[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Owó¿ to nawet jest raczej naganne, choæ dzieje siê wsposób duchowy i dla chwa³y Boga.Albowiem nawet mi³oœæ, jak¹ odczuwa dusza, jeœli niema siê na bacznoœci i wita ow¹ mi³oœæ ¿arliwie, upada potem 268lub te¿ dzia³a w nie³adzie.Och, mi³oœæ ma rozmaite w³aœciwoœci, dusza najpierwroztkliwia siê przez ni¹, potem staje u³omna.Ale póŸniej czuje prawdziwy ¿ar mi³oœciBoskiej i krzyczy, i p³acze, i czyni siê kamieniem w³o¿onym do pieca, by rozpad³ siê wwapno, i trzeszczy liŸniêta p³omieniem.— I ta jest godziwa?Hubertyn pog³adzi³ mnie po g³owie i kiedy spojrza³em na niego, zobaczy³em, ¿e oczyzasz³y mu ³zami rozczulenia.— Tak, ta jest wreszcie mi³oœci¹ godziw¹.— Cofn¹³ rêkê obejmuj¹c¹ moje ramiona.Ale jak¿e trudn¹ — doda³—jak¿e jest bowiem trudno odró¿niæ j¹ od tamtej.l czasem, kiedytwoj¹ duszê kusz¹ demony, czujesz siê niby ktoœ powieszony, kto trwa tak na szubienicy, zrêkami zwi¹zanymi na plecach, oczyma zas³oniêtymi, i wiruj¹c w pustce ¿yje wszak, lecz bez¿adnej pomocy, ¿adnego wsparcia, ¿adnego lekarstwa.Jego twarz by³a teraz nie tylko zalana ³zami, lecz i zroszona potem.— IdŸ ju¿ — powiedzia³ pospiesznie — powiedzia³em ci to, co chcia³eœ wiedzieæ.Zjednej strony chór anielski, z drugiej gardziel piek³a.IdŸ i niechaj pochwalony bêdzie PanNasz.Z powrotem rzuci³ siê na kolana przed Najœwiêtsz¹ Pann¹ i us³ysza³em, jak ³ka cicho.Modli³ siê.Nie wyszed³em z koœcio³a.Rozmowa z Hubertynem rozpali³a mi w duszy i wtrzewiach dziwny ogieñ i niewypowiedziany niepokój.Byæ mo¿e przez to sta³em siê sk³onnydo niepos³uszeñstwa i postanowi³em ruszyæ do biblioteki.Nawet nie wiedzia³em, czego tamszukam.Chcia³em samotnie zwiedziæ nieznane miejsce, urzeka³a mnie myœl, ¿e rozeznam siêbez pomocy mojego mistrza.Wspi¹³em siê tam niby Dulcyn na górê Rubello.Mia³em ze sob¹ kaganek (czemu zabra³em go ze' sob¹? mo¿e ju¿ przedtempowzi¹³em ten sekretny plan?) i wszed³em do ossuarium prawie z zamkniêtymi oczyma.Razdwa znalaz³em siê w skryptorium.269Musia³ to byæ wieczór zgubny, bo kiedy szpera³em z zaciekawieniem miêdzy sto³ami,spostrzeg³em, ¿e na jednym z nich spoczywa otwarty manuskrypt, który jeden z mnichów wtych dniach przepisywa³.Natychmiast przyci¹gn¹³ mój wzrok tytu³: Historia fratris DulciniHeresiarchc.Zdaje siê, ¿e by³ to stó³ Piotra z SanfAlbano, o którym powiedziano mi, ¿episze monumentaln¹ historiê herezji (po tym wszystkim, co zdarzy³o siê w opactwie,naturalnie ju¿ jej nie pisze - lecz nie uprzedzajmy wydarzeñ).Nie by³o wiêc nic niezwyk³egow tym, ¿e ten j tekst tu siê znalaz³, a by³y te¿ inne traktuj¹ce o pokrewnym temacie, opatarenach i biczownikach.Ale przyj¹³em tê sposobnoœæ jako nadprzyrodzony znak.niewiem jeszcze, niebiañski czy diabelski, i pochyli³em siê, by czytaæ chciwie to, co tamnapisano.Tekst nie by³ zbyt d³ugi i w pierwszej czêœci mówi³, ze znacznie wiêksz¹ iloœci¹szczegó³Ã³w, których nie pamiêtam, to samo, co powiedzia³ mi ju¿ Hubertyn.By³a tamrównie¿ mowa o wielu zbrodniach pope³nionych przez dulcynian w czasie wojny i oblê¿enia.I o koñcowej bitwie, która by³a bardzo okrutna.Ale znalaz³em tam równie¿ rzeczy, o którychHubertyn mi nie mówi³, i opowiedziane przez kogoœ, kto najwyraŸniej je widzia³ i jeszcze mia³nimi i rozpalon¹ wyobraŸniê.