważne jest, że mamy już dwudziestegoszóstego sierpnia, a ja nadal wiem zbyt mało.Zbytmało, by cokolwiek przedsięwziąć.Chyba, żeby. Zamilkła, wpatrzona w okno, bawiąc się przypiętą doczarnej aksamitki gwiazdą z obsydianu. - Żeby co? - nie wytrzymał Crach an Craite. - Miast kpić z Geralta, spróbować jego metody. - Nie rozumiem. - Można spróbować poświęcenia, jarlu.Podobno gotowośćdo poświęceń potrafi zaprocentować, przynieść dobryskutek.W postaci chociażby łaski bogini.Która lubi i cenipoświęcających się i cierpiących za sprawę. - Nadal nie rozumiem - zmarszczył czoło.- Ale niepodoba mi się to, co mówisz, Yennefer. - Wiem.Mnie też nie.Ale już i tak zaszłam za daleko.Tygrys mógł już usłyszeć pobekiwanie koźlęcia.***** - Tego się obawiałam - szepnęła Triss.- Tego właśniesię obawiałam. - Co znaczy, że dobrze wtedy pojąłem - mięśnie nażuchwach Cracha an Craite zagrały silnie.- Yennefer wiedziała,że ktoś podsłucha rozmowy, które wiodła za pomocątej piekielnej machiny.Albo że ktoś z rozmówców zdradzi ją podle. - Albo jedno i drugie. - Wiedziała - zgrzytnął zębami Crach.- Ale dalejrobiła swoje.Bo to miała być przynęta? Ona sama miałabyć przynętą? Udawała, że wie więcej, niż wiedziała, bysprowokować wroga? I popłynęła na Głębię Sedny. - Rzucając wyzwanie.Prowokując.Strasznie ryzykowała, Crach. - Wiem.Nie chciała narażać nikogo z nas.Poza ochotnikami.Dlatego poprosiła o dwa drakkary. - Mam dla ciebie dwa drakkary, o które prosiłaś."Alkyone"i "Tamarę".I drużynę, ma się rozumieć."Alkyone"dowodził będzie Guthlaf, syn Svena, prosił o ten zaszczyt,przypadłaś mu do gustu, Yennefer."Tamarą" dowodzi AsaThjazi, kapitan, do którego mam absolutne zaufanie.Aha, byłbym zapomniał.W załodze "Tamary" będzie teżmój syn, Hjalmar Krzywogęby. - Twój syn? Ile ma lat? - Dziewiętnaście. - Wcześnie zaczynałeś. - Przygarnął kocioł garnkowi.Hjalmar prosił owłączenie go do załogi z powodów osobistych.Nie mogłem odmówić. - Z powodów osobistych? - Naprawdę nie znasz tej historii? - Nie.Opowiedz. Crach an Craite wychylił róg, zaśmiał się do swoichwspomnień. - Dzieciaki z Ard Skellig - zaczął - uwielbiają zimąbawić się na łyżwach, doczekać się nie mogą na mróz.Pierwsze wyłażą na lód, ledwo skuje jezioro, na taflę takcienką, że dorosłych by nie utrzymała.Ma się rozumieć,najlepszą zabawą są wyścigi.Rozpędzić się i gnać, ile sił,z jednego krańca jeziora na drugi.Chłopaki zaś urządzajązawody w tak zwanym "skoku łososia".Polega to na skakaniu nałyżwach przez przybrzeżne skałki, sterczące z lodujak rekinie zęby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]