[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Bruce wy³¹czy³ radio.— Co za bajzel! Ruffy, gdzie jest to Senwati Mission?— Na koñcu bagien, ko³o granicy z Rodezj¹.— Dziewiêædziesi¹t kilometrów od Port Reprieve—mrukn¹³ Bruce, nie próbuj¹c ukryæ zaniepokojenia.— Ale drog¹ to bêdzie wiêcej, szefie; ponad sto piêædziesi¹t.— Przy tej pogodzie to im zajmie jakieœ trzy, cztery dni, wliczaj¹c czas na grabie¿e.Chyba dobrze policzy³em, co? Musimy dotrzeæ do Port Reprieve jutro przed wieczorem i wynieœæ siê stamt¹d do rana.— To dlaczego nie jedziemy noc¹? — zapyta³ Hendry, odj¹wszy butelkê od ust.— Lepsze to, ni¿ siedzieæ tu i daæ siê ze¿reæ moskitom.— Zostajemy — odpar³ Bruce.— Nic nam z tego nie przyjdzie jak siê wykoleimy.Warty co trzy godziny, sier¿ancie — zwróci³ siê do Ruffy'ego.— Porucznik Haig jako pierwszy, potem porucznik Hendry, porucznik de Surrier, a ja na koñcu, o œwicie.— Dobra, szefie.Pójdê sprawdziæ, czy moje ch³opaki nie œpi¹.— Ruffy wyszed³ z przedzia³u; jego buty zachrzêœci³y na pot³uczonym szkle z okien korytarza.— Ja te¿ ju¿ pójdê.— Mikê wsta³ i naci¹gn¹³ pa³atkê na ramiona.— Oszczêdzaj baterie w reflektorach, Mikê.Przeczesuj co jakieœ dziesiêæ minut.— W porz¹dku, Bruce.— Haig spojrza³ na Hen-dry'ego.— Zawo³am ciê o dziewi¹tej.54— Ach jak przyjemnie, stara cioto.Udanego polowanka! — Wally przedrzeŸnia³ akcent Mike'a, a kiedy ten opuœci³ przedzia³, doda³: — Durny stary pierdo³a.Czemu on musi tak g³upio gadaæ?Nikt mu nie odpowiedzia³.Podci¹gn¹³ koszulê z ty³u.— Andre, co ja tam mam na plecach?— Pryszcza.— No to go wyciœnij.Bruce obudzi³ siê w nocy, spocony, wokó³ jego twarzy bzycza³y moskity.Wci¹¿ la³o.Co parê minut odbite œwiat³o reflektora na dachu wagonu rozjaœnia³o nieco mrok przedzia³u.Na dolnej pryczy le¿a³ na wznak Mikê Haig.Twarz lœni³a mu od potu i krêci³ g³ow¹ na poduszce, zgrzytaj¹c zêbami.By³ to odg³os, do którego Bruce siê ju¿ przyzwyczai³ i wola³ go od chrapania Hendry'ego.— Biedny stary pierdo³a — szepn¹³.Na ³Ã³¿ku naprzeciwko pojêkiwa³ Andre de Surrier.We œnie, z opadaj¹cymi na czo³o ciemnymi w³osami, wygl¹da³ jak dziecko.Deszcz usta³ z nadejœciem œwitu.S³oñce zaczê³o grzaæ, jeszcze nim oderwa³o siê od horyzontu i nad ociekaj¹cym wod¹ lasem unios³a siê mgie³ka.Im dalej na pó³noc, tym las robi³ siê gêstszy, a jego poszycie bardziej spl¹tane ni¿ w okolicy Elisabethville.Przez ciep³¹ mgie³kê Bruce dojrza³ wreszcie wie¿ê ciœnieñ w Msapa Junction, wznosz¹c¹ siê ponad lasem niczym latarnia morska; jej srebrzyst¹ powierzchniê znaczy³y brunatne pasma rdzy.Pokonali ostatni zakrêt torów i ich oczom ukaza³y siê bez³adnie rozrzucone zabudowania niewielkiej osady.Sta³o tu zaledwie kilka budynków