[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To by³o piekielnie twarde ¿ycie.Zawsze mówi³em, ¿e bruk nie jest dobry dla konia.Taki ju¿ jest ten nasz parszywy Londyn.A myœlisz, ¿e mnie siê to podoba³o? Ty jesteœ koniem ze wsi i ja te¿ jestem ze wsi.A¿ mnie coœ w œrodku œciska, kiedy pomyœlê, ¿e zawsze œpiewa³em w koœcielnym chórze.Ale tam nie by³o dla mnie ¿ycia, ot co.- Och, b³agam was, dajcie ju¿ spokój - odezwa³ siê Digory.- Mo¿emy iœæ? Lew oddala siê od nas z ka¿d¹ chwil¹.A ja naprawdê muszê z nim porozmawiaæ.To dla mnie strasznie wa¿ne.- Rozumiesz teraz, Truskawku? - zapyta³ doro¿karz.- Ten m³ody pan ma na g³owie jak¹œ wa¿n¹ sprawê, o której chce porozmawiaæ z tym Lwem, co go nazywacie Aslanem.A mo¿e byœ siê zgodzi³, ¿eby pojecha³ na tobie.nie bój siê, zrobi to z czuciem.tam, gdzie jest Lew? Truchtem.A ja z t¹ panienk¹ pójdziemy za wami.- Zêby pojecha³ na mnie? Och, teraz pamiêtam.To znaczy, ¿e musia³by wleŸæ na mój grzbiet.Pamiêtam, ¿e kiedyœ, dawno temu, by³ taki jeden z was, dwunogów, który to robi³.Tylko ¿e on zawsze mia³ w kieszeni ma³e, kwadratowe kawa³ki czegoœ takiego bia³ego i twardego.Zawsze mnie przedtem tym czêstowa³.Ach, to smakowa³o cudownie, to by³o s³odsze od trawy!- Pewnie ci chodzi o kostkê cukru - rzek³ doro¿karz.- Bardzo ciê proszê, Truskawku - przerwa³ im znowu Digory - pozwól mi usi¹œæ na twoim grzbiecie i zawieŸ mnie do Aslana.- No có¿, nie bêdê siê sprzeciwiaæ, przynajmniej tym razem.W³aŸ.- Dobry, stary Truskawek - rzek³ doro¿karz.- ChodŸ, m³odzieñcze, podsadzê ciê.Wkrótce Digory siedzia³ ju¿ na koniu, zreszt¹ ca³kiem pewnie, bo ju¿ nieraz jeŸdzi³ na oklep na swoim kucyku na wsi.- A teraz w drogê, Truskawku! Wioooo!- A nie masz przypadkiem przy sobie tej bia³ej, twardej rzeczy?- Niestety, nie mam - odrzek³ Digory.- Có¿, nic na to nie poradzimy - westchn¹³ koñ i ruszy³ w drogê.W tym momencie wielki buldog, który od pewnego czasu wêszy³ niespokojnie i wypatrywa³ czegoœ w oddali, rzek³:- Spójrzcie.Czy to nie jest jeszcze jedno takie dziwne stworzenie na dwóch nogach, tam, nad rzek¹, miêdzy krzewami?Wszystkie zwierzêta popatrzy³y w tamtym kierunku i zobaczy³y wuja Andrzeja stoj¹cego nieruchomo wœród rododendronów i maj¹cego nadziejê, ¿e nikt go nie widzi.- ChodŸcie! Zobaczymy, kto to taki - odezwa³o siê kilka g³osów.I tak, podczas gdy Truskawek oddala³ siê szybkim truchtem z Digorym na grzbiecie (a Pola i doro¿karz próbowali za nimi nad¹¿yæ pieszo), wiêkszoœæ Narnijczyków ruszy³a ku wujowi Andrzejowi z porykiwaniem, ujadaniem, chrz¹kaniem i innymi odg³osami pogodnego zainteresowania.Musimy teraz cofn¹æ siê nieco w czasie, ¿eby wyjaœniæ, jak ca³a ta scena wygl¹da³a z punktu widzenia wuja Andrzeja.A mo¿ecie byæ pewni, ¿e wszystko to, co siê tam dzia³o, robi³o na nim zupe³nie inne wra¿enie ni¿ na doro¿karzu i dzieciach.Bo tak ju¿ jest, ¿e to, co siê widzi i s³yszy, zale¿y w du¿ej mierze od tego, gdzie siê stoi i kim siê jest.Od samego pocz¹tku, gdy tylko zaczê³y siê pojawiaæ ró¿ne zwierzêta, wuj Andrzej w³azi³ coraz g³êbiej w zaroœla.Przez ca³y czas obserwowa³ je uwa¿nie, ale nie tyle z ciekawoœci, co z obawy, czy nie zamierzaj¹ siê na niego rzuciæ.Podobnie jak Czarownica by³ osob¹ bardzo praktyczn¹.Nie zauwa¿y³, ¿e Aslan wybra³ po jednej parze z wiêkszoœci gatunków zwierz¹t, widzia³ tylko mnóstwo niebezpiecznych, dzikich bestii, kr¹¿¹cych bez celu tu i tam.Dziwi³o go jedno: dlaczego wszystkie inne zwierzêta nie uciekaj¹ przed Lwem.Kiedy nadesz³a owa wielka chwila, w której zwierzêta przemówi³y, wuj Andrzej w ogóle tego nie zauwa¿y³, a sta³o siê tak z doœæ interesuj¹cego powodu.Od samego pocz¹tku, gdy Lew zacz¹³ œpiewaæ w ciemnoœciach, wuj Andrzej zda³ sobie sprawê, ¿e to, co s³yszy, jest jak¹œ pieœni¹.Ale pieœñ bardzo mu siê nie podoba³a.Sprawia³a, ¿e czu³ siê tak, jak wcale nie chcia³ siê czuæ, a do g³owy przychodzi³y mu takie myœli, które wcale nie sprawia³y mu przyjemnoœci.Potem, kiedy wzesz³o s³oñce i zobaczy³, kto tak œpiewa („To tylko jakiœ lew” - pomyœla³ wtedy z ulg¹), uparcie wmawia³ w siebie, ¿e Lew nie œpiewa i nigdy nie œpiewa³ - tylko ryczy, tak jak ka¿dy lew w naszym œwiecie, zamkniêty w ogrodzie zoologicznym.„Przecie¿ to oczywiste, ¿e lew nie mo¿e naprawdê œpiewaæ - myœla³.- Musia³o mi siê tylko zdawaæ.W koñcu trudno siê dziwiæ, nerwy mam zupe³nie rozstrojone.Czy ktoœ kiedykolwiek s³ysza³ o œpiewaj¹cym lwie?” A im d³u¿ej i piêkniej Lew œpiewa³, tym usilniej wuj Andrzej próbowa³ w siebie wmówiæ, ze przecie¿ nie mo¿e s³yszeæ ¿adnego œpiewu, tylko zwyk³y ryk.A tak ju¿, niestety, bywa, ¿e kiedy ktoœ próbuje byæ g³upszym, ni¿ jest, bardzo czêsto staje siê g³upszy naprawdê.W ka¿dym razie wujowi Andrzejowi to siê uda³o.Wkrótce zamiast cudownego œpiewu Aslana s³ysza³ tylko ryk lwa.Wkrótce te¿ po prostu nie móg³ ju¿ s³yszeæ niczego prócz ryku, nawet gdyby chcia³.I kiedy w koñcu Aslan przemówi³ i powiedzia³: „Narnio, przebudŸ siê!”, wuj Andrzej nie s³ysza³ ¿adnych s³Ã³w, tylko jakieœ warczenie.A kiedy zwierzêta w odpowiedzi przemówi³y, s³ysza³ tylko szczekanie, pomrukiwanie, porykiwanie i wycie.A kiedy wybuchnê³y œmiechem - no có¿, sami mo¿ecie sobie to wyobraziæ.I by³o to dla niego, oczywiœcie, gorsze ni¿ wszystko, co siê do tej pory wydarzy³o: straszliwy, mro¿¹cy krew w ¿y³ach, og³uszaj¹cy ryk g³odnych i wœciek³ych bestii, jakiego nie s³ysza³ nawet w najbardziej koszmarnych snach.A potem ku swemu najwiêkszemu przera¿eniu zobaczy³, ¿e trójka pozosta³ych ludzi wychodzi na œrodek ³¹ki, by spotkaæ siê ze zwierzêtami.„G³upcy! - powiedzia³ sobie w duchu.- Teraz te bestie po³kn¹ pierœcienie razem z dzieæmi i nigdy ju¿ nie wrócê do domu.Có¿ to za samolubny potwór, ten Digory! Reszta te¿ nie jest lepsza.Jeœli chc¹ po¿egnaæ siê z ¿yciem, to ich sprawa.Ale co bêdzie ze MN¥? Wcale o tym nie myœl¹.Nikt o MNIE nie myœli”.Kiedy ca³a chmara zwierz¹t ruszy³a biegiem ku niemu, wuj Andrzej zrobi³ to, co niew¹tpliwie musia³o byæ dla niego jedynym m¹drym wyjœciem: odwróci³ siê i zacz¹³ uciekaæ, przekonany, ¿e ratuje w ten sposób ¿ycie.Teraz ka¿dy mia³ sposobnoœæ zobaczyæ, co ze starszym panem zrobi³o magiczne powietrze tego m³odego œwiata
[ Pobierz całość w formacie PDF ]