|Dowiedzia³em siê wiêc, jak to w marcu 1307 roku, w Wielk¹ Sobotê, Dulcyn,Ma³gorzata i Longin, wreszcie ujêci, doprowadzeni byli do miasta Biella i oddani biskupowi,który czeka³ na postanowienie papie¿a.Papie¿ zaraz, jak pozna³ nowinê, przekaza³ j¹ królowiFrancji Filipowi pisz¹c: „Dosz³y do nas wieœci wielce po¿¹dane, p³odne w radoœæ i wesele,albowiem ten diabe³ siewca zarazy, ten syn Beliala i szpetny herezjarcha Dulcyn, po wieluniebezpieczeñstwach, trudach, rzeziach i czêstych najazdach, wraz ze swoimi zwolennikamitrafi³ do naszych lochów przez zas³ugê naszego czcigodnego brata Raniera, biskupa zYercelli, schwytany w dniu Œwiêtej Wieczerzy Pana, a liczni ludzie, którzy byli z nim.dotkniêci zaraz¹, padli zabici tego¿ dnia." Papie¿ by³ bez litoœci dla wiêŸniów i poleci³biskupowi skazaæ ich na œmieræ.Tak wiêc w lipcu tego¿ roku, pierwszego dnia miesi¹ca,heretycy oddani.zostali ramieniu œwieckiemu.270l kiedy rozdŸwiêcza³y wszystkie dzwony, wprowadzono ich miêdzy oprawcami nawóz, za którym sz³a milicja i który jecha³ przez ca³e miasto, a na ka¿dym rogu szarpanorozpalonymi cêgami cia³a winowajców.Ma³gorzatê spalono najpierw, przed Dulcynem,któremu nawet nie drgn¹³ ¿aden miêsieñ na twarzy, tak jak nie wyda³ z siebie jêku, kiedy cêgik¹sa³y mu cia³o.Potem wóz jecha³ dalej, i po drodze oprawcy zanurzali swoje ¿elaza w na-czyniach pe³nych roz¿arzonych g³owni.Dulcyn przeszed³ inne jeszcze mêki i przez ca³y czasby³ niemy, poza momentem, kiedy odcinali mu nos, gdy¿ skuli³ nieco ramiona, i kiedywyrywali mu cz³onek mêski, gdy¿ w tym momencie wyda³ przeci¹g³e westchnienie, jakbyskowyt.Ostatnie s³owa, jakie wyrzek³, œwiadczy³y o braku skruchy, i ostrzeg³, ¿ezmartwychwstanie trzeciego dnia.Potem zosta³ spalony, a jego prochy rozrzucono na czterywiatry.Zamkn¹³em manuskrypt dr¿¹cymi d³oñmi.Dulcyn pope³ni³ wiele zbrodni, jak mipowiedziano, ale zosta³ w straszliwy sposób spalony.I zachowywa³ siê na stosie.jak? Znieugiêtoœci¹ mêczenników czy z zuchwa³oœci¹ potêpionych? Kiedy pi¹³em siê chwiejnymkrokiem po schodach prowadz¹cych do biblioteki, poj¹³em, czemu jestem taki udrêczony.Przypomnia³em sobie nagle scenê, któr¹ widzia³em niewiele miesiêcy wczeœniej, wkrótce poprzybyciu do Toskanii.Rozwa¿a³em nawet, jak to siê sta³o, ¿e dot¹d jej sobie nieprzypomnia³em; mo¿e chora dusza chcia³a zatrzeæ wspomnienie, które ci¹¿y³o na niej nibyinkub.Po prawdzie nie zapomnia³em o niej, gdy¿ za ka¿dym razem, kiedy s³ysza³em, ¿erozmawia siê o bra-ciaszkach, wraca³ mi obraz tej sprawy, ale zaraz odgania³em go wkryjówki mego ducha, jakbym zgrzeszy³ przez to, i¿ by³em œwiadkiem owej okropnoœci.Po raz pierwszy o braciaszkach us³ysza³em w owych dniach, kiedy ujrza³em weFlorencji, jak palono jednego z nich na stosie.By³o to na krótko przed spotkaniem w Pizie zbratem Wilhelmem.OpóŸnia³ swój przyjazd do tego miasta i ojciec da³ mi pozwolenie, bymzwiedzi³ Florencjê, której piêkne koœcio³y wychwalano przy mnie.Wêdrowa³em po Toskanii,by lepiej nauczyæ siê pospolitego jêzyka italijskiego, i w koñcu przebywa³em przez 271tydzieñ we Florencji, gdy¿ wiele s³ysza³em o tym mieœcie i pragn¹³em je poznaæ.Tak siê z³o¿y³o, ¿e ledwie przyby³em, us³ysza³em, jak mówi¹ o sprawie, którawzburzy³a ca³e miasto.Pewien braciaszek heretyk, oskar¿ony o zbrodnie przeciwko religii ipostawiony przed biskupem i innymi ludŸmi Koœcio³a, by³ w tych dniach poddany surowejinkwizycji.I id¹c za tymi, którzy mi o tej sprawie powiedzieli, uda³em siê na miejsce, gdziemia³o siê to staæ, i s³ysza³em, jak ludzie mówi¹, ¿e ten braciaszek imieniem Micha³ by³ wistocie cz³ekiem nader pobo¿nym, ¿e g³osi³ pokutê i ubóstwo, powtarzaj¹c s³owa œwiêtegoFranciszka, i zosta³ postawiony przed sêdziów wskutek niegodziwoœci kilku niewiast, któreudaj¹c, i¿ siê przed nim spowiadaj¹, przypisa³y mu póŸniej heretyckie s³owa; i nawet zosta³ujêty przez ludzi biskupa w³aœnie w domu owych niewiast, co zdumia³o mnie, albowiemcz³owiek Koœcio³a nie powinien udzielaæ sakramentów w miejscach tak ma³o stosownych;lecz niechybnie s³aboœci¹ braciaszków by-lo to, ¿e nie zachowywali w nale¿ytymposzanowaniu nakazów obyczajnoœci, i mo¿e tkwi³a jaka prawda w powszechnej opinii,która zarzuca³a im nie tylko herezjê, ale te¿ w¹tpliwe obyczaje (tak samo o katarach mówi³osiê zawsze, i¿ s¹ bu³garami i sodomitami)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]