i panowa³a atmosfera opuszczenia, w³aœciwa miejscu, które obraca siê z powrotem w d¿unglê.Tu¿ przy torach oprócz wysokiej wie¿y ciœnieñ wznosi³y siê betonowe pojemniki na wêgiel.Dalej sta³ budynek stacyjny z drewna i ¿elaza, z du¿¹ tablic¹ na dachu:MSAPA JUNCTION.963 m npm.W stronê lasu prowadzi³a aleja wysadzana drzewami o ciemnozielonych liœciach i pomarañczowych kwiatach.Na jej koñcu widnia³ rz¹d domków.56Jeden z budynków sp³on¹³, pozosta³a po nim tylko kupa poczernia³ych od ognia ruin.Ogródki, po trzech miesi¹cach zaniedbania, straci³y wszelkie poczucie dyscypliny.— Maszynisto, stañ przy wie¿y.Masz piêtnaœcie minut na nape³nienie bojlera.— Dziêkujê, monsieur.Lokomotywa, posapuj¹c ciê¿ko, zatrzyma³a siê pod wie¿¹ ciœnieñ.— Haig, weŸ czterech ludzi i idŸcie pomóc maszyniœcie.— Robi siê.Bruce w³¹czy³ radiotelefon.— Hendry?— Witaj.— Zbierz patrol, z szeœciu ¿o³nierzy, i przeszukajcie te domki.Potem przepatrzcie skraj buszu, nie ¿yczymy tu sobie niespodziewanych goœci.Wally Hendry pomacha³ rêk¹ z pierwszego wagonu na znak potwierdzenia.— Daj mi jeszcze de Surriera — za¿¹da³ Bruce.Patrzy³, jak Hendry przekazuje nadajnik.—De Surrier, pod nieobecnoœæ Hendry'ego dowodzisz platformami.Os³aniajcie Hen-dry'ego i uwa¿ajcie na zaroœla z ty³u.Stamt¹d te¿ mog¹ siê zjawiæ.Wy³¹czy³ radio i zwróci³ siê do sier¿anta:— Ty zostañ na dachu, Ruffy.Pójdê ich pogoniæ przy tej wodzie.Jak zobaczysz coœ podejrzanego, to nie przysy³aj mi pocztówki, tylko od razu wal.— WeŸ sobie œniadanie, szefie — rzek³ Ruffy, skin¹wszy g³ow¹, i poda³ mu otwart¹ butelkê piwa.— To lepsze ni¿ jajecznica na szynce.— Bruce wzi¹³ butelkê, po czym zszed³ na peron.Popijaj¹c piwo, przespacerowa³ siê wzd³u¿ poci¹gu pod wie¿ê ciœnieñ.— Pe³na jest? — zawo³a³ do uwijaj¹cych siê na górze Haiga i maszynisty.— Do po³owy — odpar³ Mikê.— Na k¹piel starczy, jeœli masz ochotê.57— Nie kuœ mnie.— Pomys³ wyda³ mu siê nagle wielce atrakcyjny, czu³ bowiem zatêch³y odór w³asnego cia³a, a powieki mia³ opuchniête i swêdz¹ce po uk¹szeniach mos-kitów.— Królestwo za prysznic.Przesun¹³ d³oni¹ po brodzie, czuj¹c pod palcami szorstkoœæ zarostu.Obserwowa³, jak zrzucaj¹ na parowóz p³Ã³ciennego wê¿a.Niski, puco³owaty maszynista wspi¹³ siê na lokomotywê i siad³ okrakiem na kotle, mocuj¹c koñcówkê wê¿a do jego wlotu.Okrzyk za plecami sprawi³, ¿e Bruce odwróci³ siê b³yskawicznie.Zobaczy³ Hendry'ego z jego patrolem.Wlekli ze sob¹ jako jeñców dwoje dzieci.— Ukrywali siê w pierwszym domku! — zawo³a³ Hen-dry.— Chcieli daæ nogê do buszu.Szturchn¹³ jedno z nich bagnetem.Dzieciak wrzasn¹³ i zacz¹³ siê wyrywaæ z r¹k prowadz¹cego go ¿andarma.— Doœæ tego